środa, 15 lutego 2017

Od Samanthy CD Maxa

Uśmiechnęłam się na widok dzieła Maxa, przewracają przy tym oczami. Zanim szatyn zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, jednym ruchem zgarnęłam wszystkie żelki, które od razu wrzuciłam sobie do ust.
- Nie zrobiłaś tego! - Watson spojrzał na mnie z najprawdziwszym w świecie niedowierzaniem, przeskakując wzrokiem z mojej twarzy na puste już miejsce pod klawiaturą. Sięgnął po kolorowe opakowanie po słodyczach i po chwili szeleszczenia, znowu spojrzał na mnie. - Nie mam już więcej.
- Jak to? Były tu co najmniej dwie paczki - sięgnęłam przez niego do torby, dokładnie ją przeszukując. Nie znalazłszy jednak żadnych żelków, zmrużyłam oczy, wpatrując się w Maxa.
- Nie wiem, nie liczyłem - zanim zdążyłam dodać coś jeszcze, przygarnął mnie mocniej do siebie, nakazując umilknąć. Zdołałam jeszcze wyrazić swoje niezadowolenie za pomocą prychnięcia, a następnie ponownie wtuliłam się w chłopaka, wracając do oglądania filmu. Powieki z każdą chwilą coraz bardziej mi ciążyły, ale obiecałam sobie, że dotrwam do końca produkcji.
Dopiero delikatne szturchnięcie uświadomiło mi, że musiałam jednak zasnąć. Podniosłam się do pozycji siedzącej, instynktownie przeczesując dłonią włosy i dopiero wtedy przeniosłam wzrok na Maxa.
- Wybacz, nie chciałem cię budzić. Miałem zamiar odłożyć laptopa - szepnął przepraszająco, a w jego ciemnobrązowych oczach odbijały się płomienie stojących na parapecie świeczek.
Uśmiechnęłam się niewyraźnie.
- Nic się nie stało - westchnęłam, zdając sobie sprawę, że czeka mnie jeszcze podróż powrotna do pokoju. Nie miałam ochoty opuszczać swojego kocykowego kokonu, ale nie miałam wyjścia. O ile w akademii nie pilnowali za bardzo kwestii par i odwiedzin płci przeciwnych, co do spędzania nocy byli konsekwentni. Po raz kolejny przetarłam zaspana oczy, żeby następnie wstać i wcisnąwszy stopy w miękkie kapcie, wyjść z pokoju. Niestety moja koordynacja wzrokowo - ruchowa po pobudce nie funkcjonuje najlepiej, toteż gdyby nie Max, leżałabym jak długa na podłodze. To skutecznie mnie ocuciło.
- Może ci pomóc? - spojrzał na mnie z uśmiechem, ale ja już całkiem rozbudzona, pokręciłam głową w geście odmowy. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w łóżku, już prawie słyszałam jego wołanie. Szatyn uśmiechnął się, całując mnie delikatnie w czoło. - W takim razie dobranoc.
Pomachałam mu niezdarnie na pożegnanie i mruknąwszy dobroanocopodobne słowo, podreptałam do swojego pokoju, gdzie od razu padłam na wyrko.
Sprawdzian nigdy nie powinien być na pierwszej lekcji, a do tego jeszcze w Walentynki. Nauczyciel nie miał dla nas litości, rozdając kartki i uśmiechając się do nas radośnie, jakby właśnie robił swoją ulubioną rzecz. O święcie zakochanych pamiętałam tylko i wyłącznie dzięki niemu. Dopiero tydzień temu zdałam sobie sprawę z nadchodzącego wydarzenia, dlatego rozpoczęłam gorączkowe poszukiwania idealnego prezentu dla Maxa. Nie mogłam zawalić naszych pierwszych Walentynek, po prostu nie mogłam. Przeszukałam cały Internet, poczytałam porady innych dziewczyn, dających prezenty swoim chłopakom, ale zwyczajnie nie mogłam się przekonać do żadnej z ich propozycji. Natknąwszy się na plakat zapowiadający mecz siatkówki w Londynie, uznałam, że bilety byłyby wspaniałym prezentem. Od razu pospieszyłam do pokoju, by kupić je online, a dzięki temu, że szybko zauważyłam ogłoszenie, udało mi się wyczaić naprawdę świetne miejsca. Dwa miejsca w drugim rzędzie, lepiej być nie mogło.
Czekając na korytarzu na Maxa, wyciągnęłam z torby wejściówki. Chociaż wcześniej nie miałam wątpliwości co do trafności prezentu, teraz się pojawiły. Widząc zmierzającego w moją stronę szatyna, wzięłam głęboki wdech, uśmiechając się. Miałam nadzieję, że nie widać po mnie zdenerwowania.

Max? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz