poniedziałek, 5 grudnia 2016

Od Maxa CD Samanthy


Po skończonym wspólnie posiłku rozdzieliliśmy się. Upewniłem się o której godzinie mam się zjawić pod drzwiami dziewczyny i pożegnaliśmy się. Sammy poszła do swojego pokoju, a ja postanowiłem zerknąć do Newtona. Już na pastwisku szybkim spojrzeniem odszukałem mojego urwisa. Ogier zauważając moją obecność podkłusował radośnie parskając na przywitanie. Stanął przy samej barierce i wyciągnął zgrabnie szyję.
- Cześć, stary. – poklepałem go po aksamitnej szyi – Głodny? Dam ci coś dobrego
Sięgnąłem do kieszeni bluzy i wygrzebałem z niej ostatnie dwie na wpół rozsypane kostki cukru. Kurczę, znów o nich zapomniałem. Podsunąłem je gniadoszowi na otwartej dłoni, a ten zjadł je ze smakiem. Następnie wywróciłem kieszeń na drugą stronę i wysypałem jej zawartość na trawę.

Godzinkę później…

Siedziałem w swoim pokoju umierając z nudów. Hm, co by tutaj porobić… Wodziłem wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia kiedy nagle zatrzymał się na pokrowcu na łuk. Dostałem nagłego przypływu chęci postrzelania sobie. Zerwałem się z miejsca, złapałem kołczan, pokrowiec oraz zwinięte w trąbkę papierowe tarcze i szybkim krokiem wybyłem z pomieszczenia.  Zamknąłem drzwi na klucz, który schowałem do kieszeni. Założyłem słuchawki na uszy podłączając je do telefonu. Zasłuchany w dźwięk elektrycznych gitar i wokalu jednego z moich ulubionych zespołów postanowiłem przebiec się do lasu.
Już na miejscu, przypiąłem tarcze do trzech drzew stojących w różnych odległościach i oddaliłem się od nich około dziesięć metrów do tyłu. Zmontowałem pośpiesznie łuk, który składał się z trzech elementów łączonych dwiema śrubami i oczywiście cięciwy. Upewniłem się czy naciąg nie jest ani za silny ani za słaby, tym samym sprawdzając stan cięciwy i płynnym ruchem wydobyłem jedną ze strzał z kołczanu. Grot wykonany był z aluminium, a rurka z lekkiego i wytrzymałego materiału zwanego karbonem. Założyłem nasadkę na cięciwę pamiętając o wysuniętej w przód lewej nodze. Lewą rękę, która trzymała łuk utrzymywałem na wysokości mojego barku (prosta w łokciu!) i trzema palcami prawej dłoni naciągnąłem cięciwę aż do brody. Odmierzyłem. Raz, dwa, teraz! Wypuściłem strzałę, która z ogromną prędkością pomknęła w stronę pierwszej tarczy. Z głuchym łoskotem uderzyła w czerwone pole o włos od żółtego środka. Wyciągnąłem następną strzałę…

Wieczorem…

Zabrałem książki potrzebne do nauki matematyki i punktualnie o godzinie 17.30 stanąłem pod drzwiami Samanthy. Wstrzymałem oddech i zapukałem trzy razy. Usłyszałem jak podbiega delikatnie, na palcach i otwiera energicznie drzwi. Sammy gestem zaprosiła mnie do środka uśmiechając się promiennie. Wchodząc za próg również odwdzięczyłem się jej uśmiechem. Rozejrzałem się szybko. Hm, pokoje dziewcząt były identycznie urządzone, ale w innych kolorach. Usiedliśmy na miękkim dywanie w odcieniu soczystej trawy. Czemu na dywanie? Sam nie wiem, może dlatego, że było więcej miejsca.
- Dobra, którego działu nie rozumiesz? – rzekła wyczekująco, wyciągając mi książkę z rąk.
- Ee… - zastanowiłem się chwilkę – Nie ogarniam wzorów skróconego mnożenia.
- O, to jest akurat proste. – stwierdziła znajdując odpowiednią stronę
- Proste? – parsknąłem ciesząc się w duchu, że może to w końcu zrozumiem raz a porządnie
- No tak, spójrz – Sam wskazała na jeden ze wzorów – Jeżeli tutaj masz dwa nawiasy z tym samym w środku, to musisz pomnożyć każdy przez każdy, tak?
Pokiwałem głową marszcząc brwi i skupiając się tak mocno jak tylko potrafiłem.  
(a - b)(a + b)
- Mhm – mruknąłem – Czyli można to krócej zapisać a2 – b2?
- Tak! O to chodzi! – Sammy rozpromieniła się widząc, że jej nauka daje jakieś skutki

Później…

Samantha wytłumaczyła mi całe wzory skróconego mnożenia. Zrobiłem kilka zadań zadowolony i dumny z siebie, że to potrafię.
- Wiesz, matma wcale nie jest taka zła – zwróciłem się do Sam siadając wygodniej nieco bardziej się zbliżając – Zwłaszcza jak się ma taką wspaniałą nauczycielkę jak ty.

Sammy? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz