czwartek, 20 kwietnia 2017

Od Charlotte do Nialla

W dzień wyjazdu miałam ochotę schować się do szafy i zostać w akademii. I nie chodziło tu o dwójkę moich psów, które będą niemal dosłownie umierać z tęsknoty za mną, nawet nie o Fridee, bo wiedziałam, że stajenni należycie się nią zajmą. Głównym powodem było to, że zwyczajnie bałam się spotkania z rodziną Nialla. Przez całą noc praktycznie nie zmrużyłam oka, gdy podświadomość przysuwała mi na myśl przeróżne scenariusze zjazdu rodzinnego. Od najprostszego ośmieszenia się przed wszystkimi po jakimś pseudo - atak, w którym to miałam zginąć. Moja wyobraźnia szalała napędzana przez uczucie strachu tak bardzo, że po każdym śnie budziłam się na podłodze z sercem bijącym nienaturalnie szybko. Do samego końca chodziłam okropnie spięta, a niepokój opuścił mnie dopiero w momencie, gdy znalazłam się w objęciach blondyna. Jakby pod wpływem jego obecności cały stres ze mnie spłynął, pozostając tylko w niewielkich ilościach.
Pojawił się znowu w momencie, kiedy zeszliśmy na parter hotelu, aby spotkać się z bratem Horana i jego przyszłą małżonką.
- Nie martw się, na pewno cię polubią - Niall splótł nasze dłonie, uśmiechając się pokrzepiająco. Dodał mi trochę pewności siebie, jednak ta drobna porcja była niczym przy ogromnym stosie czystego niepokoju, jaki we mnie tkwił.
- Pewnie palnę jakąś gafę i będziesz musiał mnie odwozić do Morgan - z trudem powstrzymałam grymas, by zaraz powitać uśmiechem parę młodą.
Mój towarzysz puścił mnie na chwilę, by objąć brata i przyszłą szwagierkę. Następnie ich spojrzenia zatrzymały się na mnie, dlatego zebrawszy się w sobie z pewną dozą niepewności, wyciągnęłam ku nim dłoń. Greg uścisnął ją z uśmiechem, ale Elizabeth przyciągnęła mnie ku sobie, cmokając powietrze tuż obok moich policzków.
Zrobiłam krok w tył, ponownie stając obok Nialla.
- Nie możemy nazywać cię ciągle dziewczyną od piosenki - odezwał się starszy z Horanów, dając mi delikatnie do zrozumienia, że nie znają mojego imienia.
- Charlotte Reynolds - kąciki moich ust uniosły się delikatnie w górę tym razem bez przymusu. - W skrócie Charlie.
~~*~~
Najbliższa rodzina Nialla okazała się równie życzliwa co on. Kiedy tylko do hotelu dotarła Maura, a chwilę później pan Horan, zostałam powitana dużo bardziej entuzjastycznie, niż się spodziewałam i chyba właśnie wtedy cały stres ze mnie opadł. Mimo tego nadal nie puszczałam dłoni Nialla, który nie wydawał się mieć czegoś przeciwko temu.
- Niall, mam nadzieję, że nie zapomniałeś o moim wieczorze kawalerskim? - oboje unieśliśmy wzrok znad naszych splecionych pod stolikiem dłoni, spoglądając na Grega.
- Um, jasne, że nie - zająknął się blondyn, czym momentalnie się zdradził. Starszy z Horanów przewrócił oczami.
- Jeśli się nie spóźnisz, będzie okej - Greg spojrzał na narzeczoną, która jeszcze przez chwilę gawędziła z przyszłymi teściami, zanim zwróciła się do mnie.
- O, Charlie, właśnie. Liczę, że ty wpadniesz na moją zabawę... - słysząc propozycję Elizabeth, rozszerzyłam oczy w wyrazie zdziwienia i kiedy już chciałam odmówić, szybko mnie uprzedziła. - Nie przyjmuję odmowy. Kiedy panowie odejdą na bok, wszystko ci powiem.
Odwzajemniłam radosny uśmiech Kelly.
~~*~~
Po wspólnym obiedzie wraz z Niallem skierowałam się w stronę naszego pokoju hotelowego. Od dawna nie miałam tak dobrego humoru, jak dzisiaj. I wiedziałam doskonale, że to zasługa blondyna. Gdyby wtedy wuj nie zmusił mnie do oprowadzenia nowego ucznia, prawdopodobnie nadal siedziałabym sama ze sobą i bolesnymi wspomnieniami. Przy Horanie nie znikały one, ale entuzjazm chłopaka i jego troska o moją personę sprawiały, że stawały się one mniej wyraźne i rzadziej sięgałam do nich pamięcią.
- Cholera - zamknęłam drzwi i obróciłam się w stronę Irlandczyka, który stał kilka metrów ode mnie i przecierał dłońmi twarz. - Cholera, przepraszam Charlie. Zupełnie o tym zapomniałem.
Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu może chodzić. Dopiero stanąwszy obok niego, zrozumiałam. A właściwie ponownie ujrzałam ogromne łoże małżeńskie.
- Spokojnie, nic się nie stało - wspięłam się na palce, żeby móc oprzeć podbródek na ramieniu Nialla.
- Nie masz nic przeciwko? - obrócił się, stając do mnie przodem.
Uśmiechnęłam się.
- Mogę spać na kanapie - wskazałam na szary mebel, stojący w drugim kącie pokoju. - Wydaje się wygodna, a poza tym to na jedną, góra dwie noce.
Mój towarzysz nie sprawiał wrażenia zadowolonego tym stwierdzeniem, oparł się plecami o ścianę, spoglądając to na mnie, to na sofę.
- Nie żartuj sobie, prędzej ja się tam położę.
Wciągnęłam głośno powietrze, gwałtownie potrząsając głową.
- Zgłupiałeś? To ślub twojego brata, masz prawo do łóżka...
Niall nawet nie dał mi dokończyć, parskając głośnym śmiechem, który rozległ się w całym pomieszczeniu.
- To chyba najbardziej idiotyczny argument w historii głupich argumentów - wydusił pomiędzy kolejnymi napadami głupawki.
Zacisnęłam wargi w wąską kreskę i dźgnęłam go palcem między żebra, chcąc go uspokoić.
- Może przestań rżeć i pomóż mi coś wymyślić! - mruknęłam z wyraźnym niezadowoleniem.
- Podzielimy się.
- Okej - czekaj, co? - Jak to podzielimy się?
Horan już całkowicie spokojny podreptał do swojej walizki.
- Normalnie, łóżko jest duże - posłał mi jeden z tych swoich zarozumiałych uśmiechów, ale po chwili jakby spoważniał, najpewniej przypomniawszy sobie o moich uprzedzeniach. - Znaczy, nie musimy. W razie czego mogę iść do recepcji i poprosić o dostawienie drugiego.
Wzięłam głęboki wdech.
- Jest w porządku, w końcu... będziemy tylko spać.
Niall domyślił się jaką myśl od siebie odsunęłam i po kolejnej salwie śmiechu podszedł do mnie, składając na moim czole krótki pocałunek.
- Tylko spać - zaznaczył, po czym zniknął za drzwiami łazienki.
Westchnęłam teatralnie, siadając na łożu małżeńskim, które nagle wydało mi się strasznie duże.
- Zabijcie mnie, ja tu z nim nie wytrzymam.
~~*~~
- Charlotte, przyszłaś! - Elizabeth zostawiła tłum przyjaciółek, by powitać mnie delikatnym uściskiem, który niepewnie odwzajemniłam. Gdy się odsunęła, obrzuciłam spojrzeniem resztę gości biorących udział w jej wieczorze panieńskim i od razu pożałowałam, że nie wcisnęłam się w małą czarną, którą przecież ze sobą wzięłam.
- Um, to dla ciebie - podałam jej niewielki pakunek, który był prezentem dla narzeczonej Grega.
- Nie musiałaś mi nic kupować, ale miło z twojej strony - uśmiechnęła się szeroko, ciągnąc mnie za rękę w stronę grupki koleżanek. - Moje drogie, poznajcie Charlotte, dziewczynę mojego przyszłego szwagra!
Już miałam się wtrącić i ją poprawić, ale zostałabym pewnie zagłuszona przez falę damskich głosów. Spośród hałasu rozróżniłam takie imiona jak Ellen, Madison, Rachel oraz Anne. Najwyżej później będę po kolei dopasowywała je do właścicielek.
- Trzymaj - ktoś wcisnął mi do ręki kieliszek i nalał do niego jakiegoś alkoholu. - Na zdrowie!
Korzystając z okazji, rozejrzałam się po restauracji. Chociaż do tego miejsca bardziej pasuje określenie klub. Czarne i szare kanapy ustawione pod ścianami dookoła stolików były prawie puste, bo większość ludzi tłoczyła się na parkiecie, tańcząc do znanych kawałków. Przy barze siedziało kilka osób, popijających wszelakie drinki, a po chwili obserwacji dostrzegłam, że są to głównie przedstawicielki płci żeńskiej. Co prawda było tu też kilku mężczyzn, ale niemal ginęli w morzu kobiet. Jednak sam ich widok sprawił, że odechciało mi się robić cokolwiek i jedyne czego pragnęłam to wrócić do hotelu. Nie było to jednak możliwe, bo zostałam niemal wypchnięta na środek, by zatańczyć z grupką przyjaciółek Elizabeth.
Kilka minut po północy miałam już dość. Mimo że zabawa miała się skończyć dopiero za jakieś dwie godziny, ja już się pożegnałam, tłumacząc, że najzwyczajniej w świecie boli mnie głowa i nałożywszy na ramiona skórzaną kurtkę, wyszłam z lokalu.
Dotarłszy do pokoju, bez zaskoczenia odkryłam, że Niall jeszcze nie wrócił z wieczoru kawalerskiego brata. Nic dziwnego, dopiero dochodziła pierwsza. Po krótkim prysznicu wsunęłam się pod kołdrę i oparłam głowę na miękkiej poduszce. Nie wiem, czy byłam zmęczona, czy nie, ale faktem jest, że zasnęłam bardzo szybko.
Czując, jak materac ugina się pod czyimś ciężarem, otworzyłam zaspane oczy i obróciłam się w stronę Horana, którego osobę oświetlało przebijające się przez zasłony blade światło księżyca. Jego jasna czupryna była potargana, a szara koszulka zwisała z szafki nocnej.
- Tym razem bez obrażeń? - słysząc swój zachrypnięty głos, odchrząknęłam.
- Mhm - odpowiedziało mi senne mruknięcie.
- Nawet najmniejszych?
Niall prychnął cicho. Nim zdążyłam zareagować, przytulił mnie mocno, przyciągając do siebie.
- Daj mi spać, Charlie - syknął, a ja uśmiechnęłam się lekko, tuląc do jego ciepłego ciała. Objęcia Nialla były jak bariera chroniąca mnie przed tą częścią świata, która była pełna bólu i rozczarowań, a one same były progiem do lepszego miejsca.
The doors to my paradise.

Niall? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz