czwartek, 27 kwietnia 2017

Od Marie CD Calum'a

Biblioteka to miejsce,w którym nie lubiłam przebywać, kiedy nie musiałam. Wolałam czytać książki w zaciszu swojego pokoju, wtedy mogę mieć większą pewność, że nikt mi nie przeszkodzi. Niestety książek z akademickiej biblioteki nie można wypożyczać, więc musiałam przygotować się na jutrzejszą kartkówkę z żywienia koni poza pokojem. Nadto jeszcze o siódmej rano mam trening, jak ja kocham środy. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że nauka przychodzi mi z łatwością i już zbliżam się do ostatniej strony grubej księgi. Nagle usłyszałam szur odsuwanego krzesła. Po przeciwnej stronie drewnianego stolika pojawił się ten cały przyjaciel Luka. Nerwowo uniosłam wzrok znad książki, spojrzałam na niego i wróciłam do lektury.
- Co tu robisz? - warknęłam.
- Nie twój interes - najwyraźniej chciał mnie przedżeźnić.
- Skoro nie uczysz się, ani nic nie czytasz to nie przeszkadzaj innym. - przewróciłam na ostatnią stronę.
- Skąd wiesz, że nie mam zamiaru się uczyć? - na usta chłopaka wdarł się szeroki banan.
Nie odpowiedziałam nic i z małym hukiem zamknęłam książkę i wstałam by ją odnieść. Bibliotekarka rzuciła na mnie wzrokiem, tak samo chłopak, podążał nim za mną.
- Posłuchaj - wróciłam na chwilę na swoje miejsce. - Odpierdol się odemnie, naprawdę nie wiem czego ty chcesz, ale po prostu spierdalaj. - syknęłam gestykulując przy tym jednym z palców.
Wstałam i wyszłam z biblioteki kierując się w stronę swojego pokoju, widziałam, jak brunet odwrócił głowę i ponownie podążał za mną wzrokiem. Przy okazji na korytarzu zbarowałam Niall'a, który wraz z tą swoją paskudną Charlie najwidoczniej musieli zajmować całe przejście. Jak ja ich nie trawię. Tym bardziej jej. Wpierdoliła się miedzy mnie, a Niall'a w niewłaściwym momencie. W pokoju wygodnie rozłożyłam się na łóżku, okryłam moim ulubionym misiowatym kocem z Ikei i chwyciłam za złotego Macbook'a lezącego na nocnej szafce. Odpaliłam Netflixa i zaczęłam szukać, czy przypadkiem nowy odcinek mojego serialu się nie pojawił. Na całe szczęście już był. Położyłam laptop na łóżku, a sama oparłam głowę o poduszkę. Bardzo wygodnie. Nagle rozległ się dźwięk powiadomień z facebooka, zupełnie zapomniałam, że mam go włączonego w tle. Szybko sprawdziłam stronę by w końcu wziąć się za serial. 'Calum Hood wysyła ci zaproszenie do grona znajomych'. Ciekawie. Chcąc nie chcąc zaakceptowałam je. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby teraz razem z Lukiem siedzieli w bibliotece i stalkowali mój profil.  Wylogowałam się ze strony, by mi nie przeszkadzano. Serial się skończył. Ten odcinek nudził mnie, co było dziwne, mam nadzieję, że następny będzie lepszy. Ziewnęłam kilka razy, przeciągnęłam się, zamknęłam maka i chwyciłam za telefon. Weszłam na snapa i zabrałam się za odczytywanie wszystkich wysłanych do mnie zdjęć. Oczywiście dostałam milion sekund głupich snapów od Luka, by jakby inaczej. Przy okazji zauwazyłam, że ktoś mnie dodał. chood5sos

**
Szósta czterdzieści pięć, Cała stajnia na nogach. Wszyscy krzątają się, czyszczą, siodłają swoje wierzchowce przed porannymi treningami. Dlatego zawsze rankami wolę przychodzić wcześniej. Wtedy wałach stoi zwarty i gotowy do pracy piętnaście minut przed treningiem. Dziś prezentował się niezwykle dostojnie.  Zgniło-zielony czaprak, brązowy rząd i ochraniacze z futerkiem, w dodatku ta dokładnie przystrzyżona grzywa, ogon i sierść. Chwyciłam za wodzę i skierowałam się w stronę zewnętrznego parkuru. Pogoda ponownie dopisywała, świeciło słońce. Na placu była już jedna dziewczyna z mojej grupy, rozkłusowywała konia i pokonywała drągi. Kiwnęłam w jej stronę głową, na co odpowiedziała i wróciła do pracy. Wkroczyłam z kasztanem na środek parkuru. Podciągnęłam popręg, zrobiłam strzemiona, zapięłam kask i sprawnym ruchem wskoczyłam na koński grzbiet. Zaczęłam stepować po dużym kole. Towarzyszyła nam piosenka Zary Larrson 'I Wolud Like' - idealna na rozbudzenie się. Wtedy na parkurze pojawiła się pani Ruby, a wraz z nią, Calum ze swoją klaczą.
- Tylko tyle was dzisiaj? - spytała zdziwiona patrząc po nas.
- Pewnie jeszcze śpią. - odparłam z siodła. 
Zazwyczaj było tak, że na poranne treningi przychodzi mniej osób. To lepiej, przynajmniej wtedy nie ma zapierdolu na parkurze. 
- Dziewczyny, Calum dziś przeniósł się do naszej grupy, bo chcę poprawić skoki, może z rana zaczniemy od czegoś małego? - powiedziała trenerka i zabrała się za układanie parkuru o wysokości osiemdziesięciu centymetrów. 
No, no. Ciekawe jak nasz Calum poradzi sobie z skokami. Oby pocałował piach już na pierwszym okserze.  Dokończyliśmy rozgrzewkę. Na pierwszy ogień poszła dziewczyna, która w optymalnej prędkości bezproblemowo pokonała parkur. Ja za to pokonałam go o wiele szybciej, ale z taką samą łatwością. Zawsze lubiłam szybko jeździć. Jedyne co, to pani Ruby skorygowała moją rękę podczas najazdu na krzyżak pod skosem. Poklepałam Pyrrusa po szyi i przeszłam do wolt w galopie. Teraz Calum.

Calum? Błagam nie rozjeb się.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz