sobota, 29 kwietnia 2017

Od Olivii C.D. Lewisa

Slyszac slowo "normalni" z ust Lewisa spodziewalam sie jednak czegos innego niz mlodociany, wesolutki gang motorowy i chodzaca pieknosc z cudownymi wlosami. Byla nieco wyzsza i ubrana w luzne ubrania, najwyrazniej bluze Lewisa. Od razu poczulam sie przy niej jak male gowno z kokardka, ale nie chcialam dac tego po sobie poznac.
Weszlismy do mieszkania i skierowalismy sie do salonu, na stoliku porozrzucane staly przekaski i jakies smieci, a telewizor byl wlaczony.
- Dlaczego bez pytania wszyscy traktuja moj dom jak jakas przystan? - zapytal glosno Lewis, a reszta wzruszyla tylko ramionami. Usiadlam na mega wygodnej kanapie, obok tego chlopaka, Briana? Chyba tak.
Hail rozlozyla sie wygodnie na fotelu i polozyla nogi na stoliku, a Aleksander wzial garsc popcornu i stanal z boku.
Przez chwile przysluchiwalam sie ich pogawedce, dotyczacej zdarzen i ludzi o ktorych nie mialam pojecia. Lewis zniknal w kuchni, wiec zostalam sama.
- Dobra, koniec, nie bedziemy nieuprzejmi wobec naszej nowej kolezanki - przerwal nagle Gabriel i zwrocil na mnie uwage.
- Imie, nazwisko, wiek, pseudonim, adres, miejsce zamieszkania, imie matki, imie ojca, data urodzenia, zamiary - wskazal na mnie palcem Brian, a po chwili usmiechnal sie przyjaznie.
- Mowcie mi po prostu Babii - odparlam.
- Z zamiarow, to ona ma narazie w planach skoczyc po pomidory! - zawolal chlopak z kuchni.
- Lewis, ty niewychowana swinio, nie bedziesz damy wykorzystywal na wlasne widzimisie-  odpyskowal mu Gabriel, na co sie zasmialam.
- To ty zajdz, dzentelmenie - odwarknal.
- Nie jestem glodny - wymigal sie od razu.
- Aleksandeer? - spytal przeciagle, a mlody tylko westchnal i zaczal szukac portfela.
- Pomoc ci w czyms? - zapytalam uprzejmie Lewisa i skierowalam sie do kuchni, wlasnie cos kroil. Uslyszalam trzask zamykanych drzwi frontowych i oparlam sie o blat.
- Wyjmij smietane, i patelnie jakbys mogla - odparl, nie odrywajac sie od zajecia.
Spelnilam jego prosbe i przypadkiem w lodowce znalazlam kisc swiezych, czerwonych pomidorow.
- Panie slepy? - pomachalam mu przed oczami warzywami, a on po chwili konsternacji wzruszyl ramionami.
- Niech sie mlody przejdzie, nie zaszkodzi mu.
Zaczelam myc i wycierac warzywa, a Lewis wyjal cebule.
- Pokroisz? - spytal z nadzieja. Spojrzalam gdzies za okno i udalam ze nie slysze jego pytania. Prychnal tylko i zaczal obierac ja ze skorki.
- Zdajesz wlasnie test na meskosc - usmiechnelam sie nieco zlosliwie, a on tylko spojrzal na mnie niemilo i otarl plynaca mu z oka lze.
- Co wlasciwie gotujemy?
- Nie wiem, jakies spaghetti - wzruszyl ramionami - nalej wody do garnka, makaron jest w tamtej szafce.
Wyjelam gar i nalalam do niego wody, a potem zabralam sie za krojenie pomidorkow. Nie przepadalam za gotowaniem, ale z Lewisem to bylo w sumie calkiem przyjemne.
Przysiadlam na wyspie kuchennej, zaraz obok pieca i przygladalam sie jak Lewis miesza sos, dodal jeszcze skrojone pieczarki i zamieszal je nozem.
- Nie jezdzij ostrym po teflonie - zwrocilam mu uwage.
- Sama jestes poteflon - odpowiedzial mi chyba najstarszym mozliwym tekstem. Zasmialam sie glosno, a on wymienil noz na drewniana lyzke.
- Znasz najkrotszy kawal o gejach? - spytalam po chwili.
Popatrzyl z wyczekiwaniem.
- Ten tego - dopowiedzialam po chwili. Lewis przyjrzal mi sie z uwaga, a potem prychnal smiechem, gdy zrozumial.
- Ja pierdole, Olivia... - pokrecil glowa. - A dlaczego choinka nie jest glodna?
- Dlaczego?
- Bo jodla - mruknal z niewzruszonym wyrazem twarzy.
Zaczelismy na zmiane opowiadac sobie coraz gorsze suchary, w koncu uslyszelismy kroki i w drzwiach kuchni stanela Hail.
- Lewis, dawno nie slyszalam tylu zalosnych slow z twoich ust - powiedziala z usmiechem, pewnie byl szczery. Usmiechnelam sie rowniez, ale sztucznie, jakos zirytowalo mnie to ze sluchala naszej rozmowy.
- Ale ten o gejach dobry - puscila mi oczko i podeszla do pieca. Zanurzyla palec w sosie, a Lewis trzepnal ja lekko w reke.
- Zostaw - upomnial ja. Ignorujac ich zaczepki posolilam gotujaca sie wode i wrzucilam do niej makaron. Po chwili Gabriel zawolal dziewczyne i ponownie zostalismy sami.
- Chcesz sprobowac? - zapytal. Kiwnelam glowa, a Lewis otarl nieco lyzke i podstawil mi ja.
- Mmm, ale dodalabym troche bazylii - chlopak oblizal do konca lyzke, a plamka sosu zostala mu w kaciku ust.
- Za toba jest - wskazal na mala roslinke w doniczce, ktora zaslanialam. Zerwalam kilka listkow, poszarpalam je i wrzucilam na patelnie. Lewis zamieszal i po krotkiej chwili sprobowal ponownie.
- Racja, teraz lepsze.
- Jestes tu brudny - wskazalam na sobie pochlapane miejsce, a on oblizal sie. Scisnelo mnie w brzuchu na ten widok i zeskoczylam gwaltownie z blatu.
- Gdzie masz szklanki?
- Gorna polka po lewej.
Wyjelam kubek i nalalam do niego wody z kranu, wypilam drobnymi lykami, a Lewis odcedzil makaron i zmieszal z sosem.
Akurat Aleksander wrocil z pomidorami, zmierzyl gotowe danie wzrokiem i pokrecil glowa. Pokazal Lewisowi srodkowy palec i wyszedl.
Nalozylismy wszystkim ladnie po porcji i zwolalismy by sobie po nia przyszli, a potem z obiadem rozsiedlismy sie ponownie przy telewizorze. Jego znajomi byli naprawde sympatyczni, szczegolnie polubilam tego Briana. Rozmowa zeszla na temat zdjec w dowodach osobistych, a on skojarzyl, patrzac na moj nowiutki dokument, ze urodziny mam wlasnie dzisiaj.
- Nie wierze, i nic nam nie powiedzialas?! - spytal z udawna pretensja. - Dziewczyno, tak nie moze byc - pokrecil glowa i wstal.

Lewis? Nie jest chyba az tak zle, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz