Po wejściu do stajni potruchtałem prędko przez korytarz, wpadając wprost do siodlarni. Omiotłem pomieszczenie rozbieganym spojrzeniem i zdałem sobie sprawę z tego, że sprzęty osób będących ze mną w grupie już dawno zostały stąd zabrane. Porwałem siodło ogiera i inne pierdółka i podążyłem tą samą drogą do jego boksu. Gniadosz wpatrywał się we mnie intensywnie z postawionymi uszami jakby ganiąc mnie za brak pośpiechu. Koń cofnął się do tyłu gdy otwierałem bramkę i przywitał mnie głośnym rżeniem. Kiedy schyliłem się, żeby położyć osprzęt ogiera, ten zaczął mnie trącać w kieszenie, domagając się smakołyka.
- Nie mam nic dzisiaj dla ciebie, stary. - podrapałem gniadosza po czole - Musimy się pospieszyć, bo spóźnimy się na trening.
Wypowiedziawszy to otwarłem skrzynkę z przyborami do czyszczenia i wyciągnąłem z niej iglaka. Szybkimi ruchami wyszczotkowałem nią posklejaną i matową sierść gniadosza. Kilka razy przejechałem jeszcze ręką po jego grzbiecie i w miejscu gdzie ma być popręg żeby upewnić się czy aby na pewno nie została najmniejsza grudka. Następnie chwyciłem szczotkę o miękkim włosiu i wyczesałem nią kurz i inne drobinki spomiędzy sierści. Zakaszlałem kilka razy, bo wszystko latało w powietrzu. Dokończyłem dzieła czyszcząc kopystką kopyta ogiera, który o dziwo stał dziś nadzwyczaj spokojnie. Później przyszedł czas na siodłanie. Postanowiłem założyć Newtowi jego miętowy (Tak stwierdziła Sammy, bo dla mnie to był zielony zmieszany z niebieskim. Kobiety jednak znają się na kolorach.) czaprak i owijki, które dostał ode mnie na mikołaja. Kiedy na korytarzu rozległy się stukoty kopyt i otwieranych bramek zapinałem szybko podgardle ogłowia Newtona. Zrobiłem krok w tył oceniając swoje dzieło i sprawdzając czy aby na pewno o niczym nie zapomniałem. Następnie chwyciłem wodze i wyprowadziłem gniadosza na korytarz. Ten jakby ożył i zaczął przebierać nogami z podekscytowania. Uśmiechnąłem się do siebie na ten widok i zacmokałem na ogiera, który parsknął i przyspieszył kroku.

się w powietrze wstrzymałem oddech. Newt płynnie pokonał krzyżaka i skierował się następnie na stacjonatę. Sprawiało mu to tyle radości. Pomyślałem sobie, że gdyby konie potrafiły się uśmiechać z pewnością na pysku gniadosza widniałby teraz uśmiech od ucha do ucha. Po stacjonacie zrobiliśmy szeroką woltę i skierowaliśmy się na tripplebarre. Po skończeniu toru zwolniłem Newtona do kłusa a potem do stępu i poklepałem go po szyi.

Po śniadaniu spędzonym w towarzystwie Samanthy, Cole'a i reszty naszej paczki wszyscy powędrowaliśmy na lekcje. Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie, a przerwy spędzone na rozmowie za to mijały w mgnieniu oka. Kiedy wreszcie nadszedł koniec miałem chwilę dla siebie. Postanowiłem więc przytnąć sobie małego komara i zdrzemnąć się do obiadu. Nastawiłem sobie budzik i wpełzłem pod kocyk. Niemal od razu zapadłem w płytki sen.
Chwila spokoju minęła jak z bicza strzelił i denerwująca melodyjka rozbrzmiała w pokoju sygnalizując, że pora iść na obiad. Westchnąłem i podniosłem się na łokciach. Moją uwagę przykuł podręcznik do historii, który pożyczyłem od Cole'a. Wypadałoby mu go oddać zwłaszcza, że jutro mamy historię. Wstałem z łóżka, chwyciłem książkę i wyszedłem na korytarz. Zbiegłem po schodach i skierowałem się w stronę pokoju numer 11. Nagle otworzyły się inne drzwi i wychodząc z nich wpadła na mnie jakaś dziewczyna. Nie spodziewałem się tego i z lekkim zaskoczeniem spojrzałem na nieznajomą. Za nic nie potrafiłem połączyć jej twarzy ze znanymi mi osobami w Morgan. Czyżby nowa?
- Przepraszam. - wydusiłem pierwszy, a że moja ciekawość jest nienasycona musiałem zadać to pytanie - Jesteś nowa?
Dziewczyna zmierzyła mnie nieodgadnionym wzrokiem.
Ariel? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz