środa, 15 lutego 2017

Od Theo cd. Pain

Nie potrafiłem spokojnie siedzieć w pokoju. Potrzebowałem jakiejś dawki energii, świeżego powietrza, kawy, czegokolwiek. Włożyłem do kieszeni słuchawki, naciągnąłem na siebie kurtkę i widząc, że przestało padać, postanowiłem się przejść. Wyszedłem z pokoju zamykając go na klucz i powoli udałem się na dół. Wszędzie było pusto, więc podejrzewam, że mieli treningi, albo zajęcia dodatkowe. Pchnąłem drzwi wyjściowe, a chłodny wiatr choć trochę mnie ożywił. Ruszyłem spokojnym krokiem w stronę drogi, chcąc jak najbardziej oddalić się od akademika. Dodatkowo zacząłem martwić się stanem zdrowia mamy, ostatnio nie było zbyt dobrze, przecież wróciła do szpitala na kolejną serię chemii. Znowu zacząłem obwiniać się, że zostawiłem ją i przyjechałem tutaj. Z drugiej strony wiem, że bardzo chciała, abym dalej się rozwijał. To wszystko było takie trudne.. Idąc dalej dojrzałem przystanek autobusowy i kogoś tam siedzącego. Rozpoznałem Pain po kurtce i biorąc głęboki oddech podszedłem bliżej. Dziewczyna siedziała na ławce trzymając w dłoni papierosa.
- Nie wiedziałem, że palisz - mruknąłem stając obok niej.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - burknęła wypuszczając dym z ust.
- Nie musisz być wobec mnie tak źle nastawiona, chcę ci tylko jakoś pomóc.
- Potrafię sobie poradzić, nie potrzebuję niczyjej pomocy - odpowiedziała wycierając zapłakany policzek wierzchem dłoni.
- Dobrze wiesz, że sobie nie radzisz.
- Nie musisz mi o tym przypominać. 
Wziąłem głęboki wdech, nie mając pojęcia jak inaczej mógłbym jej pomóc, jeżeli nie chce przyjąć tej pomocy.
- Masz mój numer, wiesz, gdzie mieszkam, jeżeli zmieniłabyś zdanie.. - westchnąłem i przetarłem twarz dłonią.
Wstałem, chcąc zostawić dziewczynę samą i niechętnie udałem się w drogę powrotną. Wyjąłem z kieszeni słuchawki i już miałem podłączyć je do telefonu, gdy wyświetliło się nadchodzące połączenie od Scarlett. Wziąłem głęboki, wdech i odebrałem przykładając komórkę do ucha.
- Tak?
- Cześć Theo.
Głos, który usłyszałem na pewno nie należał do mojej siostry - to był głos mamy.
- Cześć mamo, jak się czujesz? - spytałem od razu.
- Właśnie o tym chciałam porozmawiać. Odbyłam już rozmowę ze Scarlett, jednak teraz też wolę porozmawiać z wami obojga. Poczekaj, dam cię na głośnik - powiedziała, a moje serce zaczęło szybciej bić - Okej, już.
- Co się dzieje?
- Dzwoniłam już do Morgan University, wiedzą o wszystkim. Później jeszcze Scarlett ich poinformuje.
- Ale co? O czym ty mówisz?
- Kochanie.. chemia, którą teraz przyjmowałam nie miała na celu mnie leczyć, ona tylko podtrzymywała moje życie, a ja już tak nie chcę. Lekarze też nie mogą podawać mi tego w nieskończoność.
- Mamo.. o czym ty mówisz? Chcesz przerwać?
- Kochanie, ja już przerwałam. Nie przyjmuję jej od tygodnia i już czuję jak.. jak robi mi się tak lekko, czuję się jakby wszystko miało przeminąć. Teraz boli, ale wiem, że już niedługo.
Nie potrafiłem słuchać jej ciepłego, radosnego głosu, była taka opanowana,
- Jesteście już dorośli - kontynuowała - Poradzicie sobie i kiedyś zrozumiecie, ojciec wam pomoże.
- Nie mów tak. Nie możesz u-umrzeć. - Załamał mi się głos, a w oczach zebrały się łzy.
- Nie chlubą jest uciec przed śmiercią, lecz uśmiechnąć się gdy i ona się do ciebie uśmiecha - odezwała się, a ja wręcz widziałem przed sobą jej uśmiech - Chcę skromny pogrzeb, ma nikogo nie być, was również. Chcę, żebyście zapamiętali mnie taką.. normalną. Żyjcie dalej, nie przejmujcie się. Nie stosujcie się do żałoby, bawcie się, korzystajcie z życia. Proszę, to jedyne, czego teraz pragnę.
- Ma-mamo, ty żyjesz, nie mów tak.
- Jestem w szpitalu, około 10 minut temu odłączyli mnie od wszystkiego. Mam jeszcze chwilę, wydaje mi się, że krótką. Jeżeli już to nastąpi, to Scarlett rozłączy, prawda skarbie?
Usłyszałem tylko ciche potwierdzenie mojej siostry, a pode mną ugięły się nogi.
- Mamo, proszę - szepnąłem.
- Theo, ja już tak nie mogę, naprawdę. Pamiętajcie o co prosiłam.
- Kocham Cię mamo - powiedziałem po Polsku, tak jak ona zawsze mówiła.
- Kocham Cię Theo, Kocham Cię Scarlett. 
Jej głos był taki opanowany, spokojny i jednocześnie radosny. Przed oczami miałem jej roześmianą twarz i wiedziałem, że już nigdy nie zobaczę jej tak naprawdę.
- Kocham Was - dodała, a potem nastała cisza.
*  *  *
Dosłownie wbiegłem do swojego pokoju rozrzucając wszystko co pojawiło się na mojej drodze. Ona umarła, przecież to nie może być prawda! Oparłem się plecami o zimną ścianę i powoli osunąłem się na podłogę. Łzy lały się strumieniami  z moich oczu, a ja nawet nie miałem siły, żeby je wytrzeć. Nie potrafiłem być silny, nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Rozstania zawsze są ciężkie, zwłaszcza wtedy, gdy osoba, którą kochasz odchodzi na zawsze.
Usłyszałem ciche pukanie do drzwi, a po chwili pojawiła się w nich pani Ruby.
- Theo.. - odezwała się cicho.
- Chcę pobyć sam, poradzę sobie- odezwałem się wycierając policzki z łez.
- Rozumiem, ale nie możemy zostawić cię w takim stanie.
- Chcę pobyć sam! - podniosłem głos - Jeżeli będę potrzebował pomocy to przyjdę.
- Jesteś pewny?
- Tak - odpowiedziałem łagodniej.
Pani Ruby westchnęła i niechętnie opuściła mój pokój. Wpatrywałem się przez chwilę w zamknięte drzwi, a Athena ostrożnie podeszła bliżej mnie. Nie potrafiłem nic zrobić, momentami miałem nawet problem ze złapaniem oddechu. Zebrałem w sobie siły i wstałem z podłogi naciągając na siebie kurtkę. Kupię jakiś alkohol, papierosy, cokolwiek, żeby przestać myśleć! Wiedziałem, że to może kiedyś nastąpić, że.. że może umrzeć, ale to nie sprawiło, że lepiej to znoszę. Wyszedłem z pokoju, nawet nie zawracając sobie głowy zamykaniem go na klucz. Zbiegłem po schodach, o mało z nich nie spadając, a w przejściu wpadłem na Pain.
- Co się stało? - spytała zdejmując kaptur z głowy.
- Ona już nie wróci, jej już nie ma... nie żyje.



Pain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz