Wywrócił oczami i upewniłem się, że dobrze zamknąłem boks, po czym mając już stu procentową pewność, ponownie odwróciłem się w stronę dziewczyny.
- Chyba miałeś odpocząć, po tym jak odwiedzisz swojego konia.
- Chyba miałaś mi przy tym towarzyszyć. - Poruszyłem zabawnie brwiami.
- Chyba nie powinieneś się ze mną kłócić.
- Chyba powinnaś dawać lepsze argumenty - zaśmiałem się.
- Coś ci się nie podoba z moimi argumentami? - Zmarszczyła brwi, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Nie, no coś ty. Jakże bym śmiał. - Uniosłem ręce.
- Ale ja nie żartowałam - powiedziała poważnie - Naprawdę masz odpocząć.

- Szukasz czegoś?
- T-tak - wyjąkała, - Zgubiłam bransoletkę.
- Coś się stało? - Spojrzałem chwilę w jej oczy po czym znów przeniosłem wzrok na jej dłonie. Biała chusteczka była całą czerwona od krwi. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu apteczki, która powinna zawsze być w takich miejscach. Gdy tylko ją znalazłem wyjąłem bandaż i gaziki. Niestety nigdzie nie było wody utlenionej.
- Lepsze coś niż nic - szepnąłem i wróciłem do Łucji. Podniosłem ją lekko i posadziłem na szafce. Miałem wrażenie, że dziewczyna zaraz się przewróci. Przyłożyłem gazik do jej rozciętej skóry na kostkach po czym drugą ręką zacząłem owijać jej dłoń bandażem.
- Opowiedz mi konkretnie, co się stało? - Powiedziałem do niej cicho lecz widząc jej trudności z łapaniem oddechu i wykrztuszeniem z siebie choć jednego słowa odpuściłem i stwierdziłem, że najpierw musi się uspokoić. Kiedy skończyłem lekko związałem koniec bandażu z jego początkiem. Podniosłem podbródek dziewczyny kciukiem i otarłem jej łzy.
- Spokojnie, Lucy... -
Szepnąłem w jej stronę, po czym sięgnąłem do kieszeni. Szukałem przez jakiś czas bransoletki, ale jednak udało mi się ją wydobyć. Na otwartej dłoni pokazałem dziewczynie bransoletkę.
- Czy to ta? - Zapytałem przyglądając się z uwagą roztrzęsionej dziewczynie. Pogładziłem ją po głowie kilkakrotnie i odgarnąłem jej włosy za ucho. Uśmiechnąłem się kiedy zauważyłem, że na twarzy Łucji znów gości uśmiech. Zrozumiałem, że tak mała rzecz ma dla niej ogromne znaczenie. Chciałem się dowiedzieć dlaczego tak jest ale niestety, Łucja jeszcze nie zdążyła dojść do siebie. Kiedy wzięła swoją bransoletkę z mojej dłoni chwyciłem ją ostrożnie i wziąłem na ręce. Powoli wyszedłem ze stadniny.
- Musisz mi teraz się wytłumaczyć... - Spojrzałem na jej zabandażowaną dłoń. Powoli wkroczyłem do holu po czym poszedłem schodami na górę cały czas niosąc dziewczynę na rękach. Nie zwracałem na ból klatki piersiowej, dziewczyna była ważniejsza. Nie chciałem znów kogoś stracić, prawdopodobnie znów przeze mnie. Na szczęście mój pokój był blisko. Otworzyłem drzwi i powoli wkroczyłem do środka. Łucję położyłem na łóżko, ale ta od razu się podniosła.
- Chcesz coś do picia? - Zapytałem patrząc na nią. W międzyczasie zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją na fotel. Zdjąłem też koszulkę, która wylądowała w tym samym miejscu. Spojrzałem na swoją zabandażowaną pierś. Biały kolor przemienił się w czerwoną plamę wokół miejsca, gdzie rozcięto mi skórę. Westchnąłem ciężko. Dałem Łucji szklankę wody, niestety nic innego nie miałem gdyż miałem jechać na zakupy, ale życie potoczyło się inaczej. Wyjąłem z torby trunek i postawiłem go na malutkim stoliku, z wielkim trudem udało mi się również znaleźć bandaże i inne takie. Sam usiadłem na łóżku i zacząłem odwijać bandaż. Wziąłem gazik i nasączyłem go alkoholem po czym przyłożyłem go do rany. Skrzywiłem się nieco kiedy wszystko zaczęło działać i przerodziło się w szczypanie. Teraz pozostało mi zająć się bandażem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz