niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Harry'ego cd. Isabelle

Zacząłem szybko przeszukiwać swoje kieszenie, nie mogąc odnaleźć w nich komórki. Całe szczęście Brittany wygrzebał ją ze sterty liści, więc szybko chwyciłem telefon do ręki i biegiem ruszyliśmy w stronę autobusu. Gdy Isabelle wsiadała do środka, my ledwo wybiegliśmy na chodnik i wciąż nie wiem jakim cudem, udało nam się w porę dobiec i kupić bilety. Usiadłem zdyszany obok dziewczyny, a pies wskoczył na moje kolana, jednak zaraz przeszedł do swojej właścicielki. 
- Masz słabą kondycję, za dużo palisz - zaśmiała się.
- Nie palę - westchnąłem - Spróbowałabyś biec szybko zaraz po zderzeniu się z drzewem, to naprawdę nie jest takie proste.
- Może to nie jest proste, ale za to bardzo zabawnie wygląda. - Spróbowała zachować powagę, jednak już po chwili parsknęła śmiechem.
- Wiesz co... nie rozmawiam z tobą. - Udałem obrażonego i odwróciłem wzrok w stronę okna.
- Okej, czyli gramy w teledysku, rozumiem - odpowiedziała, robiąc dokładnie to samo co ja.
Jak powiedziałem, tak się stało. Przez większość drogi wcale się nie odzywaliśmy, chyba, że w momentach, gdy Britanny zaczynał się kręcić i chciał urządzać sobie przechadzki po autobusie. Pies widocznie sygnalizował nam silną ochotę zaspokojenia swoich potrzeb fizjologicznych, jednak w tym przypadku nie było to możliwe.
- Błagam cię - jęknąłem - Już blisko, wytrzymasz te pięć minut.
- Harry, on nie wytrzyma. Wysiądźmy tu, a dalej.. pójdziemy na pieszo. - Wzruszyła ramionami.
- O nie, nie, aż tak to mi się nie chce chodzić. Nie martw się, to zuch chłopak, przetrzyma te kilka kilometrów.
- Lepiej go znam i wiem, że nie wytrzyma! - uniosła głos.
- Isabelle, nie przesadzaj. - Wywróciłem oczami, a pies ponownie wskoczył na moje kolana.
- Em.. Harry. On chyba już nie wytrzymał. - Isabelle zmarszczyła brwi, wskazując na podłogę pod naszym siedzeniem.
- O cholera, faktycznie.
- Masz swojego zuch chłopaka, mówiłam, żebyśmy wysiedli.
- Spokojnie, to da się jakoś załatwić. Po prostu udawaj, że.. em.. po prostu zachowuj się naturalnie, nikt nie zauważy.
- Okeej.
Chciało mi się śmiać, chciało mi się cholernie śmiać, jednak musiałem zachować powagę. Droga, którą musieliśmy jeszcze pokonać na całe szczęście nie była zbyt długa i po jakiś ośmiu minutach byliśmy już na miejscu. Isabelle przypięła Brittany'emu smycz i szybko opuściliśmy pojazd.
- To nie było zbyt grzeczne - westchnęła, kierując się w stronę chodnika.
- Wiem, ale chcesz wrócić i to posprzątać? - Uniosłem brwi - Za to, że sprowadzam cię na złą drogę.. stawiam lody.
Gdy tylko zauważyłem wielką budkę z lodami, wiedziałem, że na pewno nie będę mógł przejść obok niej obojętnie.
- Podoba mi się ten pomysł. - Uśmiechnęła się szeroko i ruszyliśmy w stronę naszego celu.
Muszę przyznać, że o dziwo pogoda nam dopisywała. Świeciło słońce, niebo było lekko pochmurne, a wiatr nie był zbyt silny. Bardzo dobry dzień na wyjazd nad morze!
- Jakie lubisz? - spytałem, zatrzymując się przy budce.
- Zaskocz mnie - zaśmiała się.
O nie, nie. Znając mnie i moją wspaniałą intuicję, wybiorę te, których nienawidzi, albo ma na nie uczulenie. Podszedłem bliżej i zamówiłem lody o smaku malinowym i mango.
- Masz uczulenie na maliny? - Zmarszczyłem brwi, odwracając się w jej stronę.
- Wziąłeś mi malinowe? - Spytała lekko zdziwiona.
- O cholera, nie lubisz ich?
- Tu cię zaskoczę, bo uwielbiam. Nie mam pojęcia, jakim cudem tak dobrze trafiłeś.
Dzięki Bogu.
Postanowiliśmy od razu udać się na plażę, by nie stracić ani chwili, w końcu nie wiemy jeszcze, o której będziemy wracać i.. teoretycznie mogliśmy sprawdzić, kiedy kursuje autobus, jednak żadne z nas nie pomyślało o tym w odpowiednim momencie.
- Jejku, jak ja kocham lody o smaku mango - westchnąłem.
- Moje malinowe są dużo lepsze.
- Nie ma szans, nie wygrają z mango! - zawołałem.
- Naprawdę chcesz się kłócić o smak lodów? - Uniosła brwi.
- Spróbuj i przyznaj mi rację - powiedziałem, podając jej mojego loda.
- Hm.. muszę przyznać, że całkiem dobry - odezwała się, gdy już spróbowała - Ale spróbuj tego.
Mogłem się spodziewać, że Isabelle przywali mi lodem w twarz, jednak sądziłem, że nie będzie do tego zdolna, zwłaszcza, że jesteśmy na plaży i ktoś mógłby przypadkiem ją wrzucić do wody.
tak sobie wyobrażam jego minę w tym momencie XD
- I tak moje lepsze - westchnąłem, wycierając twarz -
~~*~~*~~
Zwiedziliśmy sporą część miasta, jednak i tak plaża była dla nas najciekawszym i jednocześnie najpiękniejszym miejscem. Zatrzymaliśmy się kawałek przed brzegiem i odłożyliśmy swoje rzeczy na piasek.
- Ej.. myślisz, że woda jest zimna?
- Nie wiem, pewnie tak. - Wzruszyła ramionami. - Harry.. proszę cię, nie patrz tak na mnie.
- Dlaczego?
Już nie zdążyła odpowiedzieć na moje pytanie, bo szybko podniosłem ją i przerzuciłem sobie przez ramię, kierując w stronę wody.
- Harry! Puść mnie! - krzyknęła, jednak to nie powstrzymało mnie przed kąpielą w cholernie zimnym morzu.
Gdy tylko wrzuciłem Isabelle do wody, ta pisnęła głośno i szybko ruszyła w stronę brzegu.
- Styles! Jestem cała mokra!
- To chyba dobrze, prawda? - Uśmiechnąłem się, czekając aż uda mi się ją zdenerwować. Wygląda uroczo i jednocześnie dość śmiesznie gdy jest zła.
- Poczekaj, aż wrócimy do akademika!
- Ej, ale to było za te lody - zaśmiałem się, wychodząc z wody.
Dziewczyna objęła się rękoma, a wiatr zaczynał coraz mocniej wiać.
- Lepiej sprawdźmy, o której mamy autobus powrotny - jęknęła, podnosząc swoją torbę, której Britt cały czas dzielnie pilnował.
- Tak czy siak, nie wpuszczą nas mokrych do autobusu. Lepiej chodźmy się przebrać.
Dziewczyna kiwnęła głową i oboje ruszyliśmy w poszukiwaniu jakiegoś wygodnego miejsca, w którym bez problemu moglibyśmy zmienić ubrania. Weszliśmy do jednej z restauracji, niestety Brittany musiał poczekać na zewnątrz, więc wiedzieliśmy, że trzeba szybko się ogarnąć. Poszliśmy do łazienek i w moment uporaliśmy się z przebieraniem, jednak Isabelle miała na sobie legginsy i bluzkę na krótki rękaw.
- Nie wzięłaś żadnej bluzy? - Zmarszczyłem brwi.
- Wzięłam, niestety jest mokra. - Gdyby wzrok mógł zabijać, to już byłbym martwy.
- Czekaj, dam ci swoją.
Zdjąłem plecak i wyjąłem z niego szarą bluzę z kapturem, rzucając nią w stronę dziewczyny.
- Dzięki - mruknęła pod nosem i czym prędzej wyszliśmy ze środka.
Jak to się mówi? Kwiecień plecień? Muszę się z tym zgodzić, bo w momencie, w którym wchodziliśmy do środka świeciło słońce, a na niebie widniały jedynie pojedyncze chmury, a gdy wyszliśmy zdążyło się już nieźle rozpadać.
- Biegniemy na przystanek? - Zaproponowała Isabelle, odwiązując smycz Brittany'ego.
- Chyba nie mamy wyjścia - jęknąłem, nie mając nawet najmniejszej ochoty na bieganie.
Ruszyliśmy prędko w stronę przystanku i na całe szczęście, nie znajdował się on aż tak daleko. Isabelle podeszła do rozkładu jazdy, a ja usiadłem na ławce, drapiąc psa za uchem.
- Jeżdżą tu pociągi? - spytała po krótkiej chwili.
- Chyba nie, a jeżeli tak, to na pewno nie o tej porze. A co?
- Ostatni autobus odjechał dziesięć minut temu.
- C-co? - spytałem, zrywając się na równe nogi.
Podszedłem do rozkładu, mając nadzieję, że dziewczynie zebrało się na żarty ze mnie, jednak.. niestety to była prawda. O tej porze ciężko będzie złapać chociażby taksówkę, a jeżeli już to na pewno nieźle sobie za to policzą. Odwróciłem się do Isabelle, naciągając jej kaptur na głowę. Bluza sięgała jej prawie do kolan, co sprawiało, że wyglądała całkiem uroczo.
- Więc co teraz robimy? - spytałem - Na pewno nie będę szedł kilkadziesiąt kilometrów pieszo.


Isabelle?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz