niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Lewisa C.D. Olivii

W głębi duszy miałem nadzieję, że nie będzie aż tak źle, jak mówiła Olivia. Cóż... nadzieja matką głupich. Ja naprawdę widziałem wiele pijanych osób, potrafiłem nawet się z nimi jako tako dogadać, ja za to miałem mocną głowę, co nie było wielką zaletą, szczególnie w takiej sytuacji. Prosiłem, pij powoli, a ta swoje, czyli 3/4 drinka na raz.... drinka, właściwie to to sama wóda była. Aż się skrzywiłem patrząc na to. Prędzej bym wszystko zwrócił, niż tyle na raz wypił. Straciła na chwilę równowagę, a ja się zerwałem na równe nogi, pomimo że i tak bym nie zdążył do niej dobiec, jednak po chwili wróciła do pionu i się zaczęło... Nie trudno było zgadnąć, że urwał jej się film, bo zaczęła opowiadać historie, których nikt nigdy nie chciałby nikomu powiedzieć. Podszedłem do niej powoli, przestało mi się kręcić w głowie dopiero po kilku krokach. Buźka się jej ani na sekundę nie zamykała.
- Hej, mała - wyciągnąłem do niej rękę. - Cicho, chodź do nas.
- Nie! - krzyknęła przerywając historię i zaczęła uciekać.
- Olivia - mruknąłem.
- Złap mnie!
- To nie jest najgorszy pomysł - poparł ją Gabriel. - Przynajmniej ją tu przyniesiesz.
- A ty, nie chcesz pobiegać? - zapytałem go, odpowiedział mi tylko śmiechem. - Czyli nie... Olivciu...
- No chodź Lewis!
- Nie będę za tobą biegał - odparłem.
- Zobaczymy - biegiem ruszyła wzdłuż barierki. I tak nie ma stąd wyjścia, w końcu wróci do punktu wyjścia... Ale jest kilka metrów barierki bez ekranu... Cholera. Pobiegłem za nią, ignorując krzyki i docinki moich przyjaciół. Kochane mordy.
Kilkanaście metrów dalej, kiedy zniknąłem im z oczu, zobaczyłem opierającą się o barierkę Olivię. Nie było tam ekranu, więc wiatr rozwiewał jej włosy. Pochyliła się tak, że praktycznie w połowie wisiała za barierką. Bujała się w przód, w tył i w przód i... Boże... Złapałem ją w pasie i przeciągnąłem ponownie na taras. Przyparłem dziewczynę do ściany, pod drugiej stronie, ponieważ tutaj korytarz był węższy.
- Przecież bym nie wypadła - odparła słodkim głosikiem.
- Miałem inne wrażenie.
- Martwisz się o mnie - pogłaskała mnie po policzku.
- To ja cię tutaj zabrałem, więc poczuwam się do odpowiedzialności za twoje bezpieczeństwo.
- O jaki ty jesteś słodki - patrzcie jakich ciekawych rzeczy można się dowiedzieć od pijanej osoby - i przystojny...
Jej dłonie powędrowały na mój tors i zaczęły po nim krążyć. Zaczyna się robić coraz ciekawiej. W sumie to chciałem, żeby jutro pamiętała tą chwilę. Jej reakcja mogłaby być bezcenna. Był tylko jeden problem, była tak pijana, że właściwie to co mówi, nie musiało nakładać się z tym, co czuje w rzeczywistości.
- A podobam ci się?
- Mhm - pokiwała głową.
- To chodź ze mną...
- A będziesz mój? - przerwała mi.
- Da się zrobić - odparłem. Objąłem ją w pasie i zacząłem prowadzić w stronę, z której przyszliśmy. Kiedy wyłoniliśmy się zza zakrętu, usłyszałem charakterystyczny szept, którego nienawidziłem, ale jakoś musiałem ją doprowadzić. Byliśmy dobre dziesięć metrów od nich, kiedy Olivia zaczęła się kręcić.
- Nie chcę do nich - krzyknęła i z całej siły, uderzyła mnie z łokcia w żebra. Niemal od razu ją puściłem. Nie mogłem oddychać, a ból nagle objął moje ciało. Gabriel zerwał się, aby mi pomóc.
- Łap ją - rzuciłem, a on od razu poszedł za nią. Poczułem jak po policzku spływa mi łza, upadłem na kolana i zgiąłem się w pół. Powietrza! Błagam, powietrza... Taki ból czułem chyba tylko po obudzeniu się ze śpiączki, po wypadku. Poczułem czyjeś ręce na moich plecach, ktoś coś do mnie mówił, jednak nie wiedziałem co. Po bliżej nieznanym mi czasie, usiadłem, a później położyłem się. Nade mną pochylała się Hail, a zaraz dołączył do niej Brian.
- Lewis, słyszysz mnie? - zapytała dziewczyna.
- Już tak - odparłem cicho, na szczęście mogłem już normalnie oddychać. - Złapał ją.
- Tak - mruknął Brian. - Ale ci przywaliła.
- Nieświadomie.
- Bronisz jej? - zapytała Hail.
- A mam przed kim? - pokręciła głową.
- Jak chcesz - rzuciła.
- Przestań. Mało razy dałaś mi w twarz po pijaku? - zapytałem, a Brian pomógł mi wstać. Wszyscy siedzieli jak wcześniej, tylko Olivia spała, oparta o tego jej przyjaciela... Paula? Chyba tak. Usiadłem na swoim miejscu.
- Mogę zapytać, co to było? - spytała mnie Melody, jak dobrze pamiętałem.
- Osoby pijane, mają więcej siły niż normalnie. Uderzyła mnie w ranę, po wypadku, która w sumie wciąż mnie boli...
- To lekko powiedziane - dodał Gab. - To tak jakby ranę ciętą solą leczyć.
- Co? - przeraziła się dziewczyna.
- Cóż... - mruknąłem dopijając drinka do końca.
-To co teraz? - zapytał Brian.
- Trzeźwiejemy, dajemy jej trochę pospać, żeby też wytrzeźwiała, no i wracamy... tylko obwodnicą, bo mam pomysł.
- Ty masz pomysł?! - wydarł się Gab.
- No a czyj on był?
- No dobra, twój - przyznał.
Przy procentach rozmowa jakoś prościej idzie. Okazało się, że ta dwójka, jest całkiem do wytrzymania, chyba zbyt szybko ich oceniłem... albo wciąż miałem za mało krwi w alkoholu. To było bardzo prawdopodobne. Kiedy Paul zaczął się kręcić pod naciskiem Olivii na jego ramię, podszedłem do niej, kucnąłem i delikatnie wziąłem ją na ręce. Wróciłem na swoje miejsce, usadziłem ją tak, aby siedziała tak, żebym nie musiał męczyć nóg jej ciężarem, jej nogi przerzuciłem sobie nad udem, oparłem ją o swój tors i objąłem trochę powyżej łokci. Nieświadomie dziewczyna wtuliła we mnie twarz i co kilka minut coś mruczała. Przynajmniej nie lunatykowała. Wszyscy byli już nieźle zmęczeni i zaczęliśmy się zastanawiać, jak wrócić do domów, kiedy Olivia się obudziła.
- Gdzie ja jestem? - zapytała, przecierając oczy.
- Na sześćdziesiątym ósmym piętrze najwyższego budynku w Londynie - odparłem.
- O Lewis... jesteś tu... to dobrze, choć nie do końca pamiętam, dlaczego tutaj jesteśmy.
- A co pamiętasz? - zainteresował się Brian.
- Że ktoś zapomniał o moich urodzinach i że jedliśmy spaghetti, a później, że krzyczałam.
- Darłaś się, aż uszy bolały, a jechałem kilka metrów za wami - zaśmiał się Gabriel.
- Poszłabym spać.
- Okey, to chodź zabierzemy cię - powiedział Paul.
- Wy też tutaj jesteście? O, jak miło... Ale ja chcę wrócić z nimi, chcę wracać motocyklem... i nie pożegnałam się z Aleksandrem.
- Chyba wciąż jest pijana - zauważyła Hailey.
- Pewnie tak, ale przynajmniej się przytrzyma mnie.
- Wy naprawdę chcecie jechać motocyklami?! - krzyknęła Melody.
- Oczywiście - prychnął Gabriel. - Jesteśmy profesjonalistami, nic nam nie będzie i tej małej też.
- Tylko nie małej - warknął Paul.
- Spokój - mruknąłem. - Wrócimy z nią do mnie, to nie pierwszy raz, kiedy będziemy tak jechać i jestem już praktycznie trzeźwy. Zbyt niemiecką głowę mam na takie napoiki.

* * *

Wyjechaliśmy na drogę ekspresową, nadkładaliśmy spory kawałek drogi i pewnie nikt by się nie zgodził na ten pomysł, gdyby nie to, że po pierwsze byliśmy na motocyklach i po drugie, Gabriel miał w plecaku małą niespodziankę.
Przed nami majaczył Londyn, na drodze było znośnie pusto, dochodziła pewnie trzecia, kiedy się zatrzymaliśmy. Nie obchodziło nas, że blokujemy całą drogę. Gabriel wyjął z plecaka trzy małe puszeczki, podłużne o niewielkiej średnicy. Jedną zostawił sobie, drugą rzucił Hail, trzecią mi.
- Gotowa na gwóźdź programu? - zapytałem siedzącej za mną Olivii, która zaczynała dochodzić do siebie.
- Chyba tak.
- Trzymaj się mocno i nie puść tej puszeczki - odparłem spokojnie, przysunęła się jeszcze bliżej mnie. Kiwnąłem głową do przyjaciół, wręczyłem przedmiot Olivii i w tym momencie, odpaliłem ją, w ułamku sekundy ruszyliśmy. Otoczył nas kolorowy dym.
- Świece dymne? - pisnęła Olivia.
- Podoba się?
- Jest cudownie! Dziękuję!
- Jeszcze będziesz miała do tego okazję - zaśmiałem się przyspieszając. To wyglądało jakbyśmy płynęli w morzu kolorów, albo lecieli w chmurach, gdyby tylko Gab nie wytrzasną jednej zielonej świecy, która delikatnie nie pasowała do fioletu świecy Olivii i pomarańczu Hailey. Ale co tam, w końcu liczy się zabawa...

* * *

Rozstaliśmy się pod moim domem, Gabriel i Brian odjechali, a Hail poszła chwiejnym krokiem do siebie. Zostaliśmy tylko we dwoje.
- Masz fajnych znajomych.
- Dziękuję - odparłem. - Twoi też nie są tacy źli, jak myślałem.
- Uznam to za komplement... - ziewnęła. - Spać mi się chce.
- No to idziemy.
- Zanieś mnie - szepnęła, wyciągając do mnie ręce. Westchnąłem.
- Okey, niech ci będzie skrzacie.
- Nie jestem skrzatem.
- Jesteś - uśmiechnąłem się, biorąc ją na ręce. - Taki mały, leciutki skrzat, który zmieściłby się do kieszeni...
Zasnęła. Dobrze, że ją niosłem, nie musiałem jej przynajmniej łapać. Cicho podszedłem do drzwi i łokciem spróbowałem otworzyć drzwi. Zamknięte... pięknie. Spojrzałem na ulicę, na której stał samochód należący do rodziców. Przypomnieli sobie widocznie, że mieli nieletniego syna. Nagle zamek w drzwiach się przekręcił, a przede mną stanął Aleksander.
- Czekałem na was.
- Dzięki, braciszku.
- Proszę bardzo, braciszku - uśmiechnął się. Zamknął za nami drzwi. Skierowałem się prosto do pokoju, marzyłem tylko o łóżku. Położyłem Olivię i sam poszedłem się ogarnąć. Kiedy wreszcie, czyściutki, odświeżony i jakby wypoczęty wylazłem z łazienki, wziąłem się za nią. Zdjąłem jej buty i ogólnie ją rozebrałem, zostawiając tylko bieliznę i ubrałem w jedną z moich bluzek, w której i tak wyglądała jak w sukience. Wyszedłem z pokoju i polazłem do Aleksandra.
- A myślałem, że jej nie opuścisz - zaśmiał się, kiedy przesunąłem go na łóżku.
- Warto przynajmniej spróbować uratować resztki jej godności osobistej.
- Miejmy tylko nadzieję, że nie lunatykuje.
- Przestań - mruknąłem. - I tak nie wiem czy zasnę.
Odpowiedział mi tylko śmiechem.

Olivia?
Hahahahahahahaha 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz