- Boże nie...
- Wystarczy Alar, a nie od razu Boże... - wyszczerzył się, a ja przekręciłam oczami. - Ciebie to nie da się zadowolić.
- Spróbuj po prostu zrobić to... jakby to ująć... mniej inwazyjnie? - delikatnie się uśmiechnęłam, ale to raczej wyglądało jakbym się skrzywiła.
- Czyli jak?
- Proszę nie rzucaj mi żartami na poziomie gimnazjum, bo nie łapie się na taki lep. Nie jestem pustą laską.
- Właśnie widzę. Zwykłe laski się cieszą jak przystojny facet je gdzieś zabiera - udawał oburzonego moim zachowaniem.
- Cóż za wrodzona pokora i niska samoocena - wybuchnęłam śmiechem.
- Uznam to za komplement, a nawet jeśli to był okropny sarkazm, to warto było tego posłuchać dla tego śmiechu.
- Czy ty mnie cały czas podrywasz?
- Może - przyznał.
- No dobra chodź do tego wesołego miasteczka - ruszyłam w tamtą stronę, a po chwili chłopak mnie dogonił, co zresztą nie było jakoś wybitnie trudne.
Po minięciu kilki skrzyżowań wyszliśmy na peryferie miasteczka, a raczej na ogromną równinę za nim, na którym były ustawione przeróżne atrakcje. Pierwsza rzuciła mi się w oczy kolejna górska, ale jednak bardziej ciągnęło mnie do strzelnicy. Załapałam towarzysza za rękaw i poprowadziłam w tamta stronę.
- Strzelnica? - zdziwił się.
- Tak... potrafisz strzelać?
- A ty?
- Zobaczymy - odparłam podchodząc do blatu, zza którego jakiś miły, młody pan podał mi wiatrówkę.
- Powodzenia - puścił mi oczko. Przekręciłam oczami, a Alistair wybuchnął śmiechem. Poprawiłam się, ustaliłam tak, aby nie obciążać chorej nogi i... ta mina wszystkich mężczyzn, kiedy jakaś dziewczyna zbija 60 kaczek na 60 i bije rekord wesołego miasteczka... bezcenne.
- Cóż... chyba wygrałam - odparłam patrząc na chłopaka.
- Kto cię tego nauczył?
- Mój chłopak.
- Masz chłopaka - zainteresował się. Spuściłam głowę.
- Miałam.
- Co za idiota, zostawia taką dziewczynę?
- Nie zostawił...
- Znudził ci się?
- Zginął - odparłam i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ooo...
- Oooo? - przekręciłam oczami. - Miałam nadzieję, że chociaż ty nie będziesz ze mnie ofiary losu robić. Nie dość że kaleka, to chłopak jej zginął. Nienawidzę współczucia.
- To widać na pierwszy rzut oka - chyba się otrząsnął z tej wiadomości. - Skoro wygrałaś i dopiero co zjedliśmy, to może pójdziemy na młot?
- Wiesz dlaczego jedzenie sałatek jest lepsze od jedzenia mięsa?
- Dlaczego?
- Bo to nie ja zwymiotuję, gdy będziemy wisieć głowami w dół - wyszczerzyłam się.
- Ja też nie zamierzam - odparł.
- Zobaczymy.
- Zobaczymy jak zaczniesz wrzeszczeć, stara.
- Kto będzie wrz... krzyczeć, - poprawiłam się - ten będzie.
- Co za imponująca samodyscyplina.
- Też byś się pouczył, przydałoby się - syknęłam.
- Od kiedy jesteś złośliwa? - mruknął. - Wcześniej tego nie zauważyłem.
- Nie jestem złośliwa, ale czasem nie mogę się powtrzymać, żeby nie wykorzystać takiej sytuacji. Co to, młot, czy jednak za bardzo się boisz, żeby spróbować.
- Bać to ja się mogę tylko o ciebie, madame - uśmiechnął się czarująco.
- Zbyteczny wysiłek sir, potrafię zadbać o siebie - odpowiedziałam równie czarującym uśmiechem.
- Mówisz jakbyś była angielską arystokratką.
- Tak... szczególnie, że pochodzę z Holandii - zaśmiałam się.
Alistair?
Następne będzie lepsze, obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz