środa, 26 kwietnia 2017

Od Calum'a - C.D. Marie

Cara jak chcesz to musisz ty pierwsza napisać bo ja nie umiem zaczynać :-/

***
Kolejny słoneczny dzień w Sydney. Stałem przed wszystkimi członkami zespołu oprócz Luke'a, oraz swoją rodziną. Po kolei przytulałem każdą osobę.
-Zachowujemy się jakbyśmy umierali - odezwał się Luke, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
Ja i blondyn, zabraliśmy swoje walizki i ruszyliśmy na odprawę bagażową. Nasze zwierzęta dotrą osobnym samolotem. Dyrektorka Morgan University cudem namówiła nas na porzucenie koni na te godziny lotu. Kiedy Luke postanowił wrócić do Akademii, ja także zapragnąłem tam pojechać. Wolałbym żeby chłopak nie zrobił nic głupiego. No i halo. Tam jest Styles, Tomlinson, Horan, Biersack i Malik. Nie przegapiłbym tego w żadnym wypadku. Uprzejma kobieta zważyła nasze walizki i posłała taśmą. Odbyliśmy wszelkie kontrole, aby przedostać się do hali pełnej sklepów w których można kupić wszystko drożej niż gdziekolwiek indziej. Pewnie dlatego tak nie lubię lotnisk. Jednak Hemo uparł się na tę podróż samolotem jak osioł. Ja wolałbym tam popłynąć statkiem choć zajęłoby to o wiele dłużej. Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni. Blondyn uniósł brew.
-Już chcesz wrócić do siostruni? - zaśmiał się i zabrał mi urządzenie - O nie Cal.
Przewróciłem oczami.
-Nie zachowuj się jak matka, na litość boską Luke! - powiedziałem.
Przez chwilę jeszcze się przekomarzaliśmy, ale szybko nadszedł czas otwarcia bramki. Dla bezpieczeństwa poprosiliśmy o odosobnione miejsca w samolocie. Podczas pobytu w MU nie chcieliśmy zwracać jeszcze większej uwagi na to miejsce niż przyciągnęła reszta aktorów, modeli i piosenkarzy. Podróż minęła nam tak szybko, jak zjedliśmy wszystkie przekąski.
***
-Jak dawno nie odwiedzałem tej deszczowej dziury - mruknął Luke, gdy przedzieraliśmy się przez kolejne kałuże.
Według informacji jakie nam przekazano, musieliśmy chwilę poczekać na stajennego który zawiezie nas do Akademii. Konie już tam są, a zwierzęta... Cóż. Moje trzy słodziaki właśnie plątału się pod naszymi nogami i utrudniały przejście do samochodu.
-Taaa... Hasta la vista słońce Australii - zawtórowałem blondynowi.
Dotarliśmy do samochodu. Wpakowaliśmy bagaże i zwierzęcą ferajnę, aby stajenny zawiózł nas nareszcie na miejsce. A jeszcze muszę zająć się Kanadyjką... Luke zapewne od razu rzuci się do Flick'i. Pamiętam jaki był rozemocjonowany gdy pierwszy raz jej dosiadał.
Uniwersytet prezentował się dość... Ciekawie. Dostaliśmy swoje pokoje, a na przywitanie członkowie One Direction  oraz jego byli członkowie, zorganizowali mini przyjęcie. W sensie ciastka, serpentyny... Dużo wszystkiego. Kiedy przestało padać, oprowadzili mnie po Akademii bo Luke znał to miejsce na pamięć. Postanowiłem że zanim spędzę więcej czasu nad nauką to odwiedzę Jhi i potrenuje na niej ujeżdżenie. Wyczyściłem ją i osiodłałem. Mimo męczącej podróży, klacz
wydawała się spokojna i wypoczęta. Nałożyłem kask po czym zaprowadziłem moją kochaną
Kanadyjską Jhi na ujeżdżalnię. Była już jednak zajęta.
-Można? - zawołałem do dziewczyny kręcącej wolty w galopie.
Na chwilę zatrzymała się.
-Jeśli nie będziesz przeszkadzać, to tak - odparła.
Zamknąłem za sobą bramę. Gniada klacz powoli za mną postępowała. Wsiadłem na nią i zacząłem okrążać odkrytą ujeżdżalnię w stępie. Następnie kilka kółek kłusa i galopu. Muszę popracować nad rozciąganiem u Jhi, ale nie kiedy dziewczyna zajmuje nieco ujeżdżalni na lotnią zmianę nogi.

Marie? Może być?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz