niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Zoey CD Harry'ego

Mieliśmy dzisiaj łączony trening z drugą grupą. Jako jedna z pierwszych pokonywałam przeszkody. Postanowiłam więc poobserwować trochę poczynania Harry'ego. Przyszła kolej na trochę większą kopertę. Klacz zgrabnie przeskoczyła ją. Jednak zaraz postanowiła pokazać, że da radę podołać wyzwaniu jakim było zrzucenie chłopaka. Zaczęła serię baranków. W pewnym momencie wybiła go na tyle, że praktycznie wisiał na jej szyi.
- O nie! Powiedziałem, że dzisiaj mnie nie zrzucisz! - krzyknął.
Wtem rozpoczęła się zacięta walka. Klacz robiła wszystko aby chłopak spadł, a ten próbował utrzymać się na koniu. Wybuchłam śmiechem na ten widok. Wyglądało to wręcz komicznie. Minęło kilkanaście minut zanim wynik został przesądzony. Niestety. Harry przegrał. Chociaż... I tak kibicowałam klaczy. Chłopak wylądował na ziemi. Widziałam jak posłał zirytowane spojrzenie swej towarzyszce.
- Ups? Chyba coś przegrałeś - powiedziałam z uśmiechem na ustach.
Harry nie odezwał się. Jedynie spiorunował mnie wzrokiem. Jednak zignorowałam to i znowu zaśmiałam się. Po chwili zdecydowałam się podjechać bliżej chłopaka. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zaraz stałam nad chłopakiem. Zeszłam z konia i stanęłam przy Harry'm. Siedział on nadal na ziemi. Był oparty na rękach, które ułożył lekko za sobą. Oddech nadal miał przyspieszony po tejże jakże zaciętej walce.
- Masz zamiar dzisiaj wstać? - zapytałam lekko przechylając głowę na bok.
Ten jedynie westchnął, ale podniósł się z ziemi. Poprawił swój kask i już miał ruszyć przed siebie gdy drogę przecięła mu klacz. Truchtała ona przed siebie z dumnie uniesionym łbem. Podążyłam za nią wzrokiem. Kierowała się na jedną z większych przeszkód. Przy niej samej przyspieszyła i zgrabnie ją przeskoczyła. Wyglądało to trochę jakby chciała uwieńczyć swoje zwycięstwo. Kolejny już raz tego ranka zaśmiałam się. Pokręciłam głową  niedowierzająco. Może i na początku ze sobą walczyli, ale klacz niemalże idealnie pasowała do Imma. Mieli podobne charakterki i wydaje mi, że mogliby się dogadać ze sobą. Wtem trenerka zawołała nas do siebie. Westchnęłam i wskoczyłam ponownie na konia. Po chwili znaleźliśmy się przy niej, a niedługo po tym trening zakończył się...
*Lekcja fizyki*
Siedziałam w sali lekcyjnej na zajęciach z fizyki. Była to moja pięta achillesowa. Mało kiedy coś z tego rozumiałam. Jednak wiedziałam jedno. Szybciej nauczę się z książki niż z notatek jaki dyktował nam pan Mark. Dlatego też zamiast pisać w zeszycie znalazłam sobie lepsze zajęcie. Wyciągnęłam szkicownik i zestaw ołówków. Chwyciłam jeden z nich i zaczęłam tworzyć. Jeszcze sama nie wiedziałam co to ma być. Całe szczęście siedziałam na samym końcu i pan Mark nie zwracał na mnie za często uwagi, więc mogłam spokojnie szkicować. Tak upłynęła mi prawie cała lekcja. Dopiero przy jej ostatnich dziesięciu minutach zdecydowałam się skończyć i chociaż trochę posłuchać tego co mówił nauczyciel. Schowałam prowizoryczny szkic psa do torby, tak jak i resztę rzeczy. Oparłam głowę na dłoni i zaczęłam wsłuchiwać w słowa pana Marka. Nagle zaczął mówić coś ciekawszego czym skupił na sobie całą moją uwagę.
- Dzisiaj skończyliśmy dział. Więcej zapiszcie sobie w zeszytach informację o sprawdzianie. Odbędzie się on za tydzień w piątek - jęknęłam na te słowa.
Wtem zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Szybko zgarnęłam torbę i wyszłam z sali. Na szczęście były to moje ostatnie zajęcia dzisiaj.
*Jakiś czas później. Pokój Zoey*
Siedziałam w swoim pokoju. Na moim biurku leżało mnóstwo najróżniejszych książek. Większość z nich była o fizyce. Postanowiłam już zacząć naukę, bo inaczej na sto procent zawalę sprawdzian z tego przedmiotu. Jednak mimo tego, że czytałam jedną rzecz kilka razy nic to nie dawało. Cały czas kompletnie nie rozumiałem tego co właśnie przeczytałam. Westchnęłam. Położyłam się na biurku. Jedną rękę miałam zgiętą i głównie na niej spoczywała ma głowa. Druga była wyciągnięta przed siebie. Powoli i delikatnie uderzałam palcami w biurko, zastanawiając się co powinnam zrobić. Sama na pewno nie dam rady tego wszystkie ogarnąć. Ciekawe czy Erik rozumie te wszystkie rzeczy? Ja sama mam wrażenie jakby moja wiedza na temat fizyki zatrzymała się już dobre kilka lat temu i nie chciała się pogłębiać. Właśnie! Erik! Może on dałby radę chociaż w połowie pomóc mi nauczyć się materiału na sprawdzian. Wstałam na równe nogi i z nową energią pobiegłam do pokoju na przeciwko, który to należał do mego brata. Bez pukania wparowałam do środka. Jakie było moje zdziwienie gdy w pomieszczeniu zauważył Harry'ego. Co on tutaj robił? Jednak mniejsza z tym. Nie po to tutaj przyszłam.
- Erik. Mam sprawę - powiedziałam od razu.
- Co jest Z? - zapytał patrząc się na mnie z troską.
- Potrzebuję twojej pomocy. Kompletnie nie rozumiem fizyki. Mam wrażenie moja wiedza na temat fizyki zatrzymała się kila lat temu i robiła wszystko aby się nie pogłębiać. W piątek mam sprawdzian. Nie mogę go oblać - mówiłam dość szybko.
- Przykro mi Zo. Jednak ja też nie rozumiem większości z tego. Nie dam rady ci pomóc - popatrzył na mnie ze skruchą.
Jęknęłam. I co ja teraz miałam zrobić? Obleję sprawdzian. Kolejny. W końcu wyjdę, że będę miała jedynkę na koniec roku z fizyki i nie przejdę dalej. No super. Ekstra.
- Ja mogę ci pomóc - usłyszałam nagle znajomy głos.
Od razu odwróciłam się w stronę skąd dobiegał. Harry.
- Na prawdę mógłbyś mi pomóc z tym? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak. Czemu nie? - powiedział i wzruszył ramionami.
- To kiedy mógłbyś się ze mną spotkać?
- Obojętne. Nie mam jak na razie żadnych planów.
- Oh... To może chciałbyś podejść teraz do mnie? Akurat mam już wszystko naszykowane, bo starałam się czegoś sama nauczyć, ale jak widać nie dałam rady.
- Nie ma sprawy - powiedział i uśmiechnął się.
Po chwili znaleźliśmy się już w moim pokoju. Chłopak rozsiadł się na fotelu. W międzyczasie przeniosłam książki na stolik. Postanowiłam też wyciągnąć coś do jedzenia. Postawiłam na środku stolika miskę z orzeszkami. Harry niemalże od razu dorwał się do nich. Chwycił jednego i podrzucił do góry. Otworzył usta próbując go złapać. Orzeszek leciał na bok, a chłopak przechylał się razem z nim. Po chwili stracił on równowagę. Zamknął usta i walnął o stół spadając z fotela na ziemię. Zaśmiałam się pod nosem. Boże... Nie wierzę w niego...

Harry? Pomysł był... ale wykonanie takie sobie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz