- Spakowałeś wszystko? Na pewno nic nie zapomniałeś? - obudził mnie gorączkowy głos siostry.
Przekręciłem się na drugi bok, żeby nie musieć na nią patrzeć i nakryłem głowę poduszką.
- Przestań! Nie masz aż tak dużo czasu! - krzyknęła.
- Która godzina? - mruknąłem zerkając na nią.
Scarlett wyjęła z kieszeni telefon.
- Dziewiąta - odpowiedziała pewnie.
Jak to dziewiąta?! Samolot mam o 11, a muszę jakoś wpakować Nemesis do przyczepy, co nie ukrywam, jest dużym wyzwaniem.
Szybko zerwałem się z łózka, próbując nie zwracać uwagi na silne zawroty głowy, powstałe przez gwałtowną zmianę pozycji i skierowałem się w strony szafy. Oczywiście natury nie oszukasz! Po zrobieniu zaledwie kilku kroków runąłem na ziemię. Scarlett zaczęła śmiać się jak małe dziecko i usiadła przy biurku.
- Jak ja mam cię puścić do Anglii? - zaśmiała się melodyjnie.
- Poradzę sobie. Z resztą, to ty mnie do tego namawiałaś - mruknąłem próbując wstać.
- Jeżeli naprawdę to kochasz.. to powinieneś się kształcić.
- Nie chcę zostawiać mamy. To chyba nie jest najlepszy czas.. - zacząłem, jednak dziewczyna szybko mi przerwała.
- Mama chce, żebyśmy byli szczęśliwi. Gdy tylko usłyszała o Morgan University widziała, że na pewno chciałbyś tam pojechać. Ja tu zostaję, jest Mia, Matthew. Nie musisz się o nic martwić, chociaż.. nie jestem zadowolona z jej ostatnich wyników.
Właśnie w tym był problem. Mama choruje już od roku, a chemia niekoniecznie jej pomaga. To znaczy rak się nie rozwija, ale również się nie leczy. Stan jest.. stabilny. Wcześniej często musieliśmy jeździć do szpitala, bo co chwila jej się pogarszało.
Przekręciłem się na drugi bok, żeby nie musieć na nią patrzeć i nakryłem głowę poduszką.
- Przestań! Nie masz aż tak dużo czasu! - krzyknęła.
- Która godzina? - mruknąłem zerkając na nią.
Scarlett wyjęła z kieszeni telefon.
- Dziewiąta - odpowiedziała pewnie.
Jak to dziewiąta?! Samolot mam o 11, a muszę jakoś wpakować Nemesis do przyczepy, co nie ukrywam, jest dużym wyzwaniem.
Szybko zerwałem się z łózka, próbując nie zwracać uwagi na silne zawroty głowy, powstałe przez gwałtowną zmianę pozycji i skierowałem się w strony szafy. Oczywiście natury nie oszukasz! Po zrobieniu zaledwie kilku kroków runąłem na ziemię. Scarlett zaczęła śmiać się jak małe dziecko i usiadła przy biurku.
- Jak ja mam cię puścić do Anglii? - zaśmiała się melodyjnie.
- Poradzę sobie. Z resztą, to ty mnie do tego namawiałaś - mruknąłem próbując wstać.
- Jeżeli naprawdę to kochasz.. to powinieneś się kształcić.
- Nie chcę zostawiać mamy. To chyba nie jest najlepszy czas.. - zacząłem, jednak dziewczyna szybko mi przerwała.
- Mama chce, żebyśmy byli szczęśliwi. Gdy tylko usłyszała o Morgan University widziała, że na pewno chciałbyś tam pojechać. Ja tu zostaję, jest Mia, Matthew. Nie musisz się o nic martwić, chociaż.. nie jestem zadowolona z jej ostatnich wyników.
Właśnie w tym był problem. Mama choruje już od roku, a chemia niekoniecznie jej pomaga. To znaczy rak się nie rozwija, ale również się nie leczy. Stan jest.. stabilny. Wcześniej często musieliśmy jeździć do szpitala, bo co chwila jej się pogarszało.
- Nie powinienem wyjeżdżać - stwierdziłem.
- Dobrze wiesz, że jeśli nie pojedziesz, mama zacznie się obwiniać. To również nie wyjdzie jej na dobre.
Wziąłem głęboki oddech. Doskonale to wiedziałem, jednak i tak było mi cholernie ciężko.
- Chodź na śniadanie. - Uśmiechnęła się.
Niepewnie kiwnąłem głową i razem zeszliśmy do kuchni.
Mama krzątała się przy kuchence i od razu rzuciła wszystko, gdy nas zobaczyła.
- Oh, mój mały chłopczyk.- Uśmiechnęła się szeroko przytulając mnie - Nie mogę uwierzyć, że już jesteś dorosły i.. i wyruszasz w świat.
Słyszałem, jak jej głos zaczyna się załamywać, w oczach pojawiają się łzy, a usta wciąż pozostają ułożone w szerokim uśmiechu.
- Mamo... jeżeli mam zosta...
- Przestań już, masz jechać. - Obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem - Córciu, zrób mi zdjęcie z moim dorosłym synkiem - zaśmiała się.
- Jasne - odpowiedziała z uśmiechem Scarlett.
Siostra wyjęła z kieszeni telefon i szybko zrobiła nam zdjęcie. W tym momencie spojrzałem na zegarek.
- Czy on wskazuje dobrą godzinę? - spytałem widząc, że jest szósta.
- Jak najbardziej - odpowiedziała mama.
- Scarlett.. - jęknąłem
* * *

Spakowałem jeszcze wszystkie rzeczy Atheny i przygotowałem dla niej klatkę.
Przebrałem się i uznałem, że najwyższy czas zająć się Nemesis. Klacz miała swoje miejsce w pobliskiej stajni, znajdującej się naprzeciwko mojego domu. Było to coś na bazie pensjonatu, jednak właścicielka nigdy nie chciała przyjmować pieniędzy za udostępnianie nam boksu. Naciągnąłem na siebie czarną bluzę i udałem prosto do mojej klaczy.
Mama krzątała się przy kuchence i od razu rzuciła wszystko, gdy nas zobaczyła.
- Oh, mój mały chłopczyk.- Uśmiechnęła się szeroko przytulając mnie - Nie mogę uwierzyć, że już jesteś dorosły i.. i wyruszasz w świat.

- Mamo... jeżeli mam zosta...
- Przestań już, masz jechać. - Obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem - Córciu, zrób mi zdjęcie z moim dorosłym synkiem - zaśmiała się.
- Jasne - odpowiedziała z uśmiechem Scarlett.
Siostra wyjęła z kieszeni telefon i szybko zrobiła nam zdjęcie. W tym momencie spojrzałem na zegarek.
- Czy on wskazuje dobrą godzinę? - spytałem widząc, że jest szósta.
- Jak najbardziej - odpowiedziała mama.
- Scarlett.. - jęknąłem
* * *

Spakowałem jeszcze wszystkie rzeczy Atheny i przygotowałem dla niej klatkę.
Przebrałem się i uznałem, że najwyższy czas zająć się Nemesis. Klacz miała swoje miejsce w pobliskiej stajni, znajdującej się naprzeciwko mojego domu. Było to coś na bazie pensjonatu, jednak właścicielka nigdy nie chciała przyjmować pieniędzy za udostępnianie nam boksu. Naciągnąłem na siebie czarną bluzę i udałem prosto do mojej klaczy.
W stajni przywitała mnie Katherine, która jest jej właścicielką.
- Nemesis jest już wyczyszczona, można ją pakować do przyczepy. - Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Dziękuję. - Odwzajemniłem uśmiech.
Podszedłem do boksu Nemesis, a klacz wystawiła z niego głowę. Wyciągnęła szyję do przodu i zależała cicho.
- Część piękna. Mam nadzieję, że jesteś gotowa na długą podróż. - Pogłaskałem ją po głowie.
Pokonanie tak długiej drogi samolotem trochę mnie przeraża, tym bardziej, że nie mam pojęcia jak klacz zareaguje na taką formę podróżowania. Przeszła już kilka badań u weterynarza, żeby mieć większą pewność jaki transport wybrać. Leciałem już kiedyś do Norwegii, jednak to coś trochę innego, bo byłem sam. Zdjąłem kantar z haczyka i założyłem go Nemesis, która na złość zadarła wysoko głowę. Przypiąłem jej uwiąz i wyprowadziłem ją z boksu.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, a klacz zobaczyła przyczepę, zaczęła się wycofywać. Wcale nie robiła tego ze strachu, po prostu nie miała ochoty na jazdę.
Pokonanie tak długiej drogi samolotem trochę mnie przeraża, tym bardziej, że nie mam pojęcia jak klacz zareaguje na taką formę podróżowania. Przeszła już kilka badań u weterynarza, żeby mieć większą pewność jaki transport wybrać. Leciałem już kiedyś do Norwegii, jednak to coś trochę innego, bo byłem sam. Zdjąłem kantar z haczyka i założyłem go Nemesis, która na złość zadarła wysoko głowę. Przypiąłem jej uwiąz i wyprowadziłem ją z boksu.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, a klacz zobaczyła przyczepę, zaczęła się wycofywać. Wcale nie robiła tego ze strachu, po prostu nie miała ochoty na jazdę.
* * *
Podróż minęła dość spokojnie, chociaż strasznie mi się dłużyła. Na lotnisko przyjechał jeden z pracowników Morgan University, żeby zabrać Nemesis. Trochę wysiłku wymagało ponowne wpakowanie jej do przyczepy, jednak poszło łatwiej, niż wcześniej.
Jechałem właśnie za pracownikiem MU i rozglądałem się co chwila obserwując padający śnieg, którego było o wiele więcej niż u nas, w Los Angeles. Athena wylegiwała się na siedzeniu obok, co jakiś czas podnosząc głowę, żeby sprawdzić, czy dojechaliśmy.
Od Londynu jechaliśmy dość spory kawałek, jednak już z daleka rozpoznałem mury akademii. Co prawda, widziałem ją tylko na zdjęciach, a na żywo robiła o wiele większe wrażenie. Kierowca z przyczepą podjechał bliżej stajni, a ja zaparkowałem przy akademiku.
Od razu zabrałem z bagażnika część sprzętu Nemesis i udałem się do niej. Athena wyskoczyła z samochodu zaraz po mnie i zaczęła szaleć w śniegu. Pracownik zaniósł ekwipunek do siodlarni, a ja wyprowadziłem klacz z przyczepy, co było o wiele prostsze niż jej wprowadzenie. Przeszliśmy się kawałek po chodniku, żeby choć trochę się rozruszała po długiej podróży. Kotka kręciła się wokół jej nóg, co o dziwo nie stanowiło dla niej problemu.
- Oh, witam - usłyszałem za sobą głos.
Odwróciłem się i dostrzegłem właścicielkę akademii.
- Dzień dobry. - Uśmiechnąłem się.
- Jestem Ruby Stewart, właścicielka, ale pewnie już to wiesz - zaśmiała się melodyjnie.
- Theo Christian.
- Wspaniale, że przyjechałeś Theo, jak minęła ci podróż?
- Trochę męcząca, ale w porządku - odpowiedziałem.
- Boks jest już przygotowany, możesz zaprowadzić klacz, a potem przyjdź do sekretariatu w akademiku. - Uśmiechnęła się.
Kiwnąłem głową i zaprowadziłem Nemesis do stajni. Znalezienie odpowiedniego boksu nie było trudne, ponieważ każdy z nich był podpisany. Klacz zaczęła gwiazdorzyć, jednak cudem udało mi się ją w porę opanować. Wprowadziłem ją do jej nowego królestwa i pogłaskałem po głowie.
- Musisz się przyzwyczaić, zostaniemy tu dłużej. - Uśmiechnąłem się.
* * *
Pierwsze co poszedłem do sekretariatu i gdy wszystko było już załatwione zaniosłem bagaże do mojego nowego pokoju. Athena od razu znalazła sobie miejsce przy grzejniku, a ja chciałem już zabrać się za rozpakowywanie, jednak przypomniałem sobie, że właśnie jest pora obiadu i pani Ruby prosiła, abym na niego przyszedł. Zmieniłem buty i wyszedłem z pokoju zamykając go na klucz.
Po drodze minąłem grupkę roześmianych osób i zacząłem czuć się trochę głupio, bo.. nikogo tu nie znam. No trudno, w końcu to mój pierwszy dzień tutaj, więc czego miałem się spodziewać?
Bez problemu trafiłem na stołówkę i wszedłem do środka. Kilka stolików było już zajętych i można było zauważyć, że wszyscy podzielili się na grupy. Wziąłem talerz i ustawiłem się w kolejce, gdy przed sobą zauważyłem kogoś znajomego.
- Musisz się przyzwyczaić, zostaniemy tu dłużej. - Uśmiechnąłem się.
* * *
Pierwsze co poszedłem do sekretariatu i gdy wszystko było już załatwione zaniosłem bagaże do mojego nowego pokoju. Athena od razu znalazła sobie miejsce przy grzejniku, a ja chciałem już zabrać się za rozpakowywanie, jednak przypomniałem sobie, że właśnie jest pora obiadu i pani Ruby prosiła, abym na niego przyszedł. Zmieniłem buty i wyszedłem z pokoju zamykając go na klucz.
Po drodze minąłem grupkę roześmianych osób i zacząłem czuć się trochę głupio, bo.. nikogo tu nie znam. No trudno, w końcu to mój pierwszy dzień tutaj, więc czego miałem się spodziewać?
Bez problemu trafiłem na stołówkę i wszedłem do środka. Kilka stolików było już zajętych i można było zauważyć, że wszyscy podzielili się na grupy. Wziąłem talerz i ustawiłem się w kolejce, gdy przed sobą zauważyłem kogoś znajomego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz