poniedziałek, 27 lutego 2017

Od Quinlan CD Will'a

*Następny dzień*
Jęknęłam, słysząc irytującą melodyjkę, która wydostawała się z mojego telefonu. Na oślep zaczęłam przeszukiwać ręką szafkę nocną. Po chwili urządzenie znalazło się w mej dłoni. Uchyliłam powieki, aby spojrzeć na wyświetlacz i dowiedzieć się w końcu, po co ustawiłam budzik na... Chwila... Która to godzina? Spojrzałam niechętnie na zegar wiszący na ścianie. Jęknęłam ponownie, widząc, że jest dopiero piąta rano. Co ja robię ze swoim życiem... Zaraz jednak zwróciłam swoją uwagę na telefon. Wyłączyłam tę jakże irytującą melodię i przeczytałam tytuł alarmu, Trening. Aaaa! No przecież! Obiecałam sobie zacząć ćwiczyć po powrocie do akademii. No cóż. Trzeba zrzucić to, co przybrało się podczas świąt. I to właśnie dzisiaj miałam zacząć. Dobra. Dam radę. Odłożyłam telefon na bok i powoli zwlekłam się z łóżka. Zgarnęłam już wcześniej przyszykowany strój - czyli trochę za dużą koszulkę z krótkim rękawem, legginsy i bieliznę - w ręce. Następnie ruszyłam do łazienki. Po jakiś piętnastu minutach byłam gotowa. Normalnie trwało to dłużej... Jednak tym razem stwierdziłam, że nie będę robić makijażu. Zajmę się tym po treningu. Związałam jedynie włosy gumką. Zgarnęłam bluzę z krzesła i założyłam ją. Byłam gotowa. Wzięłam jeszcze telefon, słuchawki i klucz od pokoju. Od razu "podłączyłam się" do źródła muzyki i włączyłam ostatnio stworzoną przez mnie playlistę. Wyszłam z mego miejsca zamieszkania. Zamknęłam drzwi na klucz i odwróciłam się w stronę wyjścia z budynku. Na razie powoli ruszyłam przed siebie. Nagle drzwi jednego z pokoi otworzyły się przede mną. Gwałtownie zahamowałam, nie chcąc dostać nimi w twarz. Zamrugałam szybko zaskoczona. Po chwili jednak drzwi zamknęły się. Przede mną ukazała się dość znajoma sylwetka. Na początku nie potrafiłam powiedzieć nic więcej oprócz tego, że jest to mężczyzna. Dopiero po jakiejś minucie zauważyłam, że był to Will. Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko dogoniłam go. Szłam obok niego... Ale nie zauważył mnie.
- Co tutaj robisz o takiej godzinie? - odezwałam się w końcu.
Will gwałtownie zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Następnym razem uważaj z drzwiami... Chyba że twoim hobby jest łamanie innym nosów, bo jakby nie to, że wyhamowałam to, to by mnie właśnie czekało - dopowiedziałam kiedy chłopak nadal się nie odpowiadał.
Jego oczy się lekko powiększyły, a usta delikatnie uchyliły. Po chwili jakby otrząsnął się z szoku.
- O boże... przepraszam - powiedział i chciał kontynuować, ale cóż... Przerwałam mu.
- Dobra. Nie ma sprawy. Ale nadal nie dostałam odpowiedzi - powiedziałam z udawaną, poważną miną.
- Jakie pytanie? - zapytał.
- To, przez które mnie zauważyłeś - przewróciłam oczami i dodałam. - Pytałam o to, co tutaj robisz o takiej godzinie.
- Mógłbym zapytać cię o to samo - tym razem od razu się odezwał.
- Byłam pierwsza - pokazałam mu język, a Will zaśmiał się.
- Nie mogłem spać, więc postanowiłem pójść do Blackie'ego - powiedział i dodał. - No to teraz ty.
- No cóż. Trzeba trzymać formę. Szczególnie po świętach... Więc postanowiłam zacząć biegać - odpowiedziałam z dumą w głosie. - W sumie... To może chciałabyś pójść ze mną? Jakbyśmy wrócili, to potem poszlibyśmy do koni.
- W sumie... Nie mam nic do stracenia. Mogę iść - uśmiechnął się do mnie.
Dokładnie przyjrzałam się jego ubiorowi.
- Na pewno chcesz w tym biegać? - zapytałam niepewnie. - Wiesz... Ja bym na twoim miejscu założyła coś bardziej.... Przewiewnego... I co najwyżej bluza. Może i mamy zimę, ale gwarantuję ci, że w pewnym momencie będzie ci mega gorąco.
- Zaraz wracam - powiedział tylko.
Westchnęłam i oparłam się o ścianę. Na szczęście nie musiałam długo czekać. Już po kilku minutach Will znowu był obok mnie. Odbiłam się od ściany. Ruszyliśmy przed siebie. Po chwili byliśmy na zewnątrz i zaczęliśmy "truchtać" przed siebie.
*Półtorej godziny później*
Wróciliśmy przed bramę akademika, gdzie przystanęliśmy na chwilę. Obydwoje byliśmy w jakimś stopniu zmęczeni. Czułam ból niektórych mięśni. Jednak nie przeszkadzał mi on. Można by powiedzieć, że był to taki dobry ból. Z uśmiechem spojrzałam na Will'a. Miał na sobie bluzkę na ramiączkach, a bluza, która wcześniej znajdowała się na jego ramionach, była teraz przewiązana w pasie. W sumie moja też. Przybiliśmy sobie piątkę i ruszyliśmy do wnętrza budynku. Kiedy już mieliśmy wchodzić do środka, na drodze stanęła nam osoba, której już wczoraj zdążyliśmy podpaść. Znaczy się William. Mnie wtedy nawet nie zauważyła. A była to sekretarka o imieniu Lilian.
- Co wy tutaj robicie o tej godzinie? - zapytała, patrząc się na nas podejrzliwie.
- No wie pani... Musieliśmy mózgi dotlenić, abyśmy w ciągu dnia uruchamiali czasami szare komórki i nie wchodzili pani w drogę. A co gorsza śpiewali koncerty - powiedziałam z niewinnym uśmieszkiem. Czułam na sobie wzrok chłopaka, ale zignorowałam to.
- Niech wam będzie. Idźcie do swoich pokojów pókim dobra - powiedziała i odsunęła się z przejścia.
Szybkim krokiem przemknęliśmy obok kobiety. Będąc spory kawałek za nią, usłyszałam głos Will'a.
- Co gorsza śpiewali koncerty? Nie podobało ci się, jak pięknie śpiewałem - zapytał i wydął wargę.
- Byłeś wspaniały - zaśmiałam się i dodałam. - Ale to był najłatwiejszy sposób na pozbycie się tamtej kobiety.
Tym razem obydwoje zaśmialiśmy się. Po chwili znaleźliśmy się pod drzwiami od pokoju chłopaka. Przystanęliśmy tam. Will wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył pomieszczenie. W międzyczasie ściągnęłam gumkę z włosów. Potrząsnęłam głową i rozczochranymi włosami oraz uśmiechem na ustach spojrzałam na Williama.
- No to na razie - powiedziałam i odwróciłam się, powoli odchodząc.
- Do zobaczenie - usłyszałam chłopaka.
W tym momencie odwróciłam się i "posłałam" mu buziaka. Następnie z powrotem ruszyłam przed siebie, śmiejąc się. Po chwili znalazłam się przy moim pokoju. Wyciągnęłam klucze i otworzyłam nimi drzwi. Zaraz weszłam do środka. Odłożyłam na komodę klucze oraz telefon ze słuchawkami. Następnie po prostu rzuciłam się na łóżko z westchnięciem. Sama nie wiem, kiedy usunęłam...
*Dwie godziny później*
Obudziłam się jakiś czas później. Ziewnęłam przeciągle. Moje oczy nadal pozostawały zamknięte. Splotłam dłonie i wyciągnęłam ręce za siebie, rozciągając się. Po chwili postanowiłam zwlec się z łóżka. Powoli otworzyłam oczy. Zamrugałam szybko, chcąc przyzwyczaić się do jasnego światła. Kiedy już mogłam normalnie patrzeć, podniosłam się do pozycji siedzącej. Westchnęłam, widząc, że nadal jestem w ubraniach, które miałam na "treningu". Wstałam i od razu skierowałam się do szafy. Przydałoby się przebrać. Po chwili zastanowienia zdecydowałam się na czarną koszulkę z krótkim rękawkiem, jeansy i czarną, skórzaną kurtkę. Zgarnęłam ciuchy i poszłam z nimi do łazienki. Szybko przebrałam się, a ubrania z treningu wrzuciłam do kosza na pranie. No cóż. Nie miałam zamiar na drugi dzień chodzić czymś przepoconym. Następnie stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie. Trzeba by coś ze sobą zrobić. Na początku nałożyłam makijaż. Wyglądał on w miarę naturalnie. Znaczy się, nie licząc tego, że jak zwykle miałam usta pomalowane fioletową szminką. Potem zabrałam się za fryzurę. Stwierdziłam, że od czasu do czasu mogę wyglądać inaczej. Zatem, zamiast zostawić rozpuszczone włosy, zaplotłam z nich dwa warkocze, które to przerzuciłam do przodu. Wyszłam z łazienki i dopiero teraz spojrzałam na zegarek. Była godzina dziewiąta czterdzieści dwa. Czyli zdążyłam już przegapić śniadanie... Westchnęłam. Przydałoby się wybrać na miasto coś zjeść. Dobra. Jedziemy. Założyłam okulary oraz czarne vansy. Zgarnęłam torebkę, do której wrzuciłam telefon, słuchawki, portfel i chusteczki, a do rąk wzięłam klucze. Wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Klucze schowałam do torebki i ruszyłam przed siebie. Po chwili znalazłam się na parkingu, gdzie znajdował się mój samochód. Wsiadłam do niego i odpaliłam silnik. Ruszyłam w stronę miasta.
*Jakiś czas później. W mieście*
Zatrzymałam się pod jedną z miejscowych kawiarni. Zgasiłam silnik i wysiadłam z auta. Zamknęłam je na przycisk przy kluczyku i skierowałam się do budynku. Popchnęłam drzwi. Te otworzyły się z dźwiękiem dzwoneczka, który wisiał przy nich. Rozejrzałam się wokół. Było tu całkiem przytulnie. Ludzi niewiele. Spojrzałam na ladę. Stała przy niej jakaś blondynka. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Westchnęłam i podeszłam tam. Zamówiłam latte macchiato na wynos. Po chwili miałam ją w ręce. Wyszłam z kawiarni. Następnie skierowałam się do sklepu, który znajdował się po drugiej stronie ulicy z nadzieją, że znajdę tam jakąś kanapkę. Kiedy znalazłam się w środku, od razu zaczęłam przeszukiwać półki. Po chwili znalazłam odpowiedni dział. Wybrałam ciemną bułkę z serem. Poszłam z nią do kasy. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. Nie mając zbytnio ochoty wracać do samochodu, podeszłam do prowizorycznych barierek, znajdujących się przy kawiarni. Usiadłam na nich i zaczęłam spożywać moje prowizoryczne śniadanie. Kiedy skończyłam jeść kanapkę, a mej kawy zostało mniej więcej połowa, rozejrzałam się wokół. Ulica. Sklepy. Samochody. William. Znowu ulica. Kolejne auta. Chwila! William? Mój wzrok od razu skierował się w stronę chłopaka. Szedł chodnikiem z jakimś workiem w ręce. Ciekawe co to było... Jednak z takiej odległości nie potrafiłam stwierdzić, co mogło się w nim znajdować. Nagle przed Willa wybiegło małe dziecko z soczkiem w kartoniku w ręce. Rozglądało się energicznie na boki.
- Mamo? - usłyszałam dziecięcy głosik.
Wtem maluch gwałtownie się odwrócił i chciał pobiec dalej, ale natrafił na małą przeszkodę. No może nie aż taką małą... Mianowicie. Maluch wpadł na Williama przy okazji wylewając soczek na chłopaka. Widziałam na twarzy Will'a mieszankę zaskoczenia i dezorientacji. Zaśmiałam się głośno na ten widok. Chyba dopiero teraz Will zauważył mnie. Szybkim krokiem podszedł do mnie.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał, mrużąc lekko oczy.
- Hm... Pomyślmy... Z ciebie - powiedziałam, nadal się śmiejąc.
- Jak możesz - od razu odpowiedział Will. Jego oczy nadal były przymrużone.
Nagle moją uwagę zwrócił płacz. Ignorując Williama rozejrzałam się wokół. Po chwili zauważyłam tamtego malucha. Siedział na ziemi w miejscu gdzie zderzył się z chłopakiem. W jego rączce spoczywał pusty kartonik, a z oczu płynęły łzy. Z ust wydobywało się ciche łkanie. Szybko wyrzuciłam opakowanie po kawie i zeskoczyłam z barierek. Podeszłam do dziecka i przykucnęłam przy nim.
- Co się stało? - zapytałam opiekuńczo.
- Ch-chce do ma-mamy - wypłakał chłopczyk.
- Nie płacz. Zaraz ją znajdziemy - powiedziałam i przytuliłam malucha.
Ten wtulił się we mnie nadal płacząc. Westchnęłam i podniosłam chłopczyka. Z dzieckiem na rękach zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu jego rodzicielki. Niestety jak na złość nie widziałam nikogo na ulicy.
- Gdzie ostatnio widziałeś mamę? - zapytałam malucha.
- N-nie w-wiem... Chcę d-do mamy - płakała dalej.
Westchnęłam i podeszłam z nim do Will'a. Chłopak dziwnie się na mnie patrzył.
- Co się tak patrzysz? - zapytałam, przesuwając uspokajająco dłonią po plecach dziecka.
- Co ty tak właściwie robisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Yy... Próbuję pomóc temu dziecku. Przecież nie zostawię go na pastwę losu - powiedziałam jakby to było oczywiste i lekko potrząsnęłam głową.
Chłopak już nic nie powiedział.
- Mama! - usłyszałam nagle krzyk dziecka.
Szybko zwróciłam na nie całą swoją uwagę. Maluch wyciągał rączki gdzieś za mnie. Od razu odwróciłam się. W oczy rzuciła mi się pewna kobieta. Widziałam jak nerwowo rozgląda się wokół i próbuje zaczepiać przechodniów. Niepewna podeszłam do niej.
- Przepraszam. Czy to może pani syn? - zapytałam.
Kobieta od razu spojrzała w moją stronę.
- O boże... Tak... Dziękuję, że znalazłaś go - powiedziała z wyraźną ulgą.
- Nie ma za co. Zresztą można powiedzieć, że sam do mnie przyszedł.
Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy. Potem wróciłam do chłopaka. Jednak nie siedzieliśmy długo razem. Każdy z nas rozszedł się w swoją stronę.
*Pora kolacji*
Szłam powoli korytarzem w stronę stołówki. Było już po dziewiętnastej czyli pora kolacji. Tym razem postanowiłam się pojawić na posiłku. Moją głowę zaprzątały najróżniejsze myśli. Nagle zamyślona wpadłam na kogoś. Szybko odsunęłam się i spojrzałam na tą osobę. Musiałam lekko podnieść głowę. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przede mną stał Tiago. Mój starszy brat. Bez zastanowienia przytuliłam go. Ten odwzajemnił uścisk i zaśmiał się. Po chwili odsunęłam się.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam od razu.
- A no przyjechałem sobie - uśmiechnął się zadziornie.
Spiorunowałam go jedynie wzrokiem.
- No ale taka prawda. Stwierdziliśmy, że też tutaj przyjedziemy się uczyć - wzruszył ramionami.
- Okej... Ale chwila... Czekaj... Stwierdziliśmy? - zapytałam niepewnie.
- Em... No bo... Nie przyjechałem tu sam? - Tiago nerwowo przesuwał ręką po karku. - William... Znaczy się Harry też się zdecydował.
Miałam wrażenie, że moje oczy od razu się zaświeciły. Mój mały braciszek też tutaj był. Uśmiechnęłam się. Niech ja tylko skończę kolację. Od razu pójdę go odszukać. W sumie to przy okazji dorwę Ti i obu spiorę tyłki za to, że nawet mi się nie przyznali do swego przyjazdu tutaj.
- Idziesz ze mną na stołówkę? - zapytałam po chwili brata.
- Okej - powiedział jedynie.
Ruszyliśmy w kierunku wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Po chwili dotarliśmy na miejsce. Przez drzwi przepychało się mnóstwo osób. Westchnęłam i pokręciłam głową niedowierzająco. Przecież jedzenie im nie ucieknie. 
Weszliśmy do środka. Rozejrzałam się wokół. Mój wzrok momentalnie zatrzymał się na znajomej sylwetce. Harry. Siedział odwrócony tyłem, lekko zgarbiony, a twarz miał ukrytą w rękach. Wręcz zapiszczałam i szybkim krokiem podeszłam do braciszka. Widziałam jak kuli się bardziej. Ignorując ten odruch ciasno oplotłam ramionami ciało chłopaka.
- Co ty robisz? - dopiero teraz zauważyłam siedzącego obok chłopaka.
- Witam się z braciszkiem! - mimo wszystko powiedziałam podekscytowana i pocałowałam Hazze w czoło.
- Nie mówiłeś, że masz taką ładną siostrę - powiedział z uśmiechem kolega mego brata..
Spojrzałam na niego, a ten puścił mi oczko. Trochę się speszyłam i po chwili przestałam tulić Harry'ego.
- Quinlan - przedstawiłam się, rzucając krótki uśmiech chłopakowi.
- Thomas - mruknął.
Po chwili do stolika podszedł Tiago. Poczochrał Harry'ego po głowie i przywitał się.
- Cześć braciszku - po chwili dodał. - Jak ma na imię twój przyjaciel?
- Thomas - przedstawił się chłopak.
Wtem chwycił on za telefon i wstał od stolika. Pokiwał głową i poszedł najprawdopodobniej po jedzenie. Wtedy dostaliśmy swoje pięć minut.
- Kim on jest? Jak długo się znacie? To twój znajomy, przyjaciel czy może ktoś więcej? Poznałeś go tutaj czy może już wcześniej? Nie powinieneś plątać się w związki w tym wieku. Czy to na pewno odpowiednie towarzystwo dla ciebie? Kim są jego rodzice? - wypytywaliśmy na zmianę z Tiago.
- S-stop. P-przestańcie - powiedział Harry z poważną minę.
- Odpowiedz. My się tylko o ciebie troszczymy Hazza - odpowiedziałam i ponownie pocałowałam go w głowę.
- Nie p-potrzebuję n-niańki. J-jestem już p-pełnoletni - mruknął obrażony.
- Ależ wiemy to. Po prostu martwimy się o naszego małego braciszka - powiedziałam.
- Z-zostawcie mnie - powiedział nieco głośniej.
Wtem wrócił ten jego kolega. Thomas jeżeli dobrze pamiętam. Usiadł na swoim miejscu i spojrzał po naszych twarzach.
- A wy nie jesteście głodni? - zapytał.
- Właśnie. N-nie jesteście g-głodni? - zapytał Hazza.
- Ależ oczywiście. Właśnie idziemy po jedzenie. A ty z nami - powiedzieliśmy równocześnie z Tiago.
Wzięliśmy Harry'ego za ręce i zaprowadziliśmy go do kolejki. Po chwili odebraliśmy nasze posiłki. Na początku szliśmy razem. Jednak zaraz zauważyłam jak William  macha do mnie. Uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam Tiago, że pójdziemy tam aby dłużej nie męczyć młodszego. Ruszyliśmy w tamtym kierunku. Kiedy dotarliśmy usiedliśmy przy stoliku.
- Will to Tiago. Mój starszy brat. Tiago to Will. Mój... przyjaciel - przedstawiłam ich sobie, chociaż końcówki byłam niepewna.
Posiłek minął nam w bardzo przyjemnej atmosferze.
*Jakiś czas później. Pokój Harry'ego*
Wraz z Tiago czekaliśmy w pokoju naszego młodszego braciszka. Tak łatwo nie mogliśmy odpuścić.
- N-nie możecie z-zostawić mnie w-w końcu w spokoju - westchnął Hazza patrząc na nas błagalnie.
- Nie. Jesteś naszym małym braciszkiem i musimy się tobą opiekować - powiedziałam i uśmiechnęłam się słodko.
- J-jestem p-pełnoletni. M-mam prawo r-robić co chcę. P-przestańcie mnie w-wiecznie pilnować - odpowiedział i założył ręce na piersi.
- Nie ma nawet takiej mowy. Dopóki mamy tylko taką możliwość będziemy się tobą zawsze opiekować - powiedziałam poważnie.
- Z-zostawcie m-mnie. T-to, że się j-jąkam i m-mam zaburzenia l-lękowe n-nie oznacza, że m-macie m-mnie t-traktować jak j-jakiegoś n-niepełnosprawnego - mówił zdenerwowany, a w jego oczach stanęły łzy.
- Ale Hazza. My cię tak nie traktujemy - zaczęłam swoją wypowiedzieć.
Jednak szybko mi przerwano.
- N-nie kłam! O-od z-zawsze traktowaliście m-mnie jak ko-kogoś g-gorszego! J-jak kogoś k-kto nie p-potrafi s-sam n-nic zrobić! J-jestem t-taki sam j-jak wszyscy! N-nie róbcie z-ze m-mnie kaleki! - wykrzyczał, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
- Ale Harry... - odezwał się w końcu Tiago.
- C-co Harry?! C-co Harry?! O-odczepcie s-się w k-końcu ode m-mnie! - krzyknął i szybko odwrócił się na pięcie.
Hazza wybiegł z pokoju. Przez pierwszą chwilę byliśmy całkiem zdezorientowani. Jednak zaraz wybiegliśmy za chłopakiem. Musieliśmy go odnaleźć. Po jakimś czasie wyszliśmy na zewnątrz. Rozglądaliśmy się wokół. Zauważyłam Thomasa. Podeszłam do niego z zamiarem zapytania o brata.
- Widziałeś gdzieś może Harry'ego? Bo wybiegł gdzieś i nie możemy go z Tiago znaleźć... - odezwałam się.
Na twarzy chłopaka pojawił się psychopatyczny uśmiech, a po chwili zaczął mówić.
- A może to, że "zniknął" - użył tu cudzysłowiu manualnego. - to wcale nie jest przypadek? Może chowa się przed wami? - powiedział, a uśmiech nie znikał mu z twarzy.
- To nie twoja sprawa - warknęłam - to wiesz gdzie on jest czy nie? - spytałam już bardziej stanowczo.
- Nie - odpowiedział i uniósł lekko brew.
Tupnęłam nogą oburzona, odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Boże... Jak ten chłopak mnie wkurzał. Po chwili stałam przy Tiago.
- Coś wątpię w to, że go znajdziemy. Wracajmy - powiedział mój starszy brat.
Westchnęłam, ale kiwnęła  głową zgadzając się. Każdy z nas ruszył do swojego pokoju. Będąc już przed drzwiami zorientowałam się, że coś jest nie tak. Chciałam pukać, ale po co to robić w swoim pokoju? Zaraz zauważyłam, że był to pokój Willa. Westchnęłam, ale w końcu zapukałam. Drzwi otworzyły się niemalże natychmiast.
- Quinlan? - powiedział zaskoczony chłopak i dodał. - Co tutaj robisz?
Wzruszyłam ramionami i zrobiłam zbolałą minę.
- Co się stało? - zapytał Will.
- Mój ukochany, młodszy braciszek ma mnie dość. Do tego stopnia, że uciekł i najprawdopodobniej chowa się przede mną - powiedziałam i wydęłam wargę.
- Ej. Nie martw się. Będzie okej - powiedział chłopak i odgarnął mi włosy.
- Ech... Niech ci będzie. Ale niech tylko się okaże, że nie będzie dobrze to będziesz miał przechlapane - powiedziałam z poważną miną.
Ten jedynie pokręcił głową i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Weszłam niepewnie i rozejrzałam się wokół. Mój wzrok stanął na kanapie. Podeszłam do niej i opadłam na nią. Po chwili Will także tu przyszedł. Położył się wzdłuż kanapy, a głowę dał na moje kolana. Po chwili sama z siebie zaczęłam opowiadać. Mówiłam o wszystkim co się zdarzyło. O obu konfrontacjach z Harry'm.
- Czyli można powiedzieć, że zachowywałaś się jak mama swego brata - powiedział Will i uniósł lekko głowę.
Zaśmiał się opadając. Zirytowana po prostu zrzuciłam go z siebie. Chłopak z hukiem opadł na podłogę.
- Za karę masz mnie jutro zabrać do kina i na lody. I nie wymiguj się, że jest zima. Chcę lody - powiedziałam mrużąc oczy i robiąc obrażoną minę.

Will? 
Mam nadzieję, że to 3115 słów zrekompensuje ci przynajmniej po części długi czas czekania na opo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz