piątek, 27 stycznia 2017

Od Marie CD Nialla

Spiorunowałam chłopaka wzrokiem po czym chwyciłam za różowy kantar z białym futerkiem na pysku i próbowałam założyć go rzucającemu łbem Pyrrusowi, który jak najszybciej chciał zabrać się za jedzenie świeżo co wsypanej do żłoba paszy.
- Mam to traktować jako 'tak'? - spytał Niall opierając się o otwarte drzwi boksu.
- Masz to traktować jako spierdalaj - z hukiem zamknęłam wejście do boksu, tak, że wszystkie konie uniosły łby do góry. Agresja level milion.
- No dobra, twoja strata, a tak między nami... nie rób ze swojego rumaka panienki, w tym różowym kantarze wygląda jak jakiś...gej?. - szepnął mi na ucho,a ostatnie słowo wypowiedział najciszej. Może bał się, że sam przez przypadek się ujawni?
- Idź już gdzie masz iść - odepchnęłam blondyna i chwyciłam za miotłę, by pozamiatać korytarz.
- Widze, że masz już swoją miotłę, czarownico. - chłopak posłał mi łobuzerski uśmiech.
W tym momencie myślałam, że go zabiję. Na szczęście chyba zrozumiał co jest na rzeczy i w końcu sobie poszedł. Westchnęłam głośno i dokończyłam porządki. Z kieszeni bluzy wydobyłam różowe cudeńko. Odczytałam wszystkie snapy, sprawdziłam story innych, dodałam dwa, później odpisałam ma messengerze i szybko przejrzałam insta i udałam się do pokoju. Zrzuciłam z siebie jeździeckie ciuchy, rozpuściłam włosy i wskoczyłam w jakieś legginsy i za dużą koszulkę adidas. Położyłam się na łóżku z laptopem i zabrałam się za nadrabianie odcinków ukochanego serialu, jednak w połowie drugiego zasnęłam. Gdy się obudziłam było mi strasznie zimno, po omacku zaczęłam szukać telefonu.  Było dziesięć po piętnastej,a na dworze nie było wcale jeszcze tak ciemno,w końcu idzie wiosna. Nabrałam ochoty na jazdę, ale nie na skoki, których na dzisiaj mam dość, tylko na jakiś malutki teren. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku zamykając laptopa. Przeciągnęłam się ziewając, podeszłam do okna i uchyliłam je by sprawdzić, czy na dworze jest zimno. Poczułam leciutki chłód, co oznaczało, że jednak tak. Mój ubiór nie zmienił się zbytnio, zamiast legginsów wróciły białe bryczesy, na koszulce pojawiła się bluza, a na to wszystko czarna, nieprzemakalna wiatrowa kurtka. Na głowę założyłam czarną czapkę z białym pomponem. Poprawiłam rozpuszczane włosy, wskoczyłam w oficerki i ruszyłam w kierunku stajni. Wałach radośnie zarżał na mój widok, pomiziałam go palcami po pysku. Z zestawu do czyszczenia wyciągnęłam tylko zgrzebło i kopystkę. Na szczęście kasztan nie zdążył się jeszcze zbytnio ubrudzić od ostatniej jazdy. Raz, dwa przejechałam po nim kilka razy zgrzebłem i wyczyściłam kopyta. Chwilę później stał już w boskie w ogłowiu i szarej półderce na zadzie. Zdecydowałam, że pojeździmy sobie na oklep. Wyprowadziłam go przed stajnie i sprawnym ruchem wskoczyłam na konia z ziemi. Tak - w samej czapce bez kasku. Co prawda starałam się unikać jazdy bez zabezpieczenia głowy, ale w zimne dni lepiej mieć na sobie ciepła czapkę niż kask. Ruszyliśmy spokojnie w kierunku małej łąki położonej za akademią. Gdy z asfaltu weszliśmy na polną drogę przeszliśmy do kłusa. Kasztan był bardzo rozluźniony.  W oddali zobaczyłam, że ktoś galopuje po łące na cordeo. Podjechaliśmy bliżej. I wiecie co się kurwa okazało? Że to ten idiota Niall. Najgorsze jest to, że gdy tylko nas zobaczył, od razu podjechał.
- Oh proszę, moja kochana czarownica. - rzucił zgryźliwie. - A gdzie to ma się kask?
- Przecież sam go nie masz. - odparłam zniesmaczona.
- A no faktycznie. - zaśmiał się 'patrząc na czoło' - Gdzie to się wybierasz?
- Jak najdalej od ciebie. 
Już miałam ruszać dalej gdy spytał:
- Jedziemy gdzieś razem?
- Możemy. - odparłam obojętnie.

Niall?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz