sobota, 11 lutego 2017

Od Sherie Do Xianmei

Właśnie skończyłam zajęcia. 
Gdy tylko weszłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko, chwyciłam telefon i żelki, po czym włączyłam YouTube.
Ah, słodki czas wolny.
Przez jakiś czas oglądałam głupoty, ale w końcu nuda dała mi się we znaki. Gdy tylko zjadłam wszystkie żelki chwyciłam kurtkę i buty, założyłam je, zamknęłam drzwi na klucz i z torbą na ramieniu wybrałam się na spacer. Było już ciemno, choć dopiero dochodziła siedemnasta. Ruszyłam przed siebie, na spotkanie przygodzie! Uważniej niż zwykle patrzyłam pod nogi, ale i tak stanęłam stopą tam, gdzie nie powinnam i mój tyłek zaliczył spotkanie z glebą.
Wybuchnęłam śmiechem i natychmiast wielki uśmiech rozpromienił mi twarz.
Cała zaczerwieniona z radości wstałam z oblodzonej ziemi, otrzepując się.
— Zarobiłam minimum dwa siniaki — wyszeptałam do siebie.
Zeszłam z drogi na pobocze, gdzie pełno było śniegu. Teraz przynajmniej się nie przewrócę, chociaż znając moje szczęście...
— Hej! — usłyszałam za sobą. Odwróciłam się, a tam stała dziewczyna trzymająca coś w ręce.
Czy to Teddie Eddie?
— Zgubiłaś to — podała mi przytulankę.
— Dzięki, kochana jesteś — przytuliłam do siebie misia, poprawiając skarpetkę na jego głowie. — Jestem Sherie.

Xianmei?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz