środa, 15 lutego 2017

Od Pain Cd Theo

Wchodząc do budynku akademii wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok, przede mną stał Theo, kompletnie załamany ze łzami w oczach.
- Co się stało? - zapytałam wstrząśnięta tym widokiem.
- Ona już nie wróci, już jej nie ma... nie żyje - wydusił i zamrugał oczami, wtedy dwie duże łzy spadły na ziemię.
Z początku niezbyt wiedziałam o co mu chodzi, po chwili jednak dotarło do mnie, że musiało chodzić o jego matkę.
Spojrzałam na niego ponownie, pełnym współczucia spojrzeniem.
- Theo... - szepnęłam i przytuliłam go, najmocniej jak umiałam. Widok cierpiącego człowieka, do tego bardzo mi bliskiego był dla mnie koszmarem.
- Dlaczego... - powiedział łamiącym się głosem.
Mimo, że sama byłam w całkowitej rozsypce, postanowiłam spróbować mu pomóc. 
Albo po prostu pocierpieć razem z nim. Bo w końcu we dwójkę raźniej, co nie?
- Nie wiem, Theo, nie wiem. Ale pomyśl... tam będzie jej lepiej. Nie będzie już cierpiała. - odparłam uznając, że taka odpowiedź powinna choć odrobinę podnieść go na duchu.
Złapałam go za rękę i wyciągnęłam na zewnątrz, ruszając prosto za budynek akademii. Ta część pozbawiona była okien i mało kto tam zaglądał.
- Chcesz? - zapytałam wyciągając paczkę papierosów. Potwierdził krótkim skinięciem głowy i chwycił jedną sztukę.
Paliliśmy w ciszy, opierając się obok siebie o zimną ścianę i wpatrując się w mały, zarośnięty dawno park.
- Jakie to zabawne, że ludzie zawsze odchodzą w momencie, w którym najmniej się tego spodziewamy, miażdżąc nasze serca i zostawiając po sobie nieodwracalne zmiany. - zaśmiałam się ironicznie - nieważne czy mowa o śmierci, zerwaniu czy czymkolwiek innym związanym ze stratą.
Theo spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa i krótko skinął głową.
- Masz rację - mówiąc to objął mnie ramieniem. - Teraz oby dwoje potrzebujemy pomocy.
- Możemy pomóc sobie nawzajem. - kącik moich ust drgnął w nieznacznym uśmiechu.

*   *   *

Po wypaleniu kilku papierosów skierowaliśmy się do sklepu, gdzie zaopatrzyliśmy się w najróżniejszego rodzaju alkohole, które cudem udało nam się przemycić do pokoju chłopaka.
- Mam nadzieję, że mi trochę przejdzie - zaśmiałam się siadając na łóżku i otwierając butelkę piwa. - Zamknąłeś drzwi na klucz? Możemy mieć problemy, jak to zobaczą - wskazałam na reklamówkę pełną alkoholu.
- Zamknąłem. - Theo usadowił się obok mnie, trzymając w dłoniach puszkę.
- Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar na poważnie się schlać - pociągnęłam duży łyk napoju.
Wciąż nie mogłam otrząsnąć się po stracie Luke'a, unikałam go jak ognia, a ostatni raz widziałam go... jeszcze przed zerwaniem. Ponoć zakolegował się z jakąś nową, która znając życie prędzej czy później zajmie moje miejsce przy jego boku.
Na samą myśl o tym poczułam bolesne ukłucie w sercu. Zamknęłam oczy, popijając piwo.
- To tak cholernie boli - szepnęłam wbijając wzrok w ścianę naprzeciwko. Ściąnęłam kaptur i przeczesałam włosy dłonią wzdychając ciężko.
Nagle wzrok chłopaka zatrzymał się na mojej ręce. Przeniosłam na nią wzrok i zobaczyłam, że spod bluzy wystaje podłużna, zaschnięta już rana.
- Co to jest? - złapał za moją rękę i zadarł rękaw ubrania do góry, wręcz piorunując mnie wzrokiem.
- Bynajmniej mi trochę ulżyło - wzruszyłam ramionami.

Theo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz