piątek, 28 kwietnia 2017

Od June C.D. Phill'a

Mój kochany Leonard postanowił nie dać się złapać, jednak chodzenie samemu po korytarzu też najmądrzejsze nie było, próbowałam więc go złapać. Szłam wpatrzona w niego, kiedy nagle ktoś na mnie wpadł. Czułam już ból, który będzie towarzyszył upadkowi, gdy ku mojemu zdziwieniu zawisłam nad ziemią. Nieznajomy zdążył mnie złapać.
- Dzięki - odparłam, łapiąc ponownie równowagę.
- Nie ma za co, właściwie to powinienem cię przeprosić, nie zauważyłem cię - odpowiedział stojący przede mną chłopak, którego wcześniej nie widziałam w akademii.
- Zdarza się, nie mamy oczy dookoła głowy - starałam się mówić jak najbardziej przyjaźnie.
- To twój kot?
- Tak. Leonard właśnie postanowił samodzielnie pozwiedzać cały uniwersytet.
- Koty tak raczej mają.
- Jednak boję się, że jak go samego zobaczy sprzątaczka, to ten wolny strzelec wyląduje za drzwiami, a nie mam ochoty się męczyć, kąpiąc go... - rozejrzałam się. Nigdzie nie było kota. - Gdzie on jest?
- Był tutaj przed chwilą...
- To wiem, że był - zaczęłam odczuwać szerpnięcie, towarzyszące złapaniu mnie, przez chłopaka. - Leo...
- A mogę znać imię osoby, którą uratowałem przed upadkiem?
- I który to upadek byś spowodował... June - podałam mu rękę.
- Phill, miło mi.
- Co? A tak, mi też. Przepraszam, ale chciałabym go poszukać.
- Może ci pomóc? - zaproponował chłopak. Właściwie dlaczego nie? A z drugiej strony, będę musiała z kimś iść, rozmawiać, a wszystko mnie boli. Chyba jednak szarpnięcie było mocniejsze, niż myślałam na początku. Chciałam tylko znaleźć Leo i zaszyć się w pokoju, żeby skończyć grafikę, która czeka na to już dłuższy czas. Jednak, cały czas miałam w głowie słowa mojego starszego brata, kiedy mnie tutaj przywiózł. Mogę chociaż spróbować, poznać kogoś, to mi nie zaszkodzi... chyba.
- Cóż, jeśli chcesz - odparłam. Miałam w zwyczaju zostawiać wszystkim otwarte drzwi. Zero zobowiązań.
- Z przyjemnością - ruszyliśmy korytarzem. - Długo tutaj jesteś?
- Pewnie jakiś tydzień, może więcej - przyznałam, cały czas się rozglądając.
- Musiałaś więc trochę obejrzeć to miejsce...
- Właściwie to nie - przerwałam mu. - Ostatnio, na nie za wiele mnie stać.
- A można wiedzieć czemu?
- W sumie to wolałabym nie, ponieważ będziesz mi współczuć, a ja nienawidzę takiego traktowania mojej osoby. Jeszcze nie jestem kaleką - sięgnęłam do kieszeni, wyciągnęłam z niej małe pudełeczko, pełne tabletek, połknęłam jedną.
- To nie narkotyki, prawda?
- Nie. Choć niektóre mogłyby, nimi być. To leki przeciwbólowe, dość mocne.
- Potrzebujesz ich, ponieważ... - zatrzymałam się. Spojrzałam na niego. No okey, skoro chce wiedzieć.
- Ponieważ inaczej przestanę funkcjonować, bądź zwariuję. Do wyboru, do koloru. Idziemy?

Phill?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz