niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Isabelle cd. Harry`ego

Z początku myślałam żeby nie zabierać Bittany`ego i komuś po prostu powierzyć nad nim opiekę, ale myśląc, że rzeczy danej osoby miałyby ucierpieć na zębach psa, zrezygnowałam z dalszego poszukiwania. W końcu chyba się nie obrażą jeśli zabiorę mniejszego towarzysza do zabaw. Pies w tym czasie położył się na mojej torbie i sprawdzał działanie zamka. Zepchnęłam go na dół, wkładając kolejną rzecz, chyba ostatnią, która wydawała mi się potrzebna.
Rano jeszcze byłam u Silverino chociaż trochę go rozruszać. Teraz będzie miał wolne przez kilka dni. Nie specjalnie prosiłam kogoś aby do niego zajrzał. Ogier z pewnością poradzi sobie sam.
Usiadłam na łóżku, zakładając na głowę okulary przeciwsłoneczne i przełożyłam torbę przez głowę. Pies stanął przy drzwiach jakby doskonale wiedział, że zabieram go ze sobą i charakterystycznym skomleniem poganiał mnie. Założyłam buty i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi i chowając klucz w kieszeni.
Myślałam, że będę co najwyżej druga, sądząc po godzinie o której wyszłam z pokoju, jednak jak się okazało byłam jedyną, która o ustalonej godzinie znajdywała się przed akademikiem. Po Harry`m spodziewałabym się spóźnienia, ale nie po Charlotte, która zapewne również zadbałaby o punktualność swojego chłopaka. Usiadłam na murku, opierając dłonie o zimny marmur i spojrzałam na telefon. Żadnej wiadomości, odzewu czy czegokolwiek. Spojrzałam na Brittany`ego, który z braku smyczy pozwalał sobie na oddalanie. Szybko jednak przyleciał, szczekając na widok znajomej osoby jaką był Harry. Chyba i on zdziwił się, że widzi mnie samą. Spojrzał na zegarek, sprawdzając czy oby na pewno spóźnił się pięć minut czy też może jest przed czasem.
Jak się wkrótce okazało Nialla rozłożyło przeziębienie. Nie dziwię się Charlie, że zatrzymała go w pokoju, choć zapewne dla blondyna było to gorsze niż zabranie samych chusteczek. Spojrzałam na Harry`ego, który pomimo tego nie zamierzał zrezygnować z morza. Zresztą ja również byłam nastawiona na wyjazd.
-Dobra, w takim razie chodź. Życzmy Niallowi szybki powrót do zdrowia - zeskoczyłam z murku i przywołałam do siebie psa.
-Hehe... Będę przysyłał mu pełno zdjęć - chłopak uśmiechnął się złośliwie do telefonu i schował go z powrotem do kieszeni.
-Mogę wierzyć, że jesteś odpowiedzialnym kompanem? - spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem.
-Jestem wprost idealnym kompanem i zarazem najlepszym przewodnikiem - uniósł do góry brwi, otwierając samochód.
Chwyciłam na wpół otwarte drzwi i z powrotem je zamknęłam. Zdziwiony brunet spojrzał na mnie zdezorientowanym spojrzeniem. Pokręciłam głową, zabierając mu z rąk kluczyki i zamykając auto.
-Jedziemy na własną rękę - uśmiechnęłam się i odeszłam.
-A-ale...
-Nie czekam! - krzyknęłam z daleka, słysząc jak Harry z delikatnym wahaniem podchodzi bliżej. Rzuciłam mu kluczyki - Autobus nie gryzie, księżniczko. A tak będzie ciekawiej - przerwałam mu w chwili gdy właśnie otwierał usta by coś powiedzieć.

Szliśmy parkiem, gdy Brittany zauważył w dali wiewiórkę i szarpnął za smycz, którą trzymał Harry. Niestety chłopak przeżył spotkanie z pobliskim drzewem. Wybuchnęłam śmiechem, widząc jak oszołomiony zrywa się z ziemi i rozgląda dookoła. Pies wściekły szczekał na drzewo, opierając się o jego pień.
-Mówiłam, że ma siłę - strzepałam z jego płaszcza przyczepione liście.
-Toż to dzika bestia jakaś. Nie miałem szans - usprawiedliwił się z szerokim uśmiechem.
-Nie pogubiłeś butów ani nic za sobą to chyba dobrze? - odciągnęłam husky`ego od drzewa i spojrzałam w kierunku przystanku, widząc jak nasz autobus podjeżdża pod niego. O cholera - Harry, sprężaj tyłek! - krzyknęłam do chłopaka, który obecnie był zajęty oglądaniem siebie dookoła. Uniósł energicznie głowę do góry i rozbieganym spojrzeniem zaczął szukać przyczyny mojego pośpiechu.
-Chyba mnie nie zostawisz?! - ruszył za mną.
-Jak nie dogonisz autobusu to wyraźnie odwiedzę brytyjskie może sama - posłałam mu szybkie spojrzenie.

Harry?
Obcy komputer to jednak nie to samo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz