środa, 19 kwietnia 2017

Od Zaina cd. Brooke

Chwyciłem zeszyty i kartkę z zadaniami dla Brooke, która jeszcze dziś rano przed treningiem złapała mnie przy drzwiach od pokoju i przypomniała o obietnicy dotyczącej dania jej lekcji. Wspomniała coś o tym, że lepiej byłoby jednak wziąć od kogoś innego, wnioskując z mojej wyraźnej nieobecności duchowej na większości zajęć. Posłałem jej błagalne spojrzenie. Sama czasem wydawała się myśleć o niebieskich migdałach zamiast nauczyciela. Nasze wzajemne dogryzanie jest wprost cudowne. Charakterem była podobno do Doniya`y, być może dlatego to nie przeszkadzało mi zbytnio.
Odłożyłem wszystkie rzeczy na szafkę Brooke, czekając aż założy kurtkę. Spojrzała na mnie wzrokiem zmuszonego dziecka i wyszła z pokoju. Ciekawe jak długo powstrzyma się bez złośliwej uwagi na temat przybocznego anioła stróża jakim się okazałem.

Na dworze było zimno. I jak tu lubić wiosnę, skoro jej początek tylko próbuje zamrozić człowieka od środka albo zmoczyć deszczem, jedynie jeszcze burzy brakuje bądź gradu. Dopilnowałem by Brooke była zapięta do samego końca, oczywiście ledwo ocierając się o śmierć gdy posłała mi zabójcze spojrzenie. Spojrzałem na Everinę, która z postawionymi na wznak uszami patrzyła na konia. Uśmiechnąłem się na ten widok.
-Może powinienem zostać opiekunką? - powiedziałem na głos. Brooke spojrzała na mnie zaskoczona.
-Jakoś nie widzę ciebie w rolę opiekunki. I aż współczuję dzieciom - pokiwała głową z przekonaniem.
W tym samym czasie z boksów na zewnątrz wychyliły się konie, w tym Morrigan, która została przyprowadzona prawdopodobnie przez stajennego do stajni. Weszliśmy do środka. Każde z nas podeszło do swojego wierzchowca. Ruszyłem w kierunku siodlarni, skąd wziąłem potrzebne rzeczy i wróciłem do klaczy, otwierając boks.

Trening zaczynał się za dziesięć minut, a ja byłem już gotowy. Nie można było ukryć, że to zasługa Brooke, która stała tuż przy moim boksie i przypominała o każdej minionej minucie, przyprawiając mnie o jeszcze większy stres. Po jakimś czasie zrezygnowałem z błagalnych spojrzeń i postanowiłem jak najszybciej ogarnąć Morrigan, która stała spokojnie w boksie i całkowicie ignorowała wszystko dookoła. Jak przychodzę specjalnie wcześniej żeby zdążyć, bo rano księżniczka miała humorki, tak teraz wręcz jakby duch święty w nią wstąpił.
-Gotowy - wyprowadziłem ją ze stajni, posyłając uśmiech w stronę towarzyszącej mi Brooke. Ruszyliśmy na plac treningowy, choć tak na prawdę przez cały czas zastanawiałem się dlaczego ona idzie wraz ze mną. Przecież miała siedzieć w pokoju i się kurować. Jednak na to pytanie nie otrzymałem odpowiedzi, gdyż dziewczyna albo skutecznie je omijała albo wzruszała ramionami z tajemniczym uśmiechem. Dowiedziałem się dopiero w połowie treningu, gdy nasza instruktorka poprosiła Brooke aby wzięła mnie pod swoje skrzydła przez chwilę. Miałem wrażenie, że moje życie jest zagrożone i dużo się nie myliłem gdy moje ciało miało bliskie spotkanie z ziemią. Pod koniec, dziewczyna stwierdziła, że pójdzie przygotować się na wspólny wyjazd do miasta po zapas chusteczek, tak jak było ustalane wcześniej. Kiwnąłem głową i obolały wskoczyłem z powrotem na grzbiet Mori.

*po treningu, w pokoju*
-Masz pięć minut - Brooke usiadła na łóżku obok leżącej Shariki. Chyba jednak wolę jak jest zdrowa i chodzi na treningi. Przynajmniej nie mam całodobowego czasomierza.
Wpadłem do łazienki i wziąłem szybki prysznic. Nie miałem nawet czasu spojrzeć w lustro. Szybko się przebrałem i stawiłem przed dziewczyną, która obecnie wynosiła z mojego pokoju ostatnią paczkę chusteczek.
-Znalazłam jakiś supermarket w miasteczku - wymamrotała, patrząc w telefon podczas gdy ja przekręcałem zamek w drzwiach. Podszedłem, chowając klucze w kieszeni kurtki.
-Świetnie. W takim razie jedziemy - wyszczerzyłem się, jednak zostałem natychmiast zatrzymany przez Brooke.
-O nie, nie mój drogi. Jedziemy autobusem - puściła moją kurtkę i ruszyła pierwsza.
-Ale...
-Nie zamierzam spacerować kolejne 15 kilometrów, a akurat zdążymy na przystanek - posłała mi spojrzenie, które mówiło mi, że nie mam nawet się o co wykłócać. Przewróciłem oczami - Zresztą jedziemy tylko po chusteczki...
-...I lekarstwa - dodałem.
-Niech ci będzie. Wejdę z tobą do apteki, ale... - zatrzymała się na chwilę, opierając dłonie o swoje boki - Tym razem bez twoich głupich pomysłów - posłałem jej niewinny uśmiech.
-Ja i głupie pomysły? Proszę cię. Przecież jestem grzeczny... - mruknąłem, równając się z nią krokiem.

*w miasteczku*
Wyszliśmy z autobusu. Supermarket był dosłownie kilka kroków stąd, dlatego nie było większego problemu w dojściu. Pogoda puki co była w miarę dobra, choć wiał dość chłodny wiatr. Weszliśmy do środka. Automatycznie dostałem instrukcje zachowania się w miejscu publicznym wraz z proszącym spojrzeniem Brooke.
-Idziemy tylko i wyłącznie po chusteczki, jasne? - powiedziała, mijając kolejne pułki z produktami.
-Oczywiście. Na nic innego nie patrzę - zapewniłem, rozglądając się dookoła i idąc jej śladem. Nasz pobyt nie był długi. Tak jak szybko weszliśmy tak szybko wyszliśmy, kierując się tym razem do apteki. Pomimo, że dziewczyna poprzednio się zgodziła, tak teraz musiałem zaciągać ją siłą. Nie wiem, czemu apteka sprawiała dla niej taki problem.
-Wracamy do akademii - schowała ręce w kieszenie i stanęła przy krawężniku, czekając na taksówkę.
-A proponowałem, że sam pojadę. Tak jak dzisiaj rano czułaś się podobno lepiej, tak teraz będziesz czuła się gorzej. Zresztą do apteki jeszcze kilka kroków - spojrzałem na budynek w dali.
-Z tego co wiem, masz zajęcia dodatkowe.
-Idziemy do apteki i koniec... - pokręciła głową - Bo inaczej usiądę na środku drogi i się nie ruszę dopóki nie obiecasz, że do końca tygodnia będziesz siedziała w pokoju i zdrowiała - spojrzałem na nią twardo. Posłała mi rozbawione spojrzenie. A więc dobrze. Małe miasteczko, auta nie jeżdżą zbyt często, ale mus to mus. Wszedłem na środek, poprawiając kurtkę i usiałem na asfalt.
-Ciebie pogięło już kompletnie - usłyszałem ze strony Brooke.
-Obiecaj... - wymusiłem, czekając na jej reakcje. Całe szczęście kierowca zatrzymał się, zdziwiony patrząc na mnie jak na wariata. Obawiam się, że wstrzymałem cały ruch byleby tylko usłyszeć ze strony dziewczyny to co od całego dnia oczekiwałem. W tym samym momencie chyba jakiś wkurzony kierowca zadzwonił po policję, która przyjechała sprawdzić co się dzieje.
-Zain, złaź z tej ulicy. Natychmiast - Brooke zrobiła krok w moją stronę.
-A obiecasz? - uniosłem brwi, oglądając się za mundurami.
-Tak - odpowiedziała zniecierpliwiona, widocznie sama denerwując się zaistniałą sytuacją.
Wstałem i biegiem ruszyłem w jej stronę.
-Spadamy! - wskazałem energicznym ruchem głowy przed siebie i uciekłem w stronę supermarketu. Jakby się rodzice dowiedzieli, że właśnie uciekam przed policją chyba by mnie zabili. Zatrzymałem się za rogiem. Po chwili dobiegła do mnie Brooke. Załapałem ją za rękaw kurtki i pociągnąłem w swoją stronę.
-Do supermarketu - wskazałem palcem i wbiegłem do środka pod drzwi od magazynu, które obecnie były otwarte. Brooke weszła tuż za mną. Dobiegliśmy do połowy. Zdyszany, oparłem się o półkę i z uśmiechem spojrzałem na dziewczynę. Jednego nie przewidziałem. Zanim wyjdziemy, sklep może być już zamknięty.

Brooke?
W mej głowie zrodziły się dziwne pomysły xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz