wtorek, 28 lutego 2017

Od Cole'a do Anastazji

Wjechałem na żwirową drogę prowadzącą w stronę akademii. Pogoda z dnia na dzień stawała się ładniejsza. Zaparkowałem przed budynkiem akademii i wysiadłem z jeepa. Było sobotnie, ciepłe popołudnie. Nie da się przepuścić takiej okazji. Na pastwisku niedaleko ujrzałem Avenger'a pasącego się z kilkoma innymi końmi. Podszedłem do płotu. Ogier po kilku chwilach ujrzawszy moją osobę, podszedł leniwym krokiem do płotu. Szturchnął mnie przyjaźnie w ramię swoim pyskiem i parsknął cicho. Pogładziłem zwierzę po pysku i uśmiechnąłem się mimowolnie.
Zostawiając ogiera na chwilę na dworzu, wróciłem do stajni po linkę od kantara, aby potem ponownie wrócić i zabrać ogiera do budynku stadniny. Avenger był rozluźniony i zapewne ucieszy się z małego wyjazdu w teren.
Wprowadziłem konia do boksu.
Wyczyściłem szybko konia i rozczesałem grzywę oraz ogon. Kilka razy stajennym korytarzem przemknęło kilka osób. Nowych jak i mi znajomych. Zostawiłem ogiera w boksie i poszedłem do siodlarni po sprzęt. Wychodząc z pomieszczenia musiałem na kogoś wpaść, a może to ktoś wpadł na mnie? Nieistotne. Zdarzyło mi się to już któryś raz i zapewne nie ostatni. Nie trudno było na kogoś wpaść w takim miejscu jak siodlarnia.

Anastazja? Był plan i pomysł, ale trudniej z jego realizacją Xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz