niedziela, 30 kwietnia 2017

Od June do Alistaira

Moment kiedy budzisz się z uczuciem, jakby wbijano w twoje ciało tysiące gwoździ... piękne i przerażające. Samotna łza spłynęła po moim policzku. Zawsze działo się to samoczynnie, jakby mój organizm chciał, żebym płakała, ale ja nie płaczę. Ostatni raz zrobiłam to na wiadomość o śmierci mojego chłopaka... dlaczego nie powiem po imieniu? Bo jego imię, nie przejdzie mi przez gardło, sama myśl o nim boli i obrzydza mi siebie. Chyba z godzinę unosiłam się, by wreszcie usiąść. Sięgnęłam po pudełko stojące na stoliku nocnym. Wyciągnęłam z niego strzykawkę wypełnioną złotym płynem i wstrzyknęłam sobie w żyłę. Kolejną godzinę ból powoli puszczał, aby powrócić do normalnego poziomu. Trzeba iść coś zjeść, a później na lekcje. Nie chciałam iść na lekcje... nic nie chciałam. Z trudem przedostałam się do łazienki, oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lusterko. Wyglądałam, jakbym wcale nie spała. Nie, że jakieś wory czy cienie, ale byłam zmęczona. Tak... ból męczy. Rok ma 365 dni. To o 365 dni za dużo. Mogłabym się zabić, ale to tchórzostwo. Teraz to wiem...
Złożyłam jakieś spodnie, koszulę, tenisówki, związałam włosy w luźny kok i wyszłam z pokoju. Cel był prosty, znaleźć kawę. Znalazłam ją na stołówce pełnej ludzi, którzy się przepychali, dotykali mnie i przestawiali. Krótko mówiąc, sprawiali ból. Po co oni tu są? Nie rozumiem, po co. Cholerni egoiści. Zwinęłam kubek pełen gorącego, jasnobrązowego napoju i polazłam na koniec pomieszczenia, żeby tylko mnie tam nikt nie znalazł. Rozsiadłam się na krzesełku i podciągnęłam kolana do klatki piersiowej. Powoli delektowałam się napojem. Najlepsze w byciu kaleką jest to, że nikt mnie się nie czepia, jeśli się gdzieś spóźnię. Powiem, że noga mnie bolała o jeszcze będą mi współczuć. To ohydne. Wymiotować mi się chce, kiedy nachodzą mnie takie myśli...
Do mojego stolika podszedł jakiś bardzo wysoki chłopak. Podniosła głowę, aby na niego spojrzeć, kiedy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnął się. Spłynęło to po mnie, jak po kaczce... może byłam nią w którymś wcieleniu.
- Cześć, mogę się dosiąść?
- Proszę - przekręciłam oczami.
- A czemu taka ślicznotka ma zły humor?
- Bo ślicznotce wszyscy wybaczą - odparłam, a on się zaśmiał. - Tylko najpierw trzeba być ślicznotką.
- Proszę cię, mogłabyś być modelka albo miss z tego co widzę.
Spojrzałam na niego. Co za idiota. Może i nieświadomy swoich czynów, ale idiota. Chciałam zostać modelką. Byłam nią... Byłam cholera jasna! BYŁAM.
- Nie sądzę aby dziewczyna z ohydnymi bliznami mogła zostać miss.
- Ohydnymi? - uniósł brew. - Nie wierzę.
- Cóż udowadniania nie mam w zestawie, więc będziesz musiał zostać niedowiarkiem.
- Szkoda - puścił mi oczko. Zero reakcji. Chociaż. Wymownie pochyliłam się nad stołem i zlustrowałam go wzrokiem.
- Może i szkoda.
- Długo tutaj jesteś?
- Nie, ale na tyle długo, żeby poznać za wielu ludzi.
- Nie lubisz ludzi? - zdziwił się.
- Nie, kiedy sprawiają mi ból.
- A kiedy to robią?
- Dzisiaj za każdym razem, kiedy mnie dotkną. Taki bonus nieuleczalnej choroby.
- Nie wierzę.
- Słabo z tą twoją wiarą - odparłem. - Co pijesz?
- Gorącą czekoladę - sięgnęłam po jego kubek i wypiłam łyka zanim zdążył zaprotestować. Była gorzka. - Fuj, gorzka.
- Nie wiesz, że nie rusza się nie swojego?
- Oj, przecież całego ci nie wypiłam, nie?
- To jakie masz jeszcze te bonusy? - zapytał z uśmiechem.
- Mogę się spóźniać, mam wciąż życzenie dla dżina, mam wszystko co chcę, rodzice są aż zbyt wrażliwi i mnie denerwują... nic ciekawego - odparłem, stawiając nogi na podłodze i opierając się łokciami o blat.
- I jak się spóźnisz to nic ci nie zrobią?
- Robię słodkie, smutne oczy i mówię, że tak bardzo mnie bolała noga, że lewdo doszłam do sali. Ohydne...
- Jak to ohydne?
- Normalnie... zdechłabym z bólu, a się do niego nie przyznała, ale to najlepsza wymówka jaką mam - mruknęłam.
- Przesadzasz z tą ohydą, w końcu cię boli, tak? Bo tak zrozumiałem.
- No boli... - zamyśliłam się.
- Chce ci się iść na lekcje? - zapytał.
- Nie... A coś proponujesz?
- Tak. Bo wiesz, przypadkowo mi też się nie chce iść.
- Niech będzie - odparłam, sama się zdziwiłam, że tak szybko dałam się namówić do wyjścia z tym chłopakiem. Jednak to lepsze od gnicia na lekcjach, a zresztą, miałam być bardziej normalna niż zwykle, nie? - Tylko proszę bez wysiłku fizycznego, bo będziesz mnie nosił.

Alistair?
Niech zacznie się gra xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz