wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Brooke CD Zaina

Zain tanecznym krokiem podszedł w moim kierunku i chwytając dłoń, zakręcił mną dookoła. Spowodowało to u mnie delikatny uśmiech.
-Trochę optymizmu, Brooke. To może jednak wpadniemy do jakieś cieplutkiej restauracji? - spytał, widząc jak obejmuję się ramionami
Zrobiło się zimno, a mi najbardziej było zimo w nogi, na których spodnie były przemoczone do suchej nitki. Zresztą reszta ubrań też zaczynała być mokra. Zainowi na pewno też nie było za ciepło.
- W końcu jakiś dobry pomysł- powiedziałam, poklepałam chłopaka po ramieniu i wyminęłam go dostrzegając za jego sylwetką budynek, a nad nim kawiarniany baner. Ruszyliśmy w tamtym kierunku. W niedużej kawiarni były zajęte raptem dwa stoliki. Z naszych ubrań dosłownie ciekło. Usiedliśmy w chyba najbardziej oddalonym stoliku obok dużego okna. Przynajmniej będziemy wiedzieć kiedy przestanie padać. Zdjęłam mokrą kurtkę i przewiesiłam na krześle. Chłopak zrobił to samo z bluzą. Aktualnie marzyłam o ciepłej herbacie. Gdy Zain dowiedział się, że nie przepadam za kawą o mały włos nie dostał zawału. Czekając na ciepłe napoje spojrzałam za okno. Nie zapowiadało się, żeby miało przestać padać. Ciężkie chmury spowiły niebo i wcale nie miały zamiaru go opuścić.
Siedzieliśmy w ciepłej kawiarni dopóki się nie przejaśniło.
- Idziemy?- spytałam gdy z końcu przestało padać, a przynajmniej na to wyglądało
Zain spojrzał na mnie zdziwiony.
- Skąd ta nagła zmiana decyzji?- spytał i wstaliśmy od stołu
Nałożenie mokrej kurtki z powrotem na ciało nie było przyjemne.
- Uważaj bo jeszcze zmienię zdanie- zagroziłam mu palcem
Chłopak uniósł ręce w geście obronnym i opuściliśmy lokal. Wzięliśmy nasze rzeczy z tylnego siedzenia auta i ruszyliśmy w stronę uniwersytetu. Coś czuję, że czeka nas dłuuga droga. A sądząc po chmurach, które kłębiły się daleko na niebie po drodze znów złapie nas ulewa.

*Następnego dnia*

Na pewno nie obudził mnie budzik, a raczej katar i bolące mięśnie. Wczorajszy spacerek chyba odbije się na moim zdrowiu. No i jestem pewna, że Zain też ma w tym swój udział. Ten jego genialny pomysł z ochlapaniem mnie.
Weszłam do pokoju Zaina nawet nie pukając, bo zostało raptem kilka minut do wyjścia na trening, a kilkanaście do jego samego rozpoczęcia.
- Nie łaska zapukać?- spytał z oburzeniem i spojrzał na mnie
- Teraz przez ciebie męczy mnie katar- powiedziałam i wycelowałam w sylwetkę chłopaka niewielkie opakowanie chusteczek, ale przedmiot był za lekki aby dolecieć do łóżka więc nie pokonał za dużej odległości.
- Czyżby ktoś tu miał załamanie odporności?- spytał przesadnie słodkim tonem
Przewróciłam tylko oczami.
- Ale wyciągnij z tego plusy Brooke. Może ominie ciebie przez to szkoła- odparł po chwili
Podniosłam z ziemi chusteczki i usiadłam na łóżku. Za sobą usłyszałam znajome miauknięcie. Sharika.
- Taa. Ale nie pomyślałeś o treningach- odparłam i spojrzałam na Zaina- A no i dzisiaj jedziesz ze mną do miasta po zapas chusteczek- powiedziałam i starałam zachować poważny wyraz twarzy
Zain zaśmiał się tylko.
- A co jeśli i twoje auto się popsuje?- spytał gdy opanował śmiech
- Moje. Auto. Się. Nie. Psuje.- odparłam, a kąciki moich ust powędrowały do góry aby ułożyć się w zadowolony uśmiech
Chłopak rozbawiony przewrócił oczami i wstał.
- Idziesz na trening?- spytał
- No oczywiście- powiedziałam i poderwałam się z łóżka aby zaraz potem znaleźć się przy drzwiach
Skierowaliśmy się do stajni, a raczej na padoki, na których znajdowały się nasze konie. Gdy zobaczyłam Tikani, która wstaje z ziemi i otrzepuje z piachu od razu mi się odechciało.
- Powodzenia- powiedział tylko Zain i ruszył po Morrigan
Tikani podbiegła do mnie lekkim kłusem, charakterystycznym dla araba i stanęła zadowolona przy płocie. Otworzyłam bramę od pastwiska i chwytając kantar siwki wyprowadziłam ją z niego. Do treningu miałam około piętnastu minut. Chyba powinnam zdążyć. Była ładna pogoda więc wzięłam zgrzebła i sprzęt na dwór. Oczyściłam klacz jak najdokładniej z piachu, a dopiero potem zajęłam się sprzętem. Na parkurze miał odbyć się trening skoków. Z chęcią poszłyśmy w tamtym kierunku. Tikani miała dzisiaj w sobie dużo energii. Na placu rozgrzewało się już kilka par. Dołączyłyśmy do nich i zaczęłyśmy swoją rozgrzewkę. Nie musieliśmy długo czekać na trenerkę, gdyż była do bólu punktualna. Na placu była ustawiona kombinacja. Składała się z niedużej stacjonaty, następnie dwa dragi, dwie większe stacjonaty, znów dwa drągi i najwyższa stacjonata. Czyli gimnastyka. Po poleceniu trenerki każdy kolejno pokonał tor. Tikani przestępywała z nogi na nogę nie mogąc się doczekać. Gdy przyszła nasza kolej ochoczo przeszła do kłusa, a potem do płynnego galopu.
Najechałyśmy na pierwszą, najniższą stacjonatę i z łatwością klacz ją pokonała. Dwa drągi i dwie stacjonaty. Tikani podwinęła przednie nogi i przeleciała nad przeszkodą, a potem kolejna. Dojeżdżając do ostatniej przeszkody samica zarzuciła głową, ale nie zwlekając dłużej zachwiała się na tylnych nogach i pokonała najwyższą stacjonatę. Zadowolona z siebie parsknęła i wierzgnęła po oddanym skoku i skończonym ćwiczeniu. Zdecydowanie dopisywał jej dzisiaj dobry humor. Pogładziłam po siwej szyi Tikani i dołączyłam do reszty grupy.


Zain?
Ja? Śmiać się z twoich pomysłów? W życiu xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz