niedziela, 26 lutego 2017

Od Bastiana do Seleny

Jechałem do tej jebanej akademii od dłuższego czasu. Nie miałem pojęcia jak teraz będzie wyglądało moje życie. Jak ojciec mógł mi to zrobić? Z dnia na dzień zdecydował o tym, że mnie tutaj wyśle. Nie zapytał mnie nawet o zdanie tylko zaszantażował, że odetnie mnie od kasy. Do cholery mam przecież 20 lat i własne zdanie. Zawsze miał mnie gdzieś, a teraz nagle zdecydował o całym moim
życiu. Najgorsze jest to, że na uniwersytecie uczy się Mirana i ten jej laluś Luke. Nie byłem już zazdrosny o nich, byłem wściekły bo dopiero wyjaśniliśmy sobie wszystko i miałem nadzieję, że więcej się nie zobaczymy i pewnie vice versa, a teraz mamy tak po prostu mijać się na korytarzach? Masakra... Przecież kiedy Mira mnie zobaczy chyba zejdzie na zawał. Ona mnie szczerze nienawidzi i nie dziwię jej się ani trochę. Byłem skończonym dupkiem, i wiem, że nie zmienię się szybko, a tak na prawdę nie chcę się zmieniać. Lubię dominować w związku i tyle, taki już jestem. Czułem ogromnego stresa więc od razu zapaliłem fajkę i uspokoiłem się.
Kiedy w końcu dojechałem do akademii, muszę przyznać, że zrobiła na mnie wrażenie. Już sam parking świetnie wyglądał. Wyszedłem z auta i razem z Koksem poszedłem do przyczepy, żeby wyprowadzić Efendiego. Kiedy był za długo wewnątrz przyczepy bardzo mocno się denerwował. Zanim tutaj przyjechałem dostałem całe wytyczne: Co? Gdzie? I jak wygląda na tym uniwersytecie. O 16 miał się zjawić ktoś kto mnie oprowadzi. Spodziewałem się jakiegoś leszcza więc najpierw poszedłem z koniem do stajni i zaprowadziłem ogiera do boksu, który całkiem szybko znalazłem. Potem udałem się po resztę rzeczy mojego konia i odniosłem je do mojej szafki w siodlarni.
Zegarek w telefonie wskazywał dopiero 14.30 więc uznałem, że dobrym pomysłem będzie się rozpakować i znaleźć pokój. W końcu nie będę czekał na kogoś przez półtorej godziny na parkingu prawa? Zabrałem moje 2 walizki i plecak z bagażnika i razem z Koksem na dziedziniec kampusu. Było tam na prawdę ładnie tak nowocześnie i starodawnie za jednym razem. Dosłownie paradoks.
Szedłem w stronę akademika kiedy zamarłem. Zobaczyłem Miranę i Luke'a wychodzących z budynku trzymających się za ręce. To było strasznie niezręczne. Szybko odwróciłem wzrok i dalej szedłem przed siebie mijając tą dwójkę nie okazując jakichkolwiek emocji.
Kiedy wszedłem do budynku ukazał mi się nowoczesny ogromny hall i szerokimi schodami prowadzącymi na górę. Miałem już swój kluczyk więc od razu wyszedłem po schodach. Na 3 piętrze znalazłem mój pokój. Na drzwiach był spory numer 67. Pokój był bardzo duży i przestronny.
Rozpakowałem się w niecałe 40 minut i padłem zmęczony na łóżko. Zacząłem myśleć o całej sytuacji z Miraną i Luke'iem. Co teraz? W głowie miałem mnóstwo myśli. Leżałem tak przez półgodziny kiedy doszedłem do wniosku, że nie będę się teraz nimi przejmować tylko pójdę na spotkanie z osobą, która miała oprowadzić mnie po całym kompleksie.
Idąc na parking gdzie mieliśmy się spotkać wyobrażałem sobie, że pierwszą osobą którą poznam będzie napalony na mnie gej. Na całe szczęście myliłem się.
- Hej ty jesteś tym nowym? Bastian jak mniemam, Selena witaj na naszym uniwersytecie. - krzyknęła piękna dziewczyna wołająca zza moich pleców
- Miło poznać piękna. - posłałem jej uśmiech jak z okładki i ucałowałem w dłoń
"Może ten uniwersytet nie będzie taki zły"pomyślałem.



Sel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz