piątek, 24 lutego 2017

Od Charlotte do Nialla

Złapałam poduszkę, tuląc ją do siebie i z lekkim zaskoczeniem spojrzałam na Nialla. Słysząc jego pytanie, miałam ochotę od razu odmówić. Zdecydowałam się jednak udać, że przez chwilę zastanawiam się nad jego propozycją.
- Nie, dziękuję - odłożywszy część pościeli, odciągnęłam Jeffreya od swoich kapci. Ostatnią zapasową parę przerobił na konfetti dwa dni temu, dlatego oprócz tych papuci nie miałam żadnych innych. Bez nich byłabym skazana na chodzenie boso. Podniesienie szczenięcia nie okazało się najlepszym pomysłem, bowiem zaczął on z zaskakującą pasją chwytać swoimi kiełkami moje palce. Ostre jak brzytwa ząbki wbijały się się w skórę mojej dłoni, na co syknęłam z bólu. 
- Dlaczego? - blondyn udał zdruzgotanego moją negatywną odpowiedzią.
Obróciłam małego owczarka tak, by ten był skierowany przodem do mojej twarzy i pocałowałam jego śliczny, czarny jak węgielek nosek. Następnie odłożyłam Jeffrey'a do legowiska, położonego z daleka od moich butów.
- Za tego snapa - fuknęłam, rozsiadając się na swoim łóżku. W przeciwieństwie do każdego wieczoru, dziś nie czułam zmęczenia. Spowodowane było to najpewniej tym, że nie zdążyłam dziś porządnie pobiegać. Sam trening nigdy mi nie wystarczał.
- Charlieee - jęknął, przeciągając ostatnią literę w moim imieniu.
Dzikie densy :3
Przewróciłam oczami, wzdychając przy tym ciężko.
- Jesteś okropny, wiesz? - poddałam się widząc jego błagalne spojrzenie. Blondyn widząc, że zmiękłam, odtańczył dziwną odmianę tańca zwycięstwa, a następnie z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy, wyciągnął ku mnie ręce.
- Niech no cię utulam - mruknął, a następnie parsknął śmiechem na widok mojej niezbyt radosnej miny. Czasami zastanawiałam się ile radości mieści się w tym człowieku. On dosłownie promieniował pozytywną energią. Na moje szczęście, a może nieszczęście, nie była ona radioaktywna.
Z lekkim ociąganiem zbliżyłam się do blondyna, pozwalając się objąć, a kiedy mnie przytulił, niepewnie odwzajemniłam uścisk. Tym razem pozwoliłam na dłuższego tulasa, odsuwając się dopiero, gdy poczułam, że się spinam. Mimo że mój strach w kwestii dotyku innego człowieka znacznie się zmniejszył, nadal nie przepadałam za zbytecznymi czułościami.
- To teraz do łóżeczka - machnął dłońmi, naśladując gest zaganiania niesfornego dziecka do snu.
Parsknęłam donośnie, a Niall spojrzał na mnie, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, że to zrobię.
- Jeśli chcesz, idź spać. Ja nie jestem zmęczona - klapnąwszy na łóżko, skrzyżowałam nogi, siadając po turecku.
W tej samej chwili jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a w jasnych oczach zamigotały wesołe iskierki. Boże, nie.
- Skoro nie chce nam się spać, wybierzmy się na walentynkową imprezę! - zawołał, jakby właśnie odkrył skład leku na raka albo dowiedział się o niesamowitym fakcie z życia Juliusza Cezara.
Mogłam się tego spodziewać, kolejny niesamowity pomysł autorstwa Nialla Horana.
Uniosłam brew.
- Nie. Nie będę z tobą nigdzie jeździć - od razu zaprzeczyłam.
Tym razem to Irlandczyk przewrócił oczyma.
- Czy "nie" jest jedynym słowem, które znasz?
- Nie. Znaczy może. Nie wiem. Ugh, tak - zająknęłam się kilkakrotnie, po czym westchnęłam z niezadowoleniem, mrucząc pod nosem kilka niezbyt pochlebnych słów pod adresem blondyna.
- Nie bądź taka - chłopak się nie poddawał. - Ostatnio było fajnie, czemu teraz miałoby tak nie być?
To na chwilę zamknęło mi usta. Zmarszczyłam czoło, gorączkowo poszukując w miarę sensownej i logicznej odpowiedzi na jego pytanie.
- Mam cię serdecznie dość - nadęłam policzki, naśladując naburmuszonego siedmiolatka.
- Czy to znaczy "tak"? - zamrugał kilkakrotnie, a jego wyraz twarzy z radości, szybko zmienił się w pozorną niewinność.
- Ostatni raz - mruknęłam z wyraźnym naciskiem na pierwsze słowo. Spojrzałam na swoje ubrania, zastanawiając się czy będę musiała je zmienić, ale na szczęście wcisnęłam się w swój nowy, czarny sweter i wygodne jeansy. - Zaznaczam, nie zamierzam się przebierać.
- Czyli możemy od razu jechać?
Zgarnęłam ze stolika swoją czarną torebkę i pożegnawszy się z Jeffreyem, stanęłam przy Niallu.
- Tak, możemy.
~~*~~
Po jakże ciekawej i nieszablonowej podróży z Horanem, w końcu znaleźliśmy się w jakimś klubie. Nie byłam zaskoczona tym, że było tam sporo osób. Ludzie dzielili się tutaj na dwie podstawowe grupy. Singli, opłakujących istnienie tak głupiego święta jak Walentynki oraz tych posiadających swoje drugie połówki, celebrujących to wydarzenie w najlepszy możliwy sposób.
Ja niemal od razu skierowałam się w stronę baru, gdzie nim Niall zdążył mnie uprzedzić i zaproponować opłacenie napoju, zamówiłam sobie sok. Od alkoholu stroniłam, chociaż nigdy nie dostałam na niego zakazu, zwyczajnie mnie nie ciągnął. Co prawda, od czasu do czasu mogłam napić się piwa, ale musiałoby być smakowe. Muzyka grała okropnie głośno, a bit był przy tym bardzo wyraźny. Poza kilkoma kawałkami, nie rozróżniałam melodii, dlatego zamiast szukać w piosenkach jakiegoś sensu, wbiłam wzrok w komórkę. Chociaż obiecałam sobie, że będę miała blondyna na oku, gdy zadzwonił do mnie brat, wyszłam na zewnątrz, by porozmawiać z nim bez zbędnego krzyczenia.
- Halo? Hayden? - oparłam się o betonową ścianę pobliskiego budynku, przykładając telefon do ucha.
- Jestem, jestem - usłyszałam po drugiej stronie jego głos, przez chwilę zagłuszony radosnym okrzykiem. - Ciszej idioci, gadam z Charles.
Wtedy krzyki stały się jeszcze głośniejsze, a z hałasu udało mi się usłyszeć coś w stylu "pozdrów ją".
- Chciałeś coś? - uśmiechnęłam się, słysząc jak klnie na przyjaciół.
- Ee, tak. Właśnie. Wesołych walentynek i w ogóle.
- Dzięki? - mruknęłam, doskonale wiedząc, że do czegoś zmierza.
- Ten blondyn z twojego snapa, kto to jest? Nie narzuca ci się?
Okej, wiedziałam. Parsknęłam krótkim, urywanym śmiechem.
- Jeśli mam być szczera, narzucać się to zbyt delikatnie powiedziane. Ale Niall jest jedną z niewielu osób, która ze mną gada - odpowiedziałam szczerze. Wiedziałam, że tym uspokoję starszego brata, którego nadopiekuńczość dała o sobie znać.
- To dobrze - usłyszałam, że odetchnął z ulgą. - Odezwę się później.
- Okay, ucałuj ode mnie rodziców - pożegnałam się, po czym zakończyłam połączenie.
Niechętnie wróciłam do zatłoczonego klubu, gdzie ku mojemu zaskoczeniu, ludzi było jeszcze więcej. Ledwo udało mi się przecisnąć przez tłumek, a z każdym krokiem czułam, że coraz bardziej brakuje mi oddechu. Serce łomotało mi w piersi, a ja poczułam nagle silną potrzebę znalezienia się jak najdalej od tych osób. To zaskakujące jak nagle pojawiają się stany lękowe, w najmniej spodziewanym momencie.
 Zaczęłam rozglądać się nerwowo dookoła w poszukiwaniu postaci Nialla, chciałam stąd jak najszybciej wyjść. W półmroku trudno było cokolwiek dostrzec, a to jeszcze zaczęło bardziej mnie stresować.
W pewnej chwili zauważyłam, że część gości lokalu stłoczyła się w jednym miejscu, tworząc coś w rodzaju okręgu. Po przedarciu się przez mur ludzi, stanęłam jak wryta. Widok wstawionego już nieźle Nialla był tak zaskakujący, że dopiero po chwili zmierzyłam wzrokiem jego przeciwnika. Wysoki, muskularny brunet o bardzo wyraźnych rysach z pewnością nie należał do najprzystojniejszych osobników ludzkiego gatunku. Ubrany był jak typowy dresiarz.
Podobno wdzieranie się między walczących nie jest najlepszym pomysłem i zazwyczaj kończy się dodatkowymi obrażeniami, ale moja potrzeba wyjścia z klubu była tak wielka, że niewiele myśląc, stanęłam pomiędzy jasno i ciemnowłosym. Mało brakowało, a oberwałabym w policzek.
- Przestańcie do jasnej cholery! - zebrawszy się na odwagę, krzyknęłam, czym zaskoczyłam bruneta.
Rozłożyłam szeroko ramiona.
- Niech trzyma z daleka od cudzych dziewczyn - warknął tamten, ale widocznie się uspokoił. Odszedł po chwili, łapiąc za rękę wysoką, smukłą blondynkę. Jednak tłumek stał jeszcze przez chwilę, odchodząc dopiero pod ostrzałem mojego wściekłego spojrzenia. Ja za to złapałam Nialla, celowo wbijając mu paznokcie w dłoń i zaprowadziłam do jednego z pustych stolików. Posadziwszy go na krześle, uniosłam jego podbródek, uważnie lustrując twarz blondyna. Nic strasznego mu się nie stało, ale z nosa sączyła się powoli krew. Kiedy dotknęłam go opuszkami palców, Irlanczyk syknął głośno.
- Przepraszam - odsunęłam się, obracając w stronę baru. - Pójdę po lód, nie ruszaj się stąd. Serio.
Jasnowłosy kiwnął lekko głową, a ja westchnęłam cicho, prosząc barmana o trochę zamarzniętej wody w kostkach. Wróciwszy do Nialla, podałam mu woreczek, nakazując przycisnąć go do nosa.
- Daj mi telefon, zadzwonię po kogoś, żeby po ciebie przyjechał - wyciągnęłam ku niemu rękę, na której po chwili spoczął smartfon. Od razu zabrałam się za przeszukiwanie kontaktów i kiedy znalazłam Luke'a Hemmingsa, kliknęłam zielony przycisk. Piosenkarz był jedyną osobą z paczki Nialla, którą znałam z imienia, pozostali pozostawali dla mnie tajemnicą.
- Halo? - odebrał po trzecim sygnale.
- Luke? Z tej strony Charlotte, znajoma Horana. Jeśli możesz oczywiście, przyjechałbyś po niego? Uchlał się i pobił z jakimś typem - od razu przeszłam do rzeczy, nerwowo czekając na odpowiedź. Dzięki Bogu, że przyjaciel Nialla zgodził się na zabranie Irlandczyka do stadniny, zapowiadając, że pojawi się za jakieś dziesięć minut.
Zakończywszy połączenie wróciłam do blondyna, kucając obok jego krzesła.
- Lepiej? - zapytałam, sama będąc zaskoczona troską w moim głosie. Zganiłam się w myślach.
Chłopak skinął głową, a w jego jasnych oczach dostrzegłam skruchę.
Hemmings tak jak zapowiedział, był już po kilku minutach na miejscu. Zmarszczył czoło na widok Nialla, którego nos przybrał czerwoną barwę. Nie był złamany, wtedy byłoby dużo gorzej. Po zapakowaniu poszkodowanego do samochodu, Luke obrócił się w moją stronę, mierząc mnie przez chwilę wzrokiem.
- A ty? Jak wracasz?
Przegryzłam wargę, wzruszając przy tym ramionami.
- Złapię autobus, zaraz będzie pewnie coś jechać - odruchowo spojrzałam na przystanek.
- Nie żartuj, podwiozę cię - zaproponował, a ja po chwili wahania przyjęłam pomoc. Nie uśmiechało mi się wlec autobusem przez miasto, a później do stadniny. Droga minęła nam raczej dobrze, w samochodzie niewiele się odzywałam. Ciszę przerywało czasami mruczenie niezadowolonego Nialla.

Niall?
Taki troszku tasiemiec ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz