Prowadziłam właśnie swój czwartkowy trening, aż na ujeżdżalnie wparowała nieznajoma mi dziewczyna. Wsiadła na konia i rozpoczęła rozgrzewkę bez słowa.
- A dzień dobry? - spytałam z udawaną irytacją.
- Dzień dobry - odpowiedziała
Kiedy skończyła rozgrzewkę, postanowiłam zaproponować jej zawody. Zgodziła się, więc z 240 cm podwyższyłam przeszkody do 245 cm. Widziałam strach w oczach jej konia, a ona nie reagowała na to. Przeskoczyłam cały rząd przeszkód bezbłednie, a nawet bez dotknięcia kopytem Księcia. Dobrze się spisał mój kochany rumak. Po mnie jechała dziewczyna, więc przyjrzałam się. Pierwsza przeszkoda - bezbłędnie, druga - stukot kopytem, trzecia, moja ulubiona - odmowa. Dziewczyna poprowadziła konia drugi raz, ale znów odmówił. Była już trochę bardzo zdenerwowana, ale jak to się mówi, do trzech razy sztuka. Poprowadziła go trzeci raz, a ten szarżem wjechał w przeszkodę i zrzucił wszystkie drążki, z czeko kilka połamał. Bałam się, że się skaleczył, więc podjechałam do niego na Księciu, ale zaczął mocniej wierzkać, aż w końcu zrzucił dziewczynę. Podbiegłam do niej zostawiając konia w spokoju. Jednak to był mój błąd. Dziewczyna siedziała na ziemi, ale Książe zdecydowanie zdenerwował się na toważysza i zaczęło się...
Harley? Brak weny... Teoretycznie było tak, jak chciałaś XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz