- Emmm... Chciałem zapytać czy... Nie pojechałabyś ze mną do schroniska? -spytałem i podrapałem się po szyi
Dziewczyna była wyraźnie zdziwiona, ale o dziwo zgodziła się. Weszła do pokoju i wyłączyła laptop.
- Daj mi chwilkę. Przebiorę się. -powiedziała
Z uśmiechem oparłem się o futrynę, a dziewczyna zniknęła w łazience.
***
Gdy Carmen była gotowa udaliśmy się na parking. Otworzyłem jej drzwi do auta..
- O proszę jaki dżentelmen. -zaśmiała się wsiadając
Jechaliśmy w milczeniu, co jakiś czas spoglądając na siebie. W pewnym momencie stwierdziłem, że włączę radio.
- Ooo! Zostaw, dobry kawałek! -powiedziała brunetka i zaczęła zabawnie kiwać głową w przód i w tył
***
Dojechaliśmy do schroniska. Odkąd wysiedliśmy z auta słyszeliśmy jazgot
psów, czuliśmy odrażający smród. Psy gniotły się ze sobą w ciasnych
boksach. Ciężko było przechodzić obok nich obojętnie.. Jeden kochańszy
od drugiego..
Tak idąc i spoglądając na nie miałem ochotę wziąć je wszystkie. Nie mogę
zrozumieć i nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy kupują psa czy kota na
prezent, a potem, gdy "zabawka" już się znudzi wyrzucają ją na próg, lub
przywiązują do drzewa. Masakra!
***
Idąc tak wzdłuż kojcy czułem jak łezka zaczyna kręcić mi się w oku, ale
musiałem być twardy. Carmen nie powstrzymywała się od płaczu.
Przytuliłem ją lekko. Tak zwany przyjacielski uścisk, ponoć pomaga.
Dziewczyna otarła oczy i spojrzała na mnie. W pewnym momencie uwagę
przykuł tak naprawdę niczym nie wyróżniający się, starszy psiak.
Podeszłem do boksu, jego oczy nie miały już tej iskry w oku, był smutny,
brak mu było nadziei. Na oko ma już ponad pięć lat, na ciele widać było
wiele blizn, po czym można stwierdzić, że wiele już w życiu przeszedł.
Jest to nieduży psiak w typie pit bull'a. Uśmiechnąłem się pod nosem..
Już wiedziałem, że to ten.
Poprosiłem wolontariuszkę o smycz. Powiedziałem, że muszę z nim wyjść. Carmen towarzyszyła mi przez cały czas.
- Dzięki, że ze mną przyjechałaś.. -posłałem jej szczery uśmiech
- Nie masz za co dziękować. -odwzajemniła uśmiech
***
Po spacerze zająłem się papierkową robotą. Niedługo po tym podjechaliśmy
do weterynarza. Okazało się, że ma ciekawą historię kliniczną, w każdym
razie jest zdrowy, a to najważniejsze.
Pół godziny później byliśmy już w akademii. Wysiadłem, otworzyłem Carmen
drzwi i poszedłem po psa. Złapałem za smycz, a ten ładnie wyskoczył z
auta. Uniósł w górę ogon i rozejrzał się bacznie dookoła. Nim weszliśmy
do akademika kilkakrotnie zaszczekał.
- Dopiero się wprowadzasz, a już nam rabanu narobisz.. -zaśmiałem się
***
Weszliśmy do pokoju i zacząłem głaskać psiaka...
- Czuj się jak u siebie.. -uśmiechnąłem się przez cały czas go głaszcząc
- Myślałeś już jak go nazwiesz? -spytała Carmen
- Szczerze? Jeszcze nie.. Może Ty masz jakiś pomysł?
Carmen? Wybierz: Klif, Daddy, Buster
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz