- To idziemy po te chrupki? - zapytał chłopak gdy podjechałam bliżej.
- A idź ty - warknęłam tylko obrażona na jego nieczyste zagrywki.
Zeszłam z wózka i nadal w zielnym stroju ruszyłam przed siebie. Nie zwracając uwagi na to czy Will podążał za mną czy nie. Nie obchodziło mnie to. Aktualnie postanowiłam go ignorować za tą jego grę nie fair play. Prychnęłam pod nosem. Już miałam zacząć szukać działu ze słodyczami, ciasteczkami i tym podobne, gdy jednak zmieniłam zdanie. Postanowiłem wrócić się i przebrać w normalne ciuchy. Zawróciłam w stronę łazienek. Tam oto mając genialny pomysł, zostawiliśmy ubrania. W między czasie minęłam Willa, który chyba chciał coś powiedzieć... Jednak zignorowałam go. Jedynie przyspieszyłam tempa. Po chwili znalazłam się w łazience. Szybko przebrałam się i odstawiłam zielony strój na swoje miejsce. Już miałam pójść dalej w poszukiwaniu przekąsek gdy poczułam jak ktoś chwycił mnie za nadgarstek. Odwróciłam się. Był to William, który także przebrał się w normalne ciuchy.
- Tak? - zapytałam udając, że nadal jestem obrażona.
- Quinn... - zaczął jednak postanowiłam mu przerwać.
- Dobra. Nie jestem już obrażona. Chodź lepiej do tego sklepu póki nas nie wyrzucili - powiedziałam i wyrwałam rękę z uścisku chłopaka.
Ruszyłam z powrotem wgłąb sklepu. Tym razem w końcu udało nam się zakupić to co chcieliśmy. Wyszliśmy na dwór z dwoma torbami jedzenia.
- Dobra. Do kina idziemy wieczorem. Teraz mam lepszy pomysł - Will uniósł tylko brew pytająco, więc dodałam. - Idziemy do fryzjera. Czas na zmiany!

Q: Cześć Ti. Coś się stało? Nie często do mnie ostatnio dzwoniłeś - zaśmiałam się.
T: Nie czas na żarty. To poważna sprawa.
Q: Mów szybko co się dzieje. Zaczynam się martwić.
T: No bo... Beatrice dzwoniła do mnie przed chwilą. Płakała. Nasi rodzice... Oni mieli wypadek samochodowy. Teraz są w szpitalu w stanie krytycznym.
Q: O boże... - zakryłam usta dłonią.
T: Przepraszam, ale muszę kończyć. Z Harry'm nie jest dobrze po tym jak się dowiedział tego. Muszę przypilnować aby nie zrobił nic głupiego.
Q: Dobrze... To pa Ti.
T: Do zobaczenia.
Połączenie zakończyło się. W moich oczach stanęły łzy. Nie mogłam uwierzyć w to, czego się właśnie dowiedziałam... Moi rodzice. Oni mogą umrzeć. Ignorując wszystko wokół, czyli także krzyki Willa pobiegłam do samochodu. Nie myślałam teraz o tym, że chłopak może nie mieć jak wrócić. Liczyło się tylko dostanie do swego pokoju. Odpaliłem pojazd i ruszyłam z piskiem opon. Najprawdopodobniej złamałam kilka zasad ruchu drogowego w między czasie. Jednak w dość krótkim czasie dotarłem pod budynek mieszkalny. Zamknęłam samochód na klucz. Znowu rzuciłam się biegiem. W końcu dotarłem do upragnionego miejsca. Będąc w pokoju po prostu rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać w poduszkę. Hope i Senshi jakby wyczuwając mój nastrój po prostu wskoczyli na łóżko i ułożyli się obok mnie. Sama nie wiem kiedy usnęłam wykończona...
*Następnego dnia*

- Nie idziesz na lekcje? - zapytał Will.
Pokręciłam jedynie przecząco głową.
- Quinn... Co się dzieje? Co się wczoraj stało? - zapytał chłopak, a ja miałam wrażenie, że w jego oczach widzę troskę o mnie.
Westchnęłam. Mówić prawdę czy skłamać? Zaufać mu na tyle czy nie? Co powinnam zrobić? Co będzie właściwym wyborem? Sama nie wiem ile minęło zanim zdecydowałam. Postanowiłam, że zaufam mu. W końcu jest to mój przyjaciel... Wzięłam głęboki wdech i ciężko wypuściłam powietrze. Czas się przemóc. Starając się powstrzymać emocje, które we mnie tkwiły zaczęłam mówić.
- Bo... Wczoraj zadzwonił do mnie telefon. Dzwonił mój starszy brat, Tiago. Na początku myślałam, że to nic takiego. Jednak myliłam się. To było coś naprawdę poważnego. Powiedział mi, że zadzwoniła do niego Beatrice. Nie wiem czy ci o niej mówiłam, ale jest to moja młodsza siostra. W tym roku kończy siedemnaście lat. Jednak wróćmy do głównego wątku. Ona płakała... Ti powiedział mi... on powiedział... nasi rodzice... oni... Oni mieli wypadek samochodowy. Teraz znajdują się w szpitalu w stanie krytycznym. Nie wiadomo czy przeżyją - na koniec już nie potrafiłam się pohamować. Z moich oczu wypłynęło kilka łez. Pozwoliłam im swobodnie płynąć wzdłuż mojej twarzy.
- Quinn... - zaczął mówić Will. Jednak nie wiem już który raz w ciągu kilku dni przerwałam mu.
- Proszę nic nie mów. Nie potrzebuję ani współczucia ani litości. Jestem dorosła. Muszę sobie z tym jakoś poradzić - mam nadzieję, że sobie poradzę.
Tym razem chłopak już nic nie powiedział. Po prostu przytulił mnie. Bez słowa wtuliłam się w niego. Westchnęłam. Nie płakałam już. Nie mówiliśmy nic. Po prostu trwaliśmy w uścisku przez jakiś czas. Jednak w końcu postanowiłam się odsunąć od Williama. Nie powiedziałam mu wszystkiego. Musiał wiedzieć jeszcze o czymś.
- Will. Muszę jeszcze o czymś ci powiedzieć.
- Tak?
- Bo... Przemyślałam wszystko... I... Załatwiłam z państwem Stewart. Ja... Will, jutro lecę do domu. Do Irlandii. Muszę zająć się Beatrice. Nie mogę zostawić jej samej, a Tiago nie może wyjechać. On zajął się Harry'm, który załamał się po usłyszeniu wieści... Ja.. Nie mogę pozwolić aby coś się stało Beatrice - powiedziałam cicho.

- Ja dam jakoś radę - muszę, chociaż w środku czuję się pusta. - Teraz najważniejsze jest moje rodzeństwo - westchnęłam i po chwili zastanowienia dodałam. - Wiesz co? Muszę się napić. Chcę choć na chwilę móc o tym nie myśleć.
Po wypowiedzeniu ostatnich wstałam z miejsca. Spojrzałam na chłopaka, który nadal siedział na ławce.
- Idziesz ze mną czy zostajesz? - zapytałam.
Ten tylko pokiwał twierdząco głową i dołączył do mnie. Z racji, że nie posiadałam w zapasie żadnego alkoholu, byliśmy zmuszeni wybrać się do sklepu. Nie zwracając uwagi na to, że zostawiłem na stoliku tacę, po prostu ruszyłam przed siebie. Najpierw znaleźliśmy się w moim pokoju, z którego to musiałam zabrać klucze od samochodu. Uroki tego, że szkoła znajduje się na jakimś rypanym odludziu, a do najbliższego sklepu, który to znajdował się w miasteczku mieliśmy piętnaście kilometrów. Po kolejnych kilku minutach byliśmy przy moim samochodzie. Wsiedliśmy do niego. Odpaliłam silnik i ruszyliśmy.
*Jakiś czas później. Pokój Quinlan*


Will? Mam nadzieję, że za bardzo tego nie zrypałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz