Po skończonym wspólnie posiłku rozdzieliliśmy się. Upewniłem się o której godzinie mam się zjawić pod drzwiami dziewczyny i pożegnaliśmy się. Sammy poszła do swojego pokoju, a ja postanowiłem zerknąć do Newtona. Już na pastwisku szybkim spojrzeniem odszukałem mojego urwisa. Ogier zauważając moją obecność podkłusował radośnie parskając na przywitanie. Stanął przy samej barierce i wyciągnął zgrabnie szyję.
- Cześć, stary. – poklepałem go po aksamitnej szyi – Głodny?
Dam ci coś dobrego
Sięgnąłem do kieszeni bluzy i wygrzebałem z niej ostatnie
dwie na wpół rozsypane kostki cukru. Kurczę, znów o nich zapomniałem.
Podsunąłem je gniadoszowi na otwartej dłoni, a ten zjadł je ze smakiem.
Następnie wywróciłem kieszeń na drugą stronę i wysypałem jej zawartość na
trawę.
Godzinkę później…
Siedziałem w swoim pokoju umierając z nudów. Hm, co by tutaj
porobić… Wodziłem wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia
kiedy nagle zatrzymał się na pokrowcu na łuk. Dostałem nagłego przypływu chęci
postrzelania sobie. Zerwałem się z miejsca, złapałem kołczan, pokrowiec oraz
zwinięte w trąbkę papierowe tarcze i szybkim krokiem wybyłem z pomieszczenia. Zamknąłem drzwi na klucz, który schowałem do
kieszeni. Założyłem słuchawki na uszy podłączając je do telefonu. Zasłuchany w
dźwięk elektrycznych gitar i wokalu jednego z moich ulubionych zespołów postanowiłem
przebiec się do lasu.
Już na miejscu, przypiąłem tarcze do trzech drzew stojących
w różnych odległościach i oddaliłem się od nich około dziesięć metrów do tyłu.
Zmontowałem pośpiesznie łuk, który składał się z trzech elementów łączonych
dwiema śrubami i oczywiście cięciwy. Upewniłem się czy naciąg nie jest ani za
silny ani za słaby, tym samym sprawdzając stan cięciwy i płynnym ruchem
wydobyłem jedną ze strzał z kołczanu. Grot wykonany był z aluminium, a rurka z
lekkiego i wytrzymałego materiału zwanego karbonem. Założyłem nasadkę na
cięciwę pamiętając o wysuniętej w przód lewej nodze. Lewą rękę, która trzymała
łuk utrzymywałem na wysokości mojego barku (prosta w łokciu!) i trzema palcami
prawej dłoni naciągnąłem cięciwę aż do brody. Odmierzyłem. Raz, dwa, teraz!
Wypuściłem strzałę, która z ogromną prędkością pomknęła w stronę pierwszej
tarczy. Z głuchym łoskotem uderzyła w czerwone pole o włos od żółtego środka.
Wyciągnąłem następną strzałę…
Wieczorem…
Zabrałem książki potrzebne do nauki matematyki i punktualnie
o godzinie 17.30 stanąłem pod drzwiami Samanthy. Wstrzymałem oddech i zapukałem
trzy razy. Usłyszałem jak podbiega delikatnie, na palcach i otwiera energicznie
drzwi. Sammy gestem zaprosiła mnie do środka uśmiechając się promiennie. Wchodząc
za próg również odwdzięczyłem się jej uśmiechem. Rozejrzałem się szybko. Hm,
pokoje dziewcząt były identycznie urządzone, ale w innych kolorach. Usiedliśmy
na miękkim dywanie w odcieniu soczystej trawy. Czemu na dywanie? Sam nie wiem,
może dlatego, że było więcej miejsca.
- Dobra, którego działu nie rozumiesz? – rzekła wyczekująco,
wyciągając mi książkę z rąk.
- Ee… - zastanowiłem się chwilkę – Nie ogarniam wzorów
skróconego mnożenia.
- O, to jest akurat proste. – stwierdziła znajdując
odpowiednią stronę
- Proste? – parsknąłem ciesząc się w duchu, że może to w
końcu zrozumiem raz a porządnie
- No tak, spójrz – Sam wskazała na jeden ze wzorów – Jeżeli tutaj
masz dwa nawiasy z tym samym w środku, to musisz pomnożyć każdy przez każdy,
tak?
Pokiwałem głową marszcząc brwi i skupiając się tak mocno jak
tylko potrafiłem.
(a - b)(a + b)
- Mhm – mruknąłem – Czyli można to krócej zapisać a2 – b2?
- Tak! O to chodzi! – Sammy rozpromieniła się widząc, że jej
nauka daje jakieś skutki
Później…
Samantha wytłumaczyła mi całe wzory skróconego mnożenia.
Zrobiłem kilka zadań zadowolony i dumny z siebie, że to potrafię.
- Wiesz, matma wcale nie jest taka zła – zwróciłem się do
Sam siadając wygodniej nieco bardziej się zbliżając – Zwłaszcza jak się ma taką
wspaniałą nauczycielkę jak ty.
Sammy? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz