czwartek, 27 kwietnia 2017

Od Erika CD Casey

Powoli przemierzałem tereny stadniny. Szedłem dość okrężną drogą. Z racji, że był czwartek treningów nie było. Jednak mimo wszystko stwierdziłam, że sam potrenuję trochę z Immortalem. Chciałem zająć się ćwiczeniami w skokach, które to ogier niezbyt lubił. U mego boku wesoło kroczył Rephaim. Widziałem na swojej drodze jakąś dziewczynę z psem i koniem. Jednak jakoś niezbyt zwróciłem na nią uwagę, pogrążony we własnych myślach. Nawet nie zauważyłem tego, że podeszła do mnie wraz ze swym wierzchowcem.
Uznajmy, że jest to bez tej "rurki"...
- Wiesz może gdzie jest stajnia? - spytała, wyrywając mnie z zadumy. - Jestem nowa i nie bardzo się orientuję - przyznała po chwili i spojrzała na swego konia.
- Czy ja ci wyglądam na sekretarkę? - zapytałam sarkastycznie.
- Mógłbyś po prostu odpowiedzieć na moje pytanie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i westchnęła.
- Niech ci będzie - wywróciłem oczami i pokręciłem przytakującą głową na bok. - Chodź za mną. Też akurat idę do stajni.
- Dziękuję - powiedziała.
- Rephaim. Leć już do stajni - powiedziałem do mego towarzysza, nie będąc pewny czy pies dziewczyny toleruje inne zwierzęta, a nie chciało mi się ich później rozdzielać.
Zaraz mój pupil popędził przed siebie. Nie martwiłem się. Wiedziałem, że zna drogę i nie zgubi się. Następnie sam zacząłem iść przed siebie. Słyszałem za sobą stukanie kopyt. Czyli dziewczyna podąża za mną. No i dobrze. Nie miałem najmniejszego zamiaru czekać na nią czy pospieszać. Minęło kilka minut zanim stanęliśmy przed budynkiem stajni.
- Proszę, witamy w pałacu - powiedziałem ironicznie i zaśmiałem się cicho. - A teraz zostawiam panienkę. Mój wierzchowiec nie może dłużej czekać.
Od razu skierowałem się do środka. Przemierzałem powoli korytarz. Już z daleko słychać było Flame'a, który kopal w ściany swego boksu. Norma. Kątem oka widziałem, że dziewczyna zastanawia się co się dzieje. No cóż. Będzie musiała się przyzwyczaić, bo u Imma to już chyba jakiś zwyczaj. Po chwili znalazłem się na miejscu. Przy drzwiach boksu siedział grzecznie Rephaim. Ogier natomiast uspokoił się widząc mnie. Uśmiechnąłem się lekko i pogłaskałem go po łbie. Następnie otworzyłem drzwiczki i wyprowadziłem ogiera z boksu. Mając nadzieję, że wyszalał się już wcześniej po prostu chwyciłem za jego kantar. Wyszedłem z nim na zewnątrz. Po chwili chyba coś bardzo go zaciekawiło, bo zaczął się wyrywać.
Nie dałem rady go utrzymać. Po chwili popędził do jednej ze ścian stajni.  Zabrał stamtąd chyba jakiś ręcznik, ale pewności nie miałem. Wtem podbiegł do niego Rephaim. Chwycił zębami za kawałek materiału. Chwilę szarpali się. Jednak wygrał ten mniejszy. Machając wesoło ogonem powoli uciekał z ręcznikiem w pysku. Jednak w końcu nastał moment gdy Imm trochę zirytował się i zaczął galopować za nim. Wtem Rephaim pobiegł przed siebie. Zdecydowałem, że lepiej będzie jak przerwę ich "uroczą" zabawę. Wolałem nie denerwować za bardzo ogiera. Nigdy nie wiadomo co strzeli mu do głowy.
- Reph! Do nogi! - krzyknąłem do pupila.
Ten natychmiastowo zawrócił. Szybko znalazł się obok mnie. Wyciągnąłem rękę do niego niemo każąc oddać materiał. Ten grzecznie zwrócił go. Zaraz znalazł się też tutaj Flamme. Schowałem od razu ręcznik do kieszeni, którą zasunąłem na zamek. Ogier chcąc odzyskać go zaczął lekko uderzać mnie łbem.
- Nie - powiedziałem stanowczo i chwyciłem za kantar. - Idziemy.
Pociągnąłem lekko konia. Ten zrozumiał chyba, że przegrał sprawę. Niechętnie i bardzo się wlokąc podążył za mną. Kierowałem się w stronę hali. Normalnie doszlibyśmy tak w kilka minut. Jednak przez zachowanie obrażonego Mortala dotarliśmy tam dopiero po upływie pół godziny. Tam na szczęście było już ustawionych kilka przeszkód. Jak dobrze, że sam nie musiałem tego robić. Powoli nakierowywałem ogiera na coraz większe przeszkody. Szło mu aż za dobrze. Miałem wrażenie, że coś za łatwo mi idzie...
Dowiedziałem się wszystkiego przy kolejnej przeszkodzie. Koń niby z pozoru biegł aby ją przeskoczyć. Jednak będąc przy niej zwolnił lekko. Schylił się i przebiegł pod drążkiem. W tym momencie załamałem się.
- Mortal... Na prawdę? - jęknąłem.
Nagle usłyszałem czyiś śmiech. Odwróciłem się. Przy wejściu na hale stała ta sama dziewczyna co wcześniej i śmiała się.

Casey? Mam nadzieję, że nie jest aż tak tragiczne jak myślę :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz