niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Zaina cd. Brooke

Odnalazłem wspólny język z babcią Brooke szybciej niż się spodziewałem. To była przesympatyczna kobieta, której energii nie mogłem się nadziwić. Już sam fakt, że sama prowadziła stajnię zaimponował mi. Polubiłem ją jeszcze bardziej gdy staruszka w chwilach nieobecności dziewczyny zdradzała mi dosyć ciekawe i nie raz śmieszne momenty z życia Brooke. A te informacje na pewno się przydadzą. Dziewczyna zdziwi się z ich zasobu, gdy tylko opowiem jej jedno z wyczynów za czasów dzieciństwa.
Klucze były wypadkiem jednorazowym. Z przepraszającą miną spojrzałem na Brooke, która uniosła oczy i przechyliła głowę bez zbędnego zdziwienia, że coś znowu odwaliłem.
-Sięgaj je - ruchem głowy wskazała na drewniane deski tarasu.
-Ale wiesz, że to nie specjalnie? - posłałem jej niepewny uśmiech. Uniosła brew do góry, a ja w tym czasie zszedłem po schodach i stanąłem, wyciągając z kieszeni wszystko co tylko miałem, podając je Brooke. Położyłem się na ziemi i przeczołgałem pod tarasem w poszukiwaniu kluczy od domu.
-Na co ty mnie narażasz? - stęknąłem, uderzając głową o deski. To bolało.
-Jakbyś nie był sierotą to byś nie musiał bawić się w żołnierza - nie mogłem na nią spojrzeć, ale wiedziałem, że w tej chwili pewnie na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. A mówi, że to ja chcę ją zabić. Kłamstewka.
-A jak nie znajdę tego kluczyka...? - zagadnąłem, nie mówiąc wprost, że go nigdzie nie było.
-Nie denerwuj mnie - dziewczyna oparła kolana na deskach i pochyliła, patrząc na mnie z góry. Przewróciłem się na plecy, szukając przez niewielki szpary w deskach twarz Brooke. I tak jestem cały brudny z przodu, więc tył mi już całkiem nie przeszkadza - Lepiej się wysil.
-Tu jest ciemno, podaj mi telefon - dziewczyna wrzuciła telefon między deski w moim kierunku. Spadł na moją szyję w pobliży policzka. Posłałem jej chłodne spojrzenie, ale pewnie i tak tego nie zauważyła. Włączyłem latarkę i znalazłem kluczyk. Chwyciłem go w dłonie i już chciałem mówić, że jestem cudowny, ale...
-Nie ma go - wydusiłem, udając załamanego.
-Jak to nie ma? - dziewczyna z westchnieniem zeszła po schodach i pochyliła się, patrząc pod taras. Odwróciłem głowę, wyszukując jej oczu i wzruszyłem ramionami - Posuń się - delikatnie uderzyła mnie w nogę i sama wczołgała się po piachu.
-Mówię, że go nie ma. Czemu się nie słuchasz? - uśmiechnąłem się. Przewróciła oczami, unosząc do góry kąciki ust i spróbowała wyszukać klucza. Będzie wściekła jak tylko się dowie, że zataiłem prawdę. Jak przeżyję jutra bez jakiegoś urazu na ciele to będzie mistrzostwo.
-Sierota - po chwili ciszy usłyszałem jej głos. Oboje wyczołgaliśmy się spod tarasu. Otrzepałem swoje obrania - I co teraz? - dziewczyna wzruszyła ramionami.
Rozejrzałem się dookoła. Cisza, spokój, las, jezioro... ani żywej duszy. Na górze było otwarte okno. Za ten pomysł, Brooke również mnie zabije.
-Wjedziemy przez okno - wskazałem na piętro. Dziewczyna spojrzała w górę, po chwili posyłając mi wymowne spojrzenie.
-Ciekawe jak zamierzasz to zrobić? - sama zaczęła się zastanawiać.
-Wejdziemy na daszek tarasu po tych szczebelkach, chyba się nie zarwą pod twoim ciężarem, prawda? - poczułem na swoich żebrach łokieć Brooke. Delikatnie zgiąłem się w pół - A potem... podsadzę cię do góry i wśliźniesz się przez okno do środka - uśmiechnąłem się bezproblemowo.
-Czy ja ci wyglądam na kaskadera i człowieka narażającego życie? - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-Z opowieści babci wynika, że jednak lubisz pewnego rodzaju ryzyko - wypowiedziałem nieco ciszej, sprawdzając czy oby na pewno szczebelki wytrzymają.
-Chwila, chwila... co powiedziała ci moja babcia? - dziewczyna spojrzała na mnie z dołu z nieukrywanym zaciekawieniem.
-A wiesz... - skupiłem się na złapaniu dłońmi daszku - To i owo - wskoczyłem na niego i spojrzałem na Brooke z góry, uśmiechając się szeroko - Wchodzisz?
Przez chwilę dziewczyna się wahała, nie wiedząc czy mój pomysł jest do końca dobry. Jakby były z tym jakiekolwiek wątpliwości. Po chwili jednak położyła nogę na szczebelku i zaczęła się wdrapywać. Podałem jej dłoń by jej pomóc i po chwili razem byliśmy na górze.
-Wskakuj - uklęknąłem by bezproblemowo położyła nogi na moich ramionach.
-Jak coś zrobisz to pamiętaj co ci mówiłam - oparła dłonie o moje ramiona i wdrapała się bezproblemowo.
-Postaraj się nie zniszczyć mojej fryzury, dobra? - wstałem na proste nogi. Brooke zachwiała się, chwytając dłońmi parapet i skoczyła do góry. Moje ramiona...
Położyła się na brzuchu, otwierając uchylone okno i po chwili była już w środku. Wyjrzała przez nie z trumfem wyrysowanym na twarzy. odwzajemniłem uśmiech i zeskoczyłem z daszku na ziemię. Po chwili drzwi od domu zostały otworzone. Wszedłem do środka.
-A widzisz... udało się. Moje pomysły są niezawodne...
-To nie zmienia faktu, że klucz musi się znaleźć - przypomniała, zamykając za mną drzwi. Spojrzałem na nasze brudne od czarnej ziemi ubrania. Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyciągnąłem z niej kluczyk, pokazując go Brooke z szerokim uśmiechem. Dziewczyna popatrzyła do na niego to na mnie, a jej dolna warga przez chwilę poruszała się w górę i dół.
-Ja cię dosłownie posiekam... - zamknęła oczy. Odsunąłem się parę kroków do tyłu, szukając w razie czego drogę ucieczki.

Brooke?
To gdzie jedziemy na wycieczkę? xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz