czwartek, 16 marca 2017

Od Maxa CD Ariel

Ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Jęknąłem i wcisnąłem odrzuć na wyświetlaczu i odłożyłem telefon z powrotem na szafkę nocną. Z ogromną niechęcią wypełzłem spod kołdry i udałem się do łazienki. Po szybkiej toalecie i przebraniu się w końskie ciuchy niemal wybiegłem z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Fakt, trochę mi się zaspało, a minuty nieubłaganie gnały do przodu wskazując już 6.45. Chyba zdążę ogarnąć Newta przed siódmą?
Po wejściu do stajni potruchtałem prędko przez korytarz, wpadając wprost do siodlarni. Omiotłem pomieszczenie rozbieganym spojrzeniem i zdałem sobie sprawę z tego, że sprzęty osób będących ze mną w grupie już dawno zostały stąd zabrane. Porwałem siodło ogiera i inne pierdółka i podążyłem tą samą drogą do jego boksu. Gniadosz wpatrywał się we mnie intensywnie z postawionymi uszami jakby ganiąc mnie za brak pośpiechu. Koń cofnął się do tyłu gdy otwierałem bramkę i przywitał mnie głośnym rżeniem. Kiedy schyliłem się, żeby położyć osprzęt ogiera, ten zaczął mnie trącać w kieszenie, domagając się smakołyka.
- Nie mam nic dzisiaj dla ciebie, stary. - podrapałem gniadosza po czole - Musimy się pospieszyć, bo spóźnimy się na trening.
Wypowiedziawszy to otwarłem skrzynkę z przyborami do czyszczenia i wyciągnąłem z niej iglaka. Szybkimi ruchami wyszczotkowałem nią posklejaną i matową sierść gniadosza. Kilka razy przejechałem jeszcze ręką po jego grzbiecie i w miejscu gdzie ma być popręg żeby upewnić się czy aby na pewno nie została najmniejsza grudka. Następnie chwyciłem szczotkę o miękkim włosiu i wyczesałem nią kurz i inne drobinki spomiędzy sierści. Zakaszlałem kilka razy, bo wszystko latało w powietrzu. Dokończyłem dzieła czyszcząc kopystką kopyta ogiera, który o dziwo stał dziś nadzwyczaj spokojnie. Później przyszedł czas na siodłanie. Postanowiłem założyć Newtowi jego miętowy (Tak stwierdziła Sammy, bo dla mnie to był zielony zmieszany z niebieskim. Kobiety jednak znają się na kolorach.) czaprak i owijki, które dostał ode mnie na mikołaja. Kiedy na korytarzu rozległy się stukoty kopyt i otwieranych bramek zapinałem szybko podgardle ogłowia Newtona. Zrobiłem krok w tył oceniając swoje dzieło i sprawdzając czy aby na pewno o niczym nie zapomniałem. Następnie chwyciłem wodze i wyprowadziłem gniadosza na korytarz. Ten jakby ożył i zaczął przebierać nogami z podekscytowania. Uśmiechnąłem się do siebie na ten widok i zacmokałem na ogiera, który parsknął i przyspieszył kroku.
Będąc już na zewnątrz z ulgą stwierdziłem, że niebo zaczęło się rozpogadzać. Skierowaliśmy się całą grupą na halę, a gdy już byliśmy w środku przywitał nas pogodny głos Ruby Steward. Trening rozpoczęliśmy od krótkiej rozgrzewki. Wolty w kłusie, galopie, drążki, slalom. Potem przyszła kolej na niskie krzyżaki i cavaletti. Newt przeskakiwał każdą przeszkodę nawet się nie męcząc, a po pokonaniu jednej zaraz ciągnął na drugą. Na następną część treningu pani Ruby zaplanowała skoki przez większe przeszkody czyli oksery itp. Na widok krótkiego toru, który pojawił się na hali Newton znów zaczął dreptać w miejscu i strzyc uszami. Kiedy w końcu przyszła kolej na nas gniadosz ruszył pędem na pierwszą przeszkodę. Odliczyłem kroki konia i w momencie jego wybicia
się w powietrze wstrzymałem oddech. Newt płynnie pokonał krzyżaka i skierował się następnie na stacjonatę. Sprawiało mu to tyle radości. Pomyślałem sobie, że gdyby konie potrafiły się uśmiechać z pewnością na pysku gniadosza widniałby teraz uśmiech od ucha do ucha. Po stacjonacie zrobiliśmy szeroką woltę i skierowaliśmy się na tripplebarre. Po skończeniu toru zwolniłem Newtona do kłusa a potem do stępu i poklepałem go po szyi.
Po treningu wyczyściłem tak z grubsza gniadosza i wypuściłem go na pastwisko. Odpiąłem uwiąz zostawiając mu tylko kantar. Newt potrząsnął łbem i odkłusował do grupki koni pasących się nieco dalej. Ja natomiast ponownie skierowałem się do boksu ogiera i odniosłem z powrotem cały sprzęt do siodlarni. Następnym przystankiem była stołówka. Mój żołądek co chwilę wydawał coraz to głośniejsze odgłosy, domagając się śniadania. Przedtem jednak wstąpiłem do swojego pokoju w celu przebrania się i zabrania plecaka z książkami. Dopiero wtedy udałem się na stołówkę. Będąc już naprawdę blisko poczułem przyjemny zapach jajecznicy i tostów.
Po śniadaniu spędzonym w towarzystwie Samanthy, Cole'a i reszty naszej paczki wszyscy powędrowaliśmy na lekcje. Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie, a przerwy spędzone na rozmowie za to mijały w mgnieniu oka. Kiedy wreszcie nadszedł koniec miałem chwilę dla siebie. Postanowiłem więc przytnąć sobie małego komara i zdrzemnąć się do obiadu. Nastawiłem sobie budzik i wpełzłem pod kocyk. Niemal od razu zapadłem w płytki sen.
Chwila spokoju minęła jak z bicza strzelił i denerwująca melodyjka rozbrzmiała w pokoju sygnalizując, że pora iść na obiad. Westchnąłem i podniosłem się na łokciach. Moją uwagę przykuł podręcznik do historii, który pożyczyłem od Cole'a. Wypadałoby mu go oddać zwłaszcza, że jutro mamy historię. Wstałem z łóżka, chwyciłem książkę i wyszedłem na korytarz. Zbiegłem po schodach i skierowałem się w stronę pokoju numer 11. Nagle otworzyły się inne drzwi i wychodząc z nich wpadła na mnie jakaś dziewczyna. Nie spodziewałem się tego i z lekkim zaskoczeniem spojrzałem na nieznajomą. Za nic nie potrafiłem połączyć jej twarzy ze znanymi mi osobami w Morgan. Czyżby nowa?
- Przepraszam. - wydusiłem pierwszy, a że moja ciekawość jest nienasycona musiałem zadać to pytanie - Jesteś nowa?
Dziewczyna zmierzyła mnie nieodgadnionym wzrokiem.

Ariel? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz