środa, 26 kwietnia 2017

Od Pain Cd Luke

Cholera, zaraz się spóźnię.
Klnąc pod nosem wybiegłam z łazienki owinięta jedynie ręcznikiem. Szarpnęłam za drzwi szafy i zaczęłam gorączkowo przerzucać ubrania. W końcu zdecydowałam się na typowo rockowy strój, czyli długą, luźną, czarną bluzkę na ramiączkach z nadrukami, czarne, wytarte rurki z dziurami oraz wysokie buty z ćwiekami na słupku. Na szyję założyłam liczne naszyjniki, a niejeden z nich zdobiły zrobione z kostek do gitary wisiorki. Rozczesałam wysuszone przed chwilą włosy i jako tako je ułożyłam, do tego zrobiłam nieco mocniejszy niż zazwyczaj makijaż. Już wciągałam na ramiona skórzaną kurtkę, gdy uświadomiłam sobie, że zapomniałam o najważniejszym. Pokrowiec z gitarą czekał w kącie pokoju i wpatrywał się we mnie z wyrzutem.
Szybkim, gwałtownym ruchem chwyciłam za instrument i zarzuciłam go sobie na ramię. Wymaszerowałam z mieszkania, nie zapominając zamknąć drzwi na klucz. Dwa razy, dla pewności.
I tak oto nadszedł czas na szaleńczy bieg przez uliczki miasta, byle do najbliższego przystanku autobusowego z dość ciężkim bagażem na plecach. Ech, w końcu będzie trzeba zrobić porządek z tymi zbędnymi tekstami i śmieciami zalegającymi w kieszeniach pokrowca.
Dosłownie w ostatniej chwili wybiegłam zza rogu kamienicy, bo autobus akurat zajechał na przystanek. Doskoczyłam do wejścia i drżącymi dłońmi podałam kierowcy pieniądze za przejazd na drugi koniec miasta. Bardzo chętnie przeniosłabym się do innego mieszkania, bliżej studia, lecz niestety zbyt mocno przywiązałam się do tego miejsca, a i studio zmieniło swoją lokalizację na przestrzeni ostatnich dwóch lat, kiedy będąc jeszcze dzieckiem grywałam razem z moim "zespołem". Jak się okazało, z biegiem czasu ta zabawa zamieniła się w prawdziwy zespół pełny utalentowanych artystów, powoli wychylający się do prawdziwego muzycznego świata, pełnego pieniędzy i sławy.
Zajęłam miejsce pod oknem, sadzając obok siebie gitarę. Ten mały gest przywołał wspomnienia jeszcze za czasów podstawówki, kiedy to w 5 klasie wszyscy moi starsi koledzy śmiali się, że moja gitara jest ich dziewczyną. Co z tego, że płaska jak deska?
Uśmiech wbrew woli zagościł na moich ustach. Minęło już trochę czasu od tamtych wydarzeń, a te zawsze mnie uszczęśliwiały.
Nagle kierowca gwałtownie zahamował, przez co uderzyłam o siedzenie przed. Na moje nieszczęście trafiłam na jakąś ostrzejszą jego część, która rozcięła kącik moich warg. Syknęłam z bólu i palcami dotknęłam owego miejsca. Z niesmakiem stwierdziłam, że z malutkiej rany wycieka krew.
Bluźniąc pod nosem obiecałam sobie, że jeszcze jeden taki numer kochany kierowca wywinie, i pójdę na niego na skargę. Albo na policję, byleby nie siedział za kierownicą. Już nigdy.
Gdy tylko pojazd zatrzymał się na przystanku, jak z procy wystrzeliłam z mojego miejsca i jak najprędzej opuściłam autobus, warcząc ze złością "Do widzenia". Usiłując się uspokoić, zatrzymałam się na chodniku i wzięłam kilka głębokich oddechów. Czasem na prawdę łatwo było wytrącić mnie z równowagi, zwłaszcza, gdy byłam spóźniona.
Pchnęłam drzwi studia, wchodząc do środka. Weszłam na drugie piętro, po czym zwinnym, szybkim krokiem skierowałam się do sali zarezerwowanej przez nasz zespół. Nagle z przejścia którego dotąd nie zauważyłam wyszła jakaś postać. Nie zdążyłam wyhamować, przez co z impetem wpadłam na obcego przechodnia.
- Cholera, przepraszam. - bąknęłam cicho. Wtedy do moich uszu dotarł odgłos uderzenia. Podskoczyłam, rozglądając się na boki. Na szczęście, to tylko problemy z głośnikami.

Luke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz