niedziela, 5 marca 2017

Od Ever Cd Mikel

Jak ja nienawidzę matematyki.
Z żadnym przedmiotem nigdy nie miałam problemów. No, nie licząc znienawidzonej przeze mnie lekcji matmy. Na sam widok mojego nauczyciela albo jakiejkolwiek cyferki od zawsze robiło mi się niedobrze. Konieczność liczenia to najgorsze, co mnie w życiu spotkało.
I powiem wam tak w sekrecie...
do dzisiaj zdarza mi się liczyć na palcach.
Dnia dzisiejszego, dokładnie za pięć minut miała zacząć się godzina męki i cierpienia, poświęcona rozwiązywaniu skomplikowanych zadań algebraicznych.
Oparta o chłodną ścianę korytarza cieszyłam się ostatnimi chwilami wolności, które umykały mi zdecydowanie za szybko. 
I dzwonek. Drażniący, znienawidzony przeze mnie dzwonek zapowiadający najgorszą lekcję na świecie.
Niechętnie przewiesiłam torbę przez ramię i poczłapałam w stronę sali matematycznej. Jak zwykle weszłam ostatnia.
Ze wszystkich stron otaczały mnie liczby, nawet tablicę która powinna być czysta pokrywały najróżniejsze wzory pozostawione po klasie, która wcześniej miała tutaj lekcje. Znalazłam sobie miejsce na samym końcu klasy, tym sposobem istniało prawdopodobieństwo, że zostanę przez nauczyciela zignorowana lub w ogóle nie zauważona. Bynajmniej miałam taką nadzieję.
Wyciągnijcie mnie stąd!
W momencie, w którym nauczyciel zaczął zapisywać temat lekcji na tablicy, drzwi uchyliły się i do środka wszedł nieznany mi chłopak.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - wymruczał przystając przy profesorze.
Na bank jakiś nowy. Nie wyglądało na to, by któryś ze zgromadzonych tutaj uczniów go znał.
Rozejrzałam się po ławkach, wszystkie miejsca były zajęte oprócz tego obok mnie.
Oby ten nowy był dobry z matmy. Koniecznie potrzebowałam pomocy, ale ewentualnie starczyłaby mi niewinna, malutka ściąga na klasówce.
Po pogawędce z matematykiem chłopak ruszył w stronę mojej ławki.
- Mogę? - zapytał wskazując na puste krzesło obok mnie.
- Pewnie, siadaj. - odparłam przekładając torbę z krzesła na parapet znajdujący się po przeciwnej stronie.
- Jestem Mikel. - szepnął w moją stronę. Spojrzałam na niego uważnie. Wyglądał na poważną osobę, może nawet trochę sztywniaka...
albo to po prostu kwestia nowego miejsca. Ja sama na początku byłam strasznie wycofana, no i oczywiście musiałam rozrysowywać sobie mapę całego uniwersytetu.
- Ever - uśmiechnęłam się przyjacielsko. 
Poczułam na sobie czyjś wzrok. Uniosłam głowę, wtedy dostrzegłam pełne złości ślepia matematyka wlepione prosto we mnie.
- Przepraszam, już nie będę - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Ev, chyba nie muszę ci przypominać jak wygląda twoja sytuacja jeżeli chodzi o matematykę...
Spuściłam wzrok. Co jak co, ale aktorka była ze mnie niezła. A szczególniejsza matematyka raczej do niczego mi się w życiu nie przyda. Poza tym od czego jest kalkulator?
No tak... Ale do następnej klasy trzeba jakoś przejść.


*   *   po lekcjach   *   * 


Zdyszana szaleńczym biegiem wpadłam do mojego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Że też akurat dzisiaj musiałam pisać tą poprawę z angielskiego, a za pół godziny zaczynałam trening.
Zsunęłam jeansy z bioder doskakując do szafy i omal nie zaliczając bliskiego spotkania z drzwiczkami, pochwyciłam moje czarne bryczesy. Wsunęłam na nogi oficerki, przewiesiłam kask przez ramię i wypadłam z pomieszczenia jak poparzona.
Po drodze poprosiłam sprzątaczkę o zamknięcie mojego pokoju, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć w jej stronę pofrunęły kluczyki.
Pchnęłam drzwi, wyglądając na zewnątrz, jednak coś, a raczej ktoś stanął mi na drodze. Z impetem uderzyłam o jakiegoś przechodnia, a ten dosłownie w ostatniej chwili uchronił mnie przed bolesnym upadkiem.
Podniosłam wzrok analizując, kto stał się moją ofiarą. Widząc zdezorientowaną twarz mojego nowego sąsiada z ławki na lekcji matematyki uśmiechnęłam sie niewinnie, wydukując ciche "przepraszam".

Mikel? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz