Usłyszawszy rżenie koni ze stajni, ruszyłem bez najmniejszego zastanowienia śladami dziewczyny. Wszedłem do środka, mijając kolejne boksy koni, które wychylały głowy z zaciekawieniem. Jednak moją uwagę przykuł gniady ogier, stojący prawie na końcu korytarza. Wychylił się, otwierając szeroko chrapy i zniżając je w stronę mojej dłoni. Pogłaskałem go po pysku. Po chwili dołączyła się Brooke, stając obok i głęboko wzdychając.
-Nie ma zapasowego klucza... Jedziemy do miasta? - zaproponowała, przekierowując na mnie spojrzenie.
-Myślałem, że twoja babcia wie, że przyjeżdżasz? - uniosłem kąciki ust, odsuwając głowę od chrap ogiera, który stawał się coraz bardziej nachalny. Cudowny.
-Wie, ale... to moja babcia. Zresztą ją poznasz - wzruszyła ramionami - To jak?
-Dobra, jakaś dobra knajpka może być. Bylebyś tylko nie jęczała z głodu - minąłem ją z złośliwym uśmiechem. Wkrótce dołączyła do mnie.
-Prędzej spodziewałabym się tego po tobie. Ja jestem wychowana i nie narzucam się ludziom - prychnęła, odwracając głowę by ukryć swój rozpromieniony wyraz twarzy. Przerzuciłem na nią swoje spojrzenie, mrużąc oczy.
-Ja się tobie narzucam? Pierwsze słyszę! - pokręciłem obrażony głową i podszedłem do samochodu, ku zaskoczeniu dziewczyny, od strony kierowcy. Schowała dłonie w kieszenie kurtki, odchylając delikatnie usta i samym spojrzeniem pytając co znowu zamierzam odwalić. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń z słodkim wyrazem twarzy.

-Proszę...
-Nie - spuściła wzrok by na mnie nie patrzeć.
-Ale ja cię ładnie proszę. Zresztą nie wypada żeby to kobieta woziła mężczyznę - byłem wyraźnie zadowolony z przed chwilą wymyślonego argumentu. Jednak i to nie przekonało Brooke. Zrobiła zażenowaną minę.
-Mamy XXI wiek, kobiety mają równe prawa, a ja nie powierzę ci odpowiedzialności nad kierownicą mojego samochodu - skrzyżowała ręce na piersi, kręcąc głową podczas gdy ja usilnie się w nią wpatrywałem.
-Przecież umiem jeździć. Moja genialność zdała na prawo jazdy za pierwszym podejściem - poruszyłem brwiami z szerokim uśmiechem. Wrodzona skromność. Jednak dziewczyna nadal stała nieugięta. Czemu ona jest taka uparta? Przewróciłem oczami, łapiąc ją za ramiona i odwracając w przeciwną stronę delikatnie zaskoczoną. Popchnąłem w kierunku wejścia od strony pasażera i otworzyłem drzwi, nie pozwalając jej dojść do słowa.

-Ale jak coś zrobisz to zakopię cię w ogródku i zmuszę stajennego aby potwierdził, że twój zgon to przypadek - niezauważalnie, przez jej twarz przeleciał tajemniczy wyraz. Zmarszczyłem brwi, udając przestraszonego. Uniosłem dłonie do góry na znak, że rozumiem. Kiwnęła głową i zamknęła drzwi. Tanecznym krokiem, podrzucając klucze do góry ku irytacji dziewczyny, ruszyłem pod swoje drzwi i po chwili, siedziałem już obok niej.
~~~
-Jesteś pewna, że to w tą stronę? - spytałem, patrząc na znaki i uliczki, które mijaliśmy.-Tak? Nie odzywaj się, ja tu jestem wszechwiedzącym GPS-em - dało się wyczuć w jej słowach cień niepewności - Muszę przypomnieć sobie okolicę - wyszeptała sama do siebie i spojrzała jeszcze raz na ekran telefonu - W prawo... - wskazała palcem - Znaczy w lewo - poprawiła się.
-Na drodze trzeba być zdecydowanym - zgromiłem ją spojrzeniem, jednak zaraz odwróciłem wzrok widząc, że dziewczyna gotuje się na wyrzucający mi argument.
-Jakbym prowadziła to bym dotarła...
-Nie przeze mnie się zgubiliśmy - wzruszyłem ramionami, powstrzymując nachodzący na moją twarz uśmiech.
-Ja się nie gubię. I uprzedzając twoje następne pytanie... Tak, to twoja wina - zaśmiała się.
W końcu po trudnym kluczeniu, udało nam się znaleźć miejsce parkingu i niewielką knajpkę gdzie można było coś zjeść. Weszliśmy do środka. Nie było tam dużo ludzi, zresztą miasteczko nie wydawało się jakimś ruchliwym. Przynajmniej na obrzeżach. Z tego co opowiadała Brooke, w centrum jest o wiele bardziej tłoczno. Chyba lepiej, że nie ma tłumu. Nie muszę się martwić. Brooke wybrała stolik i usiadła, chwytając w ręce leżące na stole menu.
-Co wybierasz? - zapytała, unosząc spojrzenie znad karty.
-Coś co by pozwoliło mi przetrwać do wieczora - zdjąłem kurtkę i odłożyłem ją na bok.
-Tak? To może... węgorze w galarecie? - uśmiechnęła się szeroko, widocznie rozbawiona. Zrobiłem krzywą minę, zastanawiając się jak to właściwie wygląda i smakuje. Niezbyt przepadam za rybami, a co dopiero takie danie.
-Co to takiego?
-Tu jest napisane, że pokrojone węgorze trzyma się w wodzie, ostudza i trzyma w lodówce, aż całość stężeje. I tyle - wzruszyła ramionami.
-Może lepiej podziękuję - zacisnąłem usta.
Zdecydowałem się na zwykłe danie, które wkrótce było podane. Spojrzałem na jedzącą już Brooke, która usilnie oczekiwała na wiadomość od babci z potwierdzeniem, że już jest z powrotem. Jednak nic dotychczas nie przyszło. Po chwili odłożyła sztućce na talerz, najedzona.
-Chcesz trochę, ja nie dam rady - odparła, unosząc oczy znad ekranu telefonu. Popiłem ostatni łyk herbaty, na którą namówiła mnie sama dziewczyna, gdyż stwierdziła, że przydałby mi się odwyk na kofeinę. Całkowicie się z nią nie zgadzam. Pokręciłem głową, czując, że sam nie dam rady wszystkiego zjeść.
-Nie lubię surówek - przełknąłem ostatni kęs i oparłem się plecami o oparcie krzesła. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę - Nigdy nie jadłem - dodałem po chwili.
-Na prawdę? - przysunęła się bliżej blatu z uśmiechem, który zdradzał, że coś kombinuje. Ja chyba nie chcę. Chwyciła w palce trochę surówki i spojrzała na mnie, unosząc brew do góry.
-Chyba sobie żartujesz? - odparłem rozbawiony, jednak nie potrzebowałem zaświadczenia o tym, że ona właśnie próbuje zmusić mnie do zjedzenia tego okropnego czegoś - W życiu.
-Przecież się nie otrujesz. A na specjalne życzenie, u babci w domu będą one codziennie, mmm - zrobiła zachwyconą minę. Moja zniesmaczona mina zdradzała wszystko. Pokręciłem głową. Jednak ona, a raczej jej dłoń zbliżała się ku mnie.
-Otwórz usta. To na serio jest dobre.
-Nie - odchyliłem się do tyłu.
-Zain... - z niechęcią odchyliłem wargi, za co zostałem spiorunowany spojrzeniem dziewczyny. Ostatecznie zamknąłem oczy i otworzyłem usta. Poczułem na języku kwaśny posmak, przypadkowo zahaczając zębami o palec Brooke. Niczym zmuszone dziecko, pogryzłem z skrzywioną miną, lecz z każdą chwilą przekonywałem się coraz bardziej, próbując wyczuć dokładniej smak. Może nie była taka zła?
Dziewczyna uśmiechnęła się zadowolona, najwyraźniej z tego, że udało jej się mnie przekonać. Co nie znaczy, że wielce mi zasmakowała.
Brooke?
Czemu niby się miałaś przygotowywać psychicznie? xdd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz