sobota, 1 kwietnia 2017

Od Brooke CD Zaina

Gdy Zain zabrał głos w sprawie mojego przejazdu spojrzałam na niego kątem oka. Lekko zdziwło mnie to, że pominął sytuację z murem, ale w głębi ducha byłam mu za to wdzięczna. Doskonale wiedziałam, że upadki to część tego sportu, ale czasem są rzeczy których nie da się przeskoczyć.
Po skończonych zajęciach, chłopak od razu zaproponował teren tym samym burząc moje plany na spędzenie reszty popołudnia w pokoju. Nie wiem co dokładnie, ale coś podsunęło mi pozytywną odpowiedź. Zain na bank zdziwił się moją odpowiedzią, ale widocznie umiał ją ukryć.
- No dobrze, panie doskonały. Prowadź więc - powiedziałam - A obiecuję ci, że jeśli się zgubimy to się tobie oberwie - zagroziłam i ruszyłam stepem, wyprzedzając Zaina i jego wierzchowca
- Grozisz mi? - krzyknął z mną
- Wydaje ci się- odparłam i odwróciłam głowę w stronę chłopaka posyłając mu złośliwy uśmiech
Ruszył klacz i pojechał w ślad za nami po chwili zrównując się ze mną i Tikani.
- To gdzie teraz?- spytałam i spojrzałam na Zaina
Chłopak rozejrzał się i wskazał leśną ścieżkę.
- Z tego co słyszałem potem wyjedziemy na polanę- odparł i przyspieszył do kłusa
Tikani nie chcąc zostawać w tyle wierzgnęła łbem. Postanowiłam, że nie ma co i popędziłam klacz od razu do galopu. Gdy przejechałyśmy obok Zaina ten się lekko zdziwił jednak długo nie pozostał w tyle. Tikani, mimo iż był to galop, pędziła leśną ścieżką ile sił w nogach. Wyrywała do przodu przez co musiałam ją zwalniać do spokojniejszego tempa. Często musiałam się z nią wręcz siłować aby się uspokoiła. Wolałam jednak aby swoją energię wyładowała tu otoczona drzewami, bo gdyby nastąpiło to na otwartej przestrzeni, ona postanowiłaby zatrzymać się dopiero kiedy braknie jej sił. Biegliśmy tak do końca leśnej drogi, pokonując przy tym jeden ze zwalonych pni, aż w końcu zwolniliśmy. Zain poprowadził nas jakąś boczną ścieżką. Wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń. Tylko, że to wcale nie była polana. Znaleźliśmy się nad jakimś jeziorem. Czemu ja właściwie pojechałam w teren sama nie znając okolicy, a za towarzysza miałam osobę, która wiedziała tyle co ja - czyli nic? Nie mam bladego pojęcia.
- No i gdzie jesteśmy panie doskonały?- spytałam i zerknęłam na chłopaka
Świetnie.
- Zgubiliśmy się?- spytałam
- Wydaje ci się- odparł chłopak, który jakby chciał mnie dodatkowo wkurzyć, powtarzając mój tekst z wcześniejszej rozmowy. Przewróciłam oczami. Było jeszcze widno, więc jak dobrze pójdzie to szybko powinniśmy znaleść drogę powrotną do szkoły. Zain ruszył w stronę jeziora, kierując się na niewielki zagajnik za nim. Spokojnym tempem, jeden za drugim objechaliśmy połowę jeziora i zaczęliśmy wjeżdżać w lasek. Okazało się, że jest całkiem duży, mimo że na taki nie wyglądał. Jechaliśmy tak kilkanaście minut. Gdy podniosłam głowę ujrzałam, że las się kończy, a przed nami zaczynają rozciągać się pola. Polna droga i wielka przestrzeń dookoła. Przystanęliśmy na chwilę w miejscu. Zain zerknął na zegarek i jęknął cicho.
- Co jest?- spytałam jakby od niechcenia
- Za dziesięć minut zaczyna się kółko artystyczne- odparł
- Ty i koło artystyczne?- prychnęłam na pograniczu śmiechu
- Nie wierzysz w mój talent?- spytał i spojrzał na mnie
Uniosłam jedną brew do góry.
- Mogę zostawić to bez komentarza?- spytałam
Chłopak przewrócił oczami i westchnął z rezygnacją. Z tego gestu zrozumiałam, że Zain nie chce się kłucić. Pojechaliśmy dalej piaszczystą drogą. Na otwartej przestrzeni dość mocno wiało. Grzywa Tikani lekko unosiła na do góry na wietrze. Nie wiem ile przejechaliśmy tymi drogami, ale nie za wiele kiedy ujrzeliśmy zabudowania. Musieliśmy odjechać naprawdę daleko, bo miasteczko od uniwersytetu znajdowało się około 10 kilometrów stąd. Dojechaliśmy do głównej drogi i praktycznie od razu. Potem ponownie wjechaliśmy na piach. Tym razem już pewni tego gdzie jedziemy. Calusieńką drogę pokonaliśmy żwawym stępem. Żadne z nas nie miało ochoty przyspieszać. Poza tym konie i tak były zmęczone po biegu na samym początku naszej przejażdżki. Dałam klaczy luźną wodzę po przekroczeniu bramy uniwersytetu. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem głodna. Jechaliśmy żwirową ścieżką prosto do stajni. Przed samym budynkiem zatrzymałam konia i zsiadłam. Pogładziłem spoconą szyję klaczy i wprowadziłam Tikani do stadniny, kierując się prosto do jej boksu. W dość szybkiej tępie rozsiodłałam klacz oraz nakryłam jej ciało derką. Ze sprzętem skierowałam się do siodlarni, w której zresztą był też Zain.
- I co było tak źle?- spytał i spojrzał na mnie
- To i tak nie zmienia faktu, że się zgubiliśmy, a ty oberwiesz - powiedziałam i znów posłałam mu złośliwy uśmiech
Wyszłam z siodlarni i skierowałam się w stronę akademika. Chciałam się jak najszybciej przebrać i udać się na stołówkę. Gdy dotarłam przed drzwi swojego pokoju, zaczęło się poszukiwanie klucza, którego nie mogłam znaleść. Przecież jeszcze w stajni go miałam. Musiał mi wypaść w siodlarni. Wróciłam się do stajni. W wejściu do budynku minęłam chłopaka, który mnie zatrzymał:
- Nie zgubiłaś czegoś?- spytał i uniósł klucz do mojego pokoju w prawej ręce- Nie musisz dziękować- dodał po chwili i wyszczerzył swoje zeby w uśmiechu, niedługo potem oddał mi zgubę
Przewróciłam tylko oczami i lekko się uśmiechnęłam. Jak tak dalej pójdzie to w końcu zgubię swój cały życiowy dorobek.

Zain?
Wybacz za błędy, ale pisałam z telefonu xd


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz