niedziela, 19 lutego 2017

Od Allijay do Sherie

Niestety, moja twarz zaliczyła bliskie spotkanie z podłogą. A to wszystko przez budzik zapowiadający nadejście kolejnego dnia. Byłam strasznie niewyspana, a to przez to, że do północy czytałam książkę. Jedynym plusem tego ranka było to, że nie miałam treningu, ponieważ był to czwarty dzień tygodnia. Ze skarżenia się samej sobie wyrwała mnie Princess. Suczka wskoczyła na mój kark, który zaczęła lizać. Zepchnęłam ją z mojego ciała, po czym przykryłam się leżącą obok kołdrą. Szczeniak nie dawał jednak za wygraną. Zaczął szarpać pościel swoimi ostrymi ząbkami.
- Odwal się.. - Jęknęłam w poduszkę. Podirytowana jej zachowaniem wstałam gwałtownie, przez co sturlała się ona na podłogę. Zaśmiałam się cicho na widok bezradnej Princess. Mina zrzedła mi jednak, gdy zobaczyłam swój pokój. Rzecz jasna, mój kochany Flash, jak co ranek, musiał coś odwalić. Poduszki walały się po całym pokoju, z niektórych powylatywało pierze. Miski leżały górą do dołu, przez co karma się wysypała. No i oczywiście piach z kuwety nie leżał już w kuwecie. A każdy przecież wie, co z tym piachem się wysypało..
- Jeszcze jeden taki numer, a odsyłam cię do domu! - Krzyknęłam, zaciskając usta w wąską linię. Podeszłam do ściany i zaczęłam walić w nią głową. Potem usiadłam na brzegu łóżka i zakryłam dłońmi twarz. Westchnięciem obdarzyłam swoje palce, dzięki czemu poczułam przyjemne ciepło. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Wskazywał on siódmą czterdzieści jeden. Miałam nie całe dwadzieścia minut do śniadania. Z niechęcią wstałam i podeszłam do szafki. Kucnęłam, następnie po otworzeniu szuflady wyciągnęłam bieliznę i ubrania. Wstając prawie się przewróciłam. Ledwo patrzyłam na oczy. Najchętniej przeleżałabym cały dzień. No ale cóż. Mam lekcje, poza tym zwierzaki nie dałyby mi zmrużyć oka. Udałam się do łazienki. Położyłam rzeczy na specjalnym stoliczku. Zdjęłam piżamę, po czym weszłam pod prysznic. Strużki ciepłej wody przecięły moją skórę. Po umyciu się i wytarciu suchym ręcznikiem założyłam ubrania. Wybrałam zwykłe jeansy, białą bokserkę oraz niebieską koszulę z ćwiekami. Związałam włosy w warkocza, na którego końcu zawiązałam gumkę z granatową, małą kokardką. Umyłam zęby, przemyłam twarz. Z powodu bardzo widocznych worów pod oczami użyłam także pudru. Usta ozdobiłam jasnym błyszczykiem, oczy tuszem. Gotowa wyszłam z łazienki. Miałam sześć minut. Szybko wsypałam zwierzakom karmę, umyłam ręce i założyłam czarne botki. Po zamknięciu drzwi na klucz, który wrzuciłam do kieszeni, zbiegłam po schodach. Nie minęłam nikogo, co oznaczało, że wszyscy byli już na śniadaniu. Nie myliłam się. Długa kolejka, na której końcu stałam ja, sięgała do korytarza. W końcu dostałam swoją porcję. Usiadłam na tym samym miejscu co zwykle. Shane z prędkością światła wsuwał płatki. Zaśmiałam się cicho, następnie sama zaczęłam jeść.
~*~
Cudem przeżyłam lekcję matematyki. Pan Mark przepytywał na ocenę kilka osób, w tym mnie. Na szczęście załapałam się na piątkę, co było cudem, ponieważ się nie uczyłam. Zadowolona z siebie w podskokach przemierzałam korytarz. Shane gdzieś zwiał, widocznie obawiał się, ze znowu wyciągnę go na przejażdżkę. Udanie się do pokoju nie zajęło mi zbyt dużo czasu. Miałam wielką ochotę na teren. Przebrałam się w granatowe bryczesy, koszulę zamieniłam na ciepły sweter. Naciągnęłam na nogi grube skarpety, a na nie czarne oficerki. Ramiona przyodziałam ciemną kurtką. Do kiszonek wrzuciłam rękawiczki. Złapałam w rękę toczek, następnie wyszłam z pokoju. Gdy przekroczyłam próg drzwi wyjściowych, od razu oślepił mnie blask bladego słońca. Bruk nie był już oblodzony, co naprawdę mnie ucieszyło. Jak zwykle w pierwszej kolejności udałam się do siodlarni, skąd wzięłam sprzęt i szczotki. Większość koni wychyliło swoje łby słysząc moje kroki. Po wejściu do boksu Amora, odłożyłam rzeczy obok jednej ze ścian. Podeszłam do karosza, po czym objęłam jego szyję. Ten parsknął cicho, na co się zaśmiałam. Podczas czyszczenia kilka razy pogłaskałam domagającego się pieszczot Varatha. Zazdrosny Grand przysłonił mi dostęp do obcego ogiera.
- Zazdrosny jesteś? - Zaśmiałam się. W pewnym momencie ujrzałam piegowatą dziewczynę idącą ze sprzętem. Weszła do boksu jakiegoś srokacza, prawdopodobnie swojego wierzchowca. Obojętna wróciłam do czyszczenia kopyt. Po zakończeniu czynności nałożyłam czaprak, podkładkę i siodło. Nim dopięłam popręg, obwiązałam nogi ogiera owijkami. Potem założyłam czarne ogłowie oraz podpięłam popręg. Gotowego rumaka wyprowadziłam na korytarz. Naciągnęłam na dłonie rękawiczki i zapięłam toczek. W tym samym momencie owa brunetka wyprowadziła swojego konia. Nie chcąc zagradzać jej drogi wyszłam na zewnątrz.
Sherie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz