środa, 19 kwietnia 2017

Od Abigail (do Mikela)

Hermes, Eliminat i Nerve, jakoś znieśli ciężką podróż do Anglii. Kiedy tylko przyjechaliśmy, od razu zaczęło padać. Przeklęta Angielska pogoda. Już się boje jakie będą ujeżdżalnie i leśne ścieżki w Akademii. Zapakowałam wszystko do samochodu i podziękowałam obsłudze lotniska. Miał mnie odebrać jakiś stajenny, ale burza go zatrzymała. Podróż samolotem zleciała mi na czytaniu kolejnej książki. Uczennica maga obecnie spoczywała gdzieś na dnie mojej torebki. Zadzwonił telefon. Eliminat zaszczekał trzy razy. Zawsze tak robi gdy dzwoni telefon. Nie miałam jak odebrać bo wjechałabym w drzewo. Nie należę do najlepszych kierowców na tym świecie. Po chwili telefon ucichł. I dobrze. Przynajmniej nie jest to ktoś natrętny. Zakładam że to Timon, mój troskliwy, starszy brat zwany Lubisiem głównie przez swoje miękkie serce. Jak dotąd Hermes ani raz nie wykazał większej narowistości. Panie instruktorki z Hopless Lane dowiedziały się że kiedyś był olimpijczykiem, ale kontuzja zepsuła mu przyszłość i odesłano go do ubojni. Po kilku kilometrach, deszcz ustał, a ja mogłam wreszcie się wyluzować. Wypatrywałam znaku prowadzącego do Morgan University. Szkoła była wymysłem matki. Uparła się że powinnam się podciągnąć w jeździectwie i pokanać lęk wysokości. Chciała dokonać niemożliwego. Zauważyłam znak. Był chyba tak wielki że nie można go było nie zauważyć. Podjechałam na zapełniony parking. Dopiero teraz mogłam przekonać się na własne oczy co to piękna stadnina i zadbane konie. Kilka osób prowadziło swe wierzchowce na parkur, inni na zakrytą halę. Wszystko było niemalże lśniące. Wypuściłam Eliminata, a ten wyskoczył z auta i kilka razy podskoczył na przednich łapach. To ci dopiero aktor i aparat. Zaśmiałam się i weszłam do przyczepy. Opuściłam rampę, aby arab mógł spokojnie wyjść na podwórze. Hermes ochoczo ruszył za mną w kierunku stajni. Chciałam najpierw zaprowadzić go do boksu a następnie odwiedzić państwa Stewart. Poszukiwania boksu okazały się dłużyć z każdą chwilą. Nagle kasztan szarpnął postronek. Zdziwiona odwróciłam głowę aby zobaczyć o co mu chodzi, i wtedy Eliminat wyrwał mi Hermesa z ręki. Zaczął uciekać razem z koniem. Załamana pobiegłam za zbiegami. Gdy dobiegłam... Jakiś chłopak leżał w kałuży wody, a mój koń, mój pies i
jego czarny ogier stali i wszystkiemu się przyglądali. Białowłosy chłopak nie wyglądał na osobę szczęśliwą. Przyglądałam się wszystkiemu dobrą chwilę. Eliminat
puścił Hermesa i podszedł do mnie. Nie mogłam się powstrzymać od wybuchu śmiechem. Chłopak był już mocno poirytowany, a ja jakby zapomniałam o manierach. Przecież go nie znam, tak samo jak moje zwierzaki. Po kilku minutach udało mi się uspokoić na tyle by móc cokolwiek powiedzieć. Złapałam Hermesa i konia poszkodowanego chłopaka. Eliminat wyraźnie z siebie zadowolony zatańczył w miejscu i potulnie usiadł koło mojej nogi. Pogłaskałam oba konie po pyskach. Ze strony Hermesa odpowiedziało mi rżenie, a ze strony czarnego rumaka nie dostałam nic.
-Przepraszam za mojego psa - powiedziałam - Jestem Abigail.
Chłopak nie czekał na pomoc i podniósł się sam. Cóż... Nie oczekiwałam ciepłego powitania po tym co wykombinowali Hermes i Eliminat. Z każdym dniem są coraz bardziej zżyci. Biedna Nerve, została opuszczona przez Husky'ego, dla mojego araba. Wynagrodzę jej to wieczorem. Podałam białowłosemu jego konia. Przyjął go z wdzięcznością, jakiej już dawno nie spotkałam.

<Mikel? Może być?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz