piątek, 21 kwietnia 2017

Od Zaina cd. Brooke

Trzeba było w jakiś sposób uniknąć piorunującego spojrzenia dziewczyny, dlatego chwyciłem Morrigan za wodze i razem wyszliśmy z budynku. Szybkie ulotnienie się było jedynym wyjściem aby nie wszcząć dyskusji na temat czapki i pozostawania w pokoju.
Wsiadłem na Mori jeszcze przed stajnią, wiedząc że tym razem instruktorka mi nie odpuści po tak długim czasie pilnowania czy zjawiam się punktualnie o czasie. Nie pomyliłem się, gdyż prócz triumfalnego uśmiechu, wymyśliła mi takie zadania, które z Morrigan były wręcz niemożliwe do zrobienia. Uwielbiam tą kobietę.
Po treningu, nie miałem nawet sił zejść z konia, dlatego puściłem wodze i oparłem głowę i szyję klaczy, która doskonale wiedziała gdzie ma i chce iść. Objąłem jej szyję, wtulając policzek w jej grzywę i skupiając się na każdym ruchu mięśni konia. Stanęła dopiero przed stajnią. Sprawnie zeskoczyłem i wszedłem do środka. Przechodząc między boksami, zauważyłem w jednym z nich siedzącą Brooke na krzesełku, a obok niej spokojnie przeżuwającą swoje śniadanie Tikani. Przystanąłem na chwilę, posyłając dziewczynie wymowne spojrzenie. Uniosła wzrok do góry, udając że nie wie o co mi chodzi.
-No co? - potrząsnęła głową, zamykając trzymaną w ręce książkę - Boks to też mieszkanie.
-Czemu ty jesteś taka uparta? - zniecierpliwiona Morrigan popchnęła mnie pyskiem do przodu.
-Wierz mi, nudziłoby ci się gdyby nie mój charakter - wróciła do czytania z delikatnym uśmiechem zwycięzcy. Uniosłem brwi do góry, jednak w duchu przyznałem jej rację. Pokręciłem głową, udając dezaprobatę i ruszyłem w stronę boksu karej.

Po rozsiodłaniu i odłożeniu sprzętu, poszedłem sprawdzić czy Brooke nadal siedzi tam gdzie nie ma siedzieć. Oczywiście, zdziwiłbym się gdyby grzecznie wróciła do pokoju. Skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem ramię o otwarte drzwi boksu.
-Jeszcze tutaj?
-Nie nazbyt wczułeś się w rolę nadopiekuńczej mamusi? - pogłaskała swoją klacz, domagającą się pieszczot, po chrapach.
-A ty upartej nastolatki? - odgryzłem się z uśmiechem,
-Jako twój obecny doradca radzę ci nie zaczynać... - nie dokończyła, bo nie zdążyła. Przewróciłem oczami, podchodząc bliżej i uniosłem ją do góry. No co za mała wredota. Wstała, delikatnie zaskoczona, lecz musiało ją totalne powalić z nóg gdy uniosłem ją nad ziemię i wziąłem na ręce. Była leciutka, wręcz nie trzeba było specjalnie się wysilać aby podnieść ją do góry.
-Mamie się nie pyskuje - zamknąłem z poważną miną boks Tikani z dziewczyną na rękach i ruszyłem w stronę wyjścia ze stajni - Boże, ile ty ważysz? - stęknąłem z szerokim uśmiechem.
-Teraz masz zapewnioną zemstę, a nawet ci ją obiecuję! I zapamiętaj sobie, kobiet o wagę się nie pyta, bo to je drażni. Jestem leciutka jak piórko - odgarnęła sobie włosy z twarzy- Zamierzasz mnie puścić?
-Dopiero w pokoju albo jak posłusznie pójdziesz razem ze mną - minęliśmy wracającą z treningu inną grupę.
-Nie wymuszaj na mnie obietnic... - zagroziła.
-Jedną już złożyłaś - nie miałem pojęcia, a nawet nie wpadło mi do głowy co knuła na po południe - To jak? - zatrzymałem się na schodach do budynku i odchyliłem głowę do tyłu by spojrzeć na Brooke.
-Puść mnie to pójdę - warknęła. Postawiłem ją z powrotem na ziemię, przybierając triumfalną pozę. Po chwili jednak dostałem mocnego kuksańca w ramię jako początek odwetu. Brooke uśmiechnęła się z dumnie uniesioną głowę na znak, że wcale jeszcze nie wygrałem.
-Poczekaj ino jak się zrobi cieplej to masz zapewnioną kąpiel wodą z węża - posłała mi spojrzenie seryjnego mordercy i zmierzyła całego, przybierając tajemniczy uśmiech.
-Mojego wizerunku się nie psuje - otworzyłem drzwi wpuszczając dziewczynę pierwszą. Dalszą wypowiedź przerwał mi jednak telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni, odbierając połączenie.
Z: Halo? Mama?
M: Zain, mam do ciebie ogromną prośbę. Wypadł nam wyjazd i czy będziesz mógł zaopiekować się przez kilka dni Safaaą? ~ moje odczucia co do tego były mieszane, gdyż nie mam pojęcia czy moja młodsza siostra wręcz pragnie tutaj siedzieć przez kilka dni, ale też nie mogłem odmówić widocznie zmartwionej matce.
Z: Pewnie ~ usłyszałem wyraźną ulgę w głosie Trici.
Po rozmowie z powrotem schowałem telefon do kieszeni i udałem się do swojego pokoju w celu ogarnięcia się po jeździe i przygotowaniu do lekcji, przy okazji wywalając Sharikę z mojej szafy, którą zostawiłem widocznie otwartą i narażoną na ataki kota. Znalazła sobie kąt pomiędzy bluzkami, w których uwiła gniazdko i skuliła się w śnie. Wybacz moja droga, ale ma pani cały pokój do dyspozycji.
Wychodząc, zapukałem do drzwi Brooke.
-Stuk, puk - wychyliłem głowę zza drzwi, wyszukując spojrzeniem dziewczynę.
-Dzwonili z poradni psychologicznej czy opieki społecznej? - dziewczyna wyszła z łazienki, zakładając na siebie bluzę i uśmiechając się złośliwie.
-Zabawne - parsknąłem, zamykając za sobą drzwi i ukucnąłem, głaszcząc Everinę po szyi - Dzwoniła moja mama i oznajmiła, że dzisiaj wieczorem będę miał gościa.
-To ciebie jeszcze ktoś odwiedza? - dziewczyna wbijała mi kolejno szpileczki.
-Niemożliwe... - zrobiłem zadziwioną minę, unosząc do góry ramiona - Moja siostra ma zostać parę dni w akademii - uniosłem głowę, patrząc na Brooke.

Brooke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz