Siedziałam na zajęcia z żywienia i opieki nad końmi. Przy tablicy stała pani Layla i opowiadała o pokarmie dla koni. Przede mną na ławce leżał zeszyt. Pomiędzy mymi palcami znajdował się długopis. Co jakiś czas zapisywałam na kartkach ważniejsze informacje, aby niczego nie zapomnieć. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Wskazywał on godzinę jedenastą trzydzieści. Czyli zostało tylko dziesięć minut do dzwonka. Westchnęłam i odwróciłam wzrok z powrotem na nauczycielkę.
- No to teraz czas na waszą pracę domową. Mianowicie, będzie to projekt, który będziecie robić w parach - o... w końcu coś ciekawego. - Od razu mówię, że pary zostały już wcześniej wybrane przeze mnie. Każda grupa dostanie inny temat. Projekt możecie zrobić w dwóch wersjach. Multimedialny bądź z, że tak powiem pomocami naukowymi. Czyli na przykład planszami, schematami, planami, wykresami i tym podobne. Jednak w obu wersjach musicie go wygłosić. Nie wystarczy same napisanie go. Jednak nie przedłużając już. Jak będziecie wychodzić to podejdźcie do mnie. Podam wam kartki z tematem projektu, terminem oddania i osobą, z którą macie to wykonać.
Zaraz po ostatnich słowach nauczycielki rozległ się donośny dźwięk dzwonka, który oznajmiał koniec kolejnej lekcji. Spakowałam do torby zeszyt i piórnik. Następnie wstałam z krzesełka, a mój prowizoryczny plecak zawisł na mym ramieniu. Wychodząc podeszłam do pani Layly, która to podała mi kartkę. Po chwili znalazłam się na szkolnym korytarzu. Dopiero teraz postanowiłam spojrzeć na kartkę od nauczycielki. Zaczęłam czytać...
Zoey CaillteNie jest tak najgorzej. Jednak jeżeli chodzi o moją osobę do pary. To nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać. Kojarzyłam tylko tamtego chłopaka z kilku lekcji, które mieliśmy razem i tego, że jest to syn właścicieli. Westchnęłam i skierowałam się do biblioteki. To tam miałam zamiar spędzić najbliższą godzinę lekcyjną. No cóż... Normalnie miałabym francuski, ale z racji, że wychowałam się we Francji i zna niemalże idealnie ten język, po prostu zostałam zwolniona z zajęć.
Temat projektu: Zachowanie koni podczas kontaktów z różnymi gatunkami zwierząt
Termin oddania: Koniec kwietnia (można oddać wcześniej)
Osoba, z którą ma on zostać wykonany: Cole Stewart
*Około godziny 15:30*
Stałam oparta o płot przy jednym z padoków. Wpatrywałam się z uśmiechem w Flame'a, który biegał zadowolony po trawie już od dłuższego czasu. Jeszcze chwilę i będę musiała go zabrać do boksu. No cóż... O szesnastej miałam mieć trening z westernu, a Erik jak zwykle stwierdził, że Imm "musi ćwiczyć" więc trzeba będzie go przyszykować.Westchnęłam.
- Twój koń? - usłyszałam nagle czyiś głos.
Niepewnie spojrzałam w tamtą stronę. Widząc, że to tylko jakiś chłopak lekko się rozluźniłam. Stał on oparty o płot obok mnie. Kojarzyłam go skądś... Czy to nie jest przypadkiem syn właścicieli? Ten Cole czy jakoś tam? Możliwe...
- Nie do końca - postanowiłam w końcu odpowiedzieć.
Chłopak chyba nie rozumiejąc o co mi chodzi, posłał mi tylko niepewne spojrzenie.
- To Immortal Flame. Koń mego brata, Erika. Jednak ten cały czas próbuje wszystkim wmówić, że ogier jest nasz wspólny, to taka prawda, że należy on do niego. Tylko do niego - dopowiedziałam, przechylając lekko głowę na bok.
- Okej. Rozumiem - powiedział chłopak i pokiwał głową.
Na chwilę zapadła pomiędzy nami cisza. Jednak nie trwała ona długo. Oczywiście to nie ja ją przerwałam.
- Tak się zastanawiam i chciałem się upewnić. To ty jesteś Zoey Caillte? - zapytał, patrząc się na mnie uważnie.
- Tak, to ja. A ty to pewnie ten Cole Stewart? Ten z którym mam zrobić projekt? - odpowiedziałam niemalże od razu.
- W rzeczy samej - powiedział i uśmiechnął się.
Już miałam coś dopowiedzieć gdy usłyszałam cichy dźwięk alarmu. Od razy sięgnęłam ręką do kieszeni w spodniach, z której to wyciągnęłam telefon. Odblokowałam go i wyłączyłam alarm. Pamiętam, że nastawiałam go, aby pamiętać, że muszę jeszcze przez zaczęciem się zajęć przyszykować Imm. Westchnęłam i spojrzałam na Cole'a.
- Dobra. Ja już lecę. Jednak mam nadzieję, że uda nam się spotkać po treningu. Do zobaczenia - powiedziałam i "odbiłam się" od płotu.
- Do zobaczenie - odpowiedział chłopak.
Zgarnęłam jeszcze Mortala z padoku i ruszyłam w stronę boksów dla koni...
*Trening z westernu*
Staliśmy w szeregu. Każdy na swoim koniu. Na szczęście jak na razie Mortal był spokojny. Może to przez to, że mógł się wybiegać przed treningiem? Nie wiadomo... Pan Marco w między czasie ustawiał "przyrządy" na dzisiejsze zajęcia. Z tego co mówił to na tym treningu mieliśmy ćwiczyć pole bending. Po chwili tyczki zostały rozstawione. Pan Marco po kolei każdemu kazał przejeżdżać pomiędzy nimi. W końcu nadeszła moja kolej. Wzięłam głęboki wdech i ustawiłam się na miejscu, z którego mieliśmy startować. Ruszyłam. Można powiedzieć, że ja nic nie musiałam robić. Immortal był już w tym nieźle wyszkolony. Sam doskonale wiedział co powinien zrobić. Poszło nam całkiem nieźle. Z niewielkim uśmiechem na ustach podjechałam z powrotem do reszty grupy.
*Po treningu*
Ciii... Uznajmy, że to dzieje się w środku |
*Około godziny 18:00*
Siedziałam na schodkach przed budynkiem, w którym znajdowały się pokoje dla uczniów. Na moich kolanach spoczywał gruby zeszyt, a obok mych nóg leżało kilka książek. W prawej dłoni spoczywał ołówek. Postanowiłam już zacząć pracować nad projektem. Może i nie konsultowałam tego z Cole'em... Ale cóż... Jakoś nie chciało mi się go szukać, a chciałam jak najszybciej to skończyć. Na początku zdecydowałam spisać informacje o zachowaniach koni przy różnych gatunkach zwierząt, które znajdę w książkach. Byłam w trakcie pisania o reakcji przy spotkaniach z wężami gdy ktoś mi przerwał.
- Cześć, co robisz? - usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Obok mnie siedział Cole.
- Oo... To znowu ty - powiedziałam po chwili, a potem dodałam. - Spisuję informacje jakie znajdują się w książkach w związku z naszym projektem. Chcę jak najszybciej mieć to za sobą.
Cole? Mam nadzieję, że jakoś to wygląda i nie zepsułam za bardzo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz