Zeszliśmy na dół i udaliśmy się w stronę stajni, gdzie przywitało nas radosne rżenie koni i kilka ciekawskich głów, wyglądających z boksów. Rozdzieliliśmy się z Juliet, a ja od razu wpuściłem Aresa do boksu mojego ogiera i sam udałem się do siodlarni po skrzynkę, z przeróżnymi zgrzebłami i innymi elementami niezbędnymi do czyszczenia konia. Gdy wróciłem pies leżał wygodnie w kącie boksu, a Hephaestus usilnie próbował przysypać go ściółką.
- Mam nadzieję, że masz ochotę na przejażdżkę - odezwałem się, szybko wchodząc do boksu.
Hephaestus należał do tych koni, które lubią robić dużo przeróżnych wybryków. Co prawda, nigdy nikogo nie ugryzł, aczkolwiek uwielbia chwytać zębami za ubrania, lub włosy. Nie można zbyt długo zostawiać otwartego, czy nawet lekko uchylonych drzwiczek boksu, bo zaraz będzie próbował się wymknąć, a złapanie go czasem graniczy z cudem, bo przecież nic nie sprawia większej frajdy, niż uciekanie przed swoim właścicielem.
Ogier zaprzestał na chwilę próby zasypania Aresa ściółką i uważnie skupił się na zgrzeble, które trzymałem właśnie w dłoni. Zarżał cicho i podszedł bliżej, jakby dając mi pozwolenie do wyszczotkowania go.
- Ktoś tu ma chyba dobry humor. - Uśmiechnąłem się, głaszcząc go po głowie.
Oczywiście, gdy tylko kilka razy przejechałem szczotką po jego sierści, włączył mu się tryb wiercący. Wszytko naokoło było takie ciekawe, że podeptanie właściciela, w celu zetknięcia do boksu obok, było całkiem fajnym rozwiązaniem. Dość długo męczyłem się z wyczyszczeniem go, nie wspominając już o kopytach. Widząc kopystkę od razu zaczął wycofywać się w kąt boksu, jednak chyba nie przewidział tego, że wciąż go widzę i tak czy siak wyczyszczę jego kopyta. Przednie kończyny poszły dość szybko i łatwo, natomiast tylne wymagały sporo więcej wysiłku.
Gdy wreszcie udało mi się doprowadzić go do porządku, przyniosłem z siodlarni ogłowie, czaprak, ochraniacze i siodło wszechstronne. Osiodłanie go było zdecydowanie prostsze od szczotkowania i na pewno o wiele szybsze. Wyszedłem z boksu, prowadząc Hephaestus'a i jednocześnie wypuszczając Aresa. Pies szedł spokojnym krokiem kilka metrów za nami, żeby uchronić się przed możliwym kopniakiem ze strony ogiera. W tym samym momencie Juliet, wraz z jej kasztanką wyszła z boksu.
- Możemy się rozgrzać na ujeżdżalni i potem wyjechać w teren - zaproponowałem, na co dziewczyna odpowiedziała kiwnięciem głowy.
Wreszcie pogoda pozwoliła na swobodne korzystanie z ujeżdżalni, bo miałem już dość jazdy na krytej hali. Niby fajnie, jednak nie ma to jak trening na świeżym powietrzu.
Weszliśmy na ujeżdżalnię i zatrzymaliśmy się w jej centrum. Podciągnąłem popręg i obniżając jedno strzemię, wskoczyłem na grzbiet ogiera. Hephaestus ruszył, zanim jeszcze zdążyłem się wybić, jednak z przyzwyczajenia do takiego wsiadania, nie miałem już z tym większego problemu. Nakierowałem go na ścianę, a chwilę później kawałek przed nami pojawiła się Juliet na swojej kasztance. Ares usadowił się wygodnie na środku ujeżdżalni, a my żwawym stępem zaczęliśmy pierwsze okrążenie.
Po krótkiej rozgrzewce wyjechaliśmy z czworoboku i spokojnym kłusem ruszyliśmy w stronę drogi. Pies pilnie biegł kawałek za nami, ani na chwilę nie spuszczając z nas wzroku.
- To gdzie jedziemy? - spytała Ju, przerywając już długo trwającą ciszę.
- Niedaleko stąd jest jezioro i zaraz przy nim park, możemy tam pojechać - mruknąłem cicho wiedząc, że i tak mnie usłyszy.
Dziewczyna skinęła głową i po dłuższej chwili oboje przeszliśmy do galopu, robiąc sobie mały wyścig. Szanse były wyrównane, Dream jako typowa rasa wyścigowa, a Hephaestus jako długodystansowiec. Droga minęła nam dość szybko, z faktu, że oboje chcieliśmy się nawzajem wyprzedzić. Koniec końców, wyścig okazał się nierozstrzygnięty, bo przez większość czasu konie biegły łeb w łeb.
*~~*~~*
Ciemne chmury zmusiły nas do szybszego powrotu. Gdy ledwo wjechaliśmy na teren uniwersytetu, zaczęło padać, a ogromna ulewa ograniczała widoczność. Ledwo podjeżdżając pod stajnię, od razu wprowadziliśmy konie do środka i na spokojnie rozsiodłaliśmy je w boksach. Hephaestus przez jakiś czas próbował wymknąć się, poprzez ciągłą próbę otwarcia drzwiczek, jednak na szczęście, udawało mi się go powstrzymać.
- Mam nadzieję, że masz ochotę na przejażdżkę - odezwałem się, szybko wchodząc do boksu.
Hephaestus należał do tych koni, które lubią robić dużo przeróżnych wybryków. Co prawda, nigdy nikogo nie ugryzł, aczkolwiek uwielbia chwytać zębami za ubrania, lub włosy. Nie można zbyt długo zostawiać otwartego, czy nawet lekko uchylonych drzwiczek boksu, bo zaraz będzie próbował się wymknąć, a złapanie go czasem graniczy z cudem, bo przecież nic nie sprawia większej frajdy, niż uciekanie przed swoim właścicielem.
Ogier zaprzestał na chwilę próby zasypania Aresa ściółką i uważnie skupił się na zgrzeble, które trzymałem właśnie w dłoni. Zarżał cicho i podszedł bliżej, jakby dając mi pozwolenie do wyszczotkowania go.
- Ktoś tu ma chyba dobry humor. - Uśmiechnąłem się, głaszcząc go po głowie.
Oczywiście, gdy tylko kilka razy przejechałem szczotką po jego sierści, włączył mu się tryb wiercący. Wszytko naokoło było takie ciekawe, że podeptanie właściciela, w celu zetknięcia do boksu obok, było całkiem fajnym rozwiązaniem. Dość długo męczyłem się z wyczyszczeniem go, nie wspominając już o kopytach. Widząc kopystkę od razu zaczął wycofywać się w kąt boksu, jednak chyba nie przewidział tego, że wciąż go widzę i tak czy siak wyczyszczę jego kopyta. Przednie kończyny poszły dość szybko i łatwo, natomiast tylne wymagały sporo więcej wysiłku.
Gdy wreszcie udało mi się doprowadzić go do porządku, przyniosłem z siodlarni ogłowie, czaprak, ochraniacze i siodło wszechstronne. Osiodłanie go było zdecydowanie prostsze od szczotkowania i na pewno o wiele szybsze. Wyszedłem z boksu, prowadząc Hephaestus'a i jednocześnie wypuszczając Aresa. Pies szedł spokojnym krokiem kilka metrów za nami, żeby uchronić się przed możliwym kopniakiem ze strony ogiera. W tym samym momencie Juliet, wraz z jej kasztanką wyszła z boksu.
- Możemy się rozgrzać na ujeżdżalni i potem wyjechać w teren - zaproponowałem, na co dziewczyna odpowiedziała kiwnięciem głowy.
Wreszcie pogoda pozwoliła na swobodne korzystanie z ujeżdżalni, bo miałem już dość jazdy na krytej hali. Niby fajnie, jednak nie ma to jak trening na świeżym powietrzu.
Weszliśmy na ujeżdżalnię i zatrzymaliśmy się w jej centrum. Podciągnąłem popręg i obniżając jedno strzemię, wskoczyłem na grzbiet ogiera. Hephaestus ruszył, zanim jeszcze zdążyłem się wybić, jednak z przyzwyczajenia do takiego wsiadania, nie miałem już z tym większego problemu. Nakierowałem go na ścianę, a chwilę później kawałek przed nami pojawiła się Juliet na swojej kasztance. Ares usadowił się wygodnie na środku ujeżdżalni, a my żwawym stępem zaczęliśmy pierwsze okrążenie.
Po krótkiej rozgrzewce wyjechaliśmy z czworoboku i spokojnym kłusem ruszyliśmy w stronę drogi. Pies pilnie biegł kawałek za nami, ani na chwilę nie spuszczając z nas wzroku.
- To gdzie jedziemy? - spytała Ju, przerywając już długo trwającą ciszę.
- Niedaleko stąd jest jezioro i zaraz przy nim park, możemy tam pojechać - mruknąłem cicho wiedząc, że i tak mnie usłyszy.
Dziewczyna skinęła głową i po dłuższej chwili oboje przeszliśmy do galopu, robiąc sobie mały wyścig. Szanse były wyrównane, Dream jako typowa rasa wyścigowa, a Hephaestus jako długodystansowiec. Droga minęła nam dość szybko, z faktu, że oboje chcieliśmy się nawzajem wyprzedzić. Koniec końców, wyścig okazał się nierozstrzygnięty, bo przez większość czasu konie biegły łeb w łeb.
*~~*~~*
Ciemne chmury zmusiły nas do szybszego powrotu. Gdy ledwo wjechaliśmy na teren uniwersytetu, zaczęło padać, a ogromna ulewa ograniczała widoczność. Ledwo podjeżdżając pod stajnię, od razu wprowadziliśmy konie do środka i na spokojnie rozsiodłaliśmy je w boksach. Hephaestus przez jakiś czas próbował wymknąć się, poprzez ciągłą próbę otwarcia drzwiczek, jednak na szczęście, udawało mi się go powstrzymać.
- Przejażdżka się nie udała? - usłyszałem zmartwiony głos pani Ruby.
- Po prostu była trochę krótsza. - Wzruszyłem ramionami, niosąc sprzęt do siodlarni.
- Dzisiaj są dodatkowe zajęcia muzyczne, zaczną się za jakieś 10 minut, więc serdecznie was zapraszam - zawołała, zanim zniknęła za drzwiami stajni.
Odłożyłem wszystko na swoje miejsce i wróciłem do Juliet, która skończyła chwilę przede mną.
- Czy panna Simms ma ochotę pójść na zajęcia muzyczne? - spytałem unosząc brwi.
Panno Simms?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz