sobota, 11 lutego 2017

Od Pain Cd Theo

Kolejne łzy staczały się po moich policzkach, lądując na miękkim siedzeniu autobusu.
Dlaczego on mi to zrobił? Tak z dnia na dzień przestał mnie kochać. stwierdzając, że to bez sensu?
A najgorsze w tym wszystkim było to, że ja nadal go kochałam. Chciałam, żeby zadzwonił do mnie i powiedział, że wciąż mu na mnie zależy. I, że przeprasza.
Byłabym gotowa od zaraz mu wybaczyć, byleby tylko był przy mnie.
Otworzyłam się przed nim, opowiedziałam mu WSZYSTKO.
Obiecał, że zaczeka.
Kłamca. Cholerny, pieprzony kłamca.
Zalana strumieniami łez oparłam głowę o zimną szybę, zamykając oczy. Czemu to musiało spotkać akurat mnie? Ile jeszcze razy muszę zostać zraniona by zrozumieć, że ludziom nie można ufać?
Jeszcze przepraszał, zapewniał, że znajdę sobie kogoś lepszego...
ale ja chciałam jego. 
I nic już nie mogłam zrobić.
Czułam się tak cholernie bezradna i bezużyteczna, aż w końcu moje myśli zaczęły chodzić po najgorszych drogach. Miałam ochotę zasnąć i już nigdy się nie obudzić, a Luke miałby wyrzuty sumienia aż do grobowej deski.
Założyłam słuchawki i puściłam jedną z najsmutniejszych piosenek znajdujących się na mojej playliście. Łzy lały się strumieniami, a obcy mi ludzie znajdujący się wokoło przyglądali mi się z zainteresowaniem jak i współczuciem.
To był najgorszy dzień w moim życiu.

*   *   *

Wysiadając z autobusu wcisnęłam na głowę kaptur, by ukryć mokrą od łez twarz. Na moje dłonie opadło kilka kropel deszczu i podejrzewałam, że zaraz lunie.
Szybkim krokiem ruszyłam przez dziedziniec, zatrzymując się przed akademikiem. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka, następnie wbiegłam na górę po schodach i zaszyłam się w swoim pokoju.
Na co bym nie spojrzała, kojarzyło mi się z Luke'em.
Wtedy przypomniałam sobie o istnieniu czegoś, o czym ten nie miał bladego pojęcia.
Zerwałam się z łóżka i otworzyłam ogromną szafę znajdującą się w najdalszym kącie pomieszczenia. Pociągnęłam za podwójne drzwi, a te otworzyły się z piskiem odsłaniając zagracenie mebla.
Zaczęłam przegrzebywać jej zawartość, aż w końcu moje dłonie zacisnęły się na znajomym mi kształcie.
Ogromny, dawno nie używany instrument nareszcie ujrzał światło dzienne. Zrzuciłam otulający go pokrowiec i obróciłam o w dłoniach.
Piękna, ciemna wiolonczela wydawała się prosić mnie, bym zagrała na niej choć dźwięk.
Zacisnęłam palce na smyczku i już po chwili w pokoju unosiła się smutna, melancholijna melodia. 
Podejrzewałam, że moi sąsiedzi musieli być z lekka zdziwieni. Bo w końcu nie na co dzień słyszy się wiolonczelę.
Zamknęłam oczy i dałam ponieść się muzyce, robiłam wszystko, by choć na chwilę zapomnieć o towarzyszącym mi bólu.

*   *   *

Gdy skończyłam grę, było już popołudnie. Przebrałam się w bryczesy, następnie pomknęłam do stajni tak szybko, jak tylko się dało, byleby nikt nie zapytał mnie dlaczego płakałam. 
Wtedy całkowicie bym pękła.
Weszłam do boksu Another, wyprowadziłam ją i przypięłam w przejściu. Rytmicznymi, podłużnymi ruchami czyściłam sierść na jej grzbiecie, aż nagle przerwał mi czyjś głos.
Dla pewności poprawiłam kaptur znajdujący się na mojej głowie.

Theo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz