niedziela, 15 stycznia 2017

Od Marie C.D Niall'a

Nie lubię, kiedy ktoś tak po prostu wpieprza się w to co robię, dlatego jak najszybciej wróciłam do treningu kątem oka widząc, jak chłopak rozmawia z trenerką. Dałam kasztanowi dłuższą wodzę, ten wyciągnął wcześniej ciągle zebraną szyję i parsknął głośno. Poklepałam go obiema rękoma po łopatkach. Był spokojny, chociaż czułam, że jego krew nadal buzuje po wysokich skokach.
- Jesteś już gotowa? - spytała pani Ruby gdy kończyłam pełne okrążenie stępa.
- Tak. - odkrzyknęłam.
Zebrałam konia i zagalopowaliśmy ze stępa. Po przejechaniu dwóch okrążeń, ruszyliśmy na metrową stacjonatę. Ah, puknięcie. Krzyżak ponownie nie okazał się problemem. Teraz kolej na nieszczęsne 120. Docisnęłam łydki, klepnęłam go palcatem w łopatkę. Pyrrus postawił łeb i lekko wyrwał mi wodzę. Unieśliśmy się w powietrze. Chwilę później było po wszystkim. Tym razem nam się udało, o dziwo. Obejrzałam się za siebie, widząc stojącą cało przeszkodę kąciki moich ust wykrzywiły się w szerokiego banana. Poklepałam wałacha, który galopował dalej.
- Świetnie! - Stewart była pełna podziwu. - Koniec na dzisiaj.
Podjechałam na środek hali i zeskoczyłam z konia. Trenerka zdążyła się już ulotnić, zostawiając mnie samą z tym dziwnym chłopakiem.
- Nie stępujesz swojego rumaka, księżniczko? - wtrącił nieznajomy blondyn opierający się o jeden stojak. - Zawsze ja mogę to zrobić. - zadeklarował się.
- Zrobię to w ręku, sama. - przeszyłam go piorunującym wzrokiem podkreślając ostatnie słowo. - Ale jeśli już tak bardzo chcesz to podaj mi tą derkę. - wskazałam na leciutką, ale za to ciepłą burgundową derkę leżącą na plastikowym krześle.
- Proszę, wiesz chociaż jak to się zakłada. - chłopak posłał mi łobuzerski uśmiech podając rzecz, o którą prosiłam.
Nic nie odpowiedziałam. Zarzuciłam derkę na zad kasztana i zaczęłam stępować go w ręku.

~*~

Poniedziałek, a do tego pierwszy dzień w nowej szkole. Masakra. Jakoś musiałam przeżyć te sześć nieszczęsnych godzin lekcyjnych by móc udać się do mojego miśka. Zostawiłam książki w szafce, po czym udałam się do mojego pokoju. Zrzuciłam z siebie szary sweter z golfem, czarne spodnie z wysokim stanem i timberlandy zamieniając to na czarną bluzę Polo Ralph Lauren, białe bryczesy i skórzane oficerki. Wcześniej rozpuszczone włosy związałam w kitka. Nie mogę oczywiście zapomnieć o najważniejszym - obiad. Jeszcze nie miałam okazji spróbować tutejszego jedzenia, a moim śniadaniem były wafle ryżowe, które zostały mi z drogi. Chęć posiadania dobrego makijażu i wyglądu ogólnego trzeba liczyć kosztem śniadań. Ruszyłam do stołówki. Było tam od groma ludzi. Wzięłam tackę i ustawiłam się w kolejce do baru samoobsługowego. Wcale nie zdziwiło mnie to, że tu nie podają kangurów. To nie Australia kochana. Zdecydowałam się na pierś z kurczaka i brokuły, trzeba dbać o ciałko. Samotnie zasiadłam przy stoliku znajdującym się przy oknie i zaczęłam przeglądać coś w telefonie gdy poczułam, że ktoś siada naprzeciwko mnie. Uniosłam wzrok zza ekranu różowego iphona. Był to ten nieszczęsny chłopak z wczoraj.
- Nawet nie powiedziałaś jak masz na imię, nieładnie - skierował w moją stronę ciepły uśmiech.
- Potrzebne ci to do życia? - odparłam chłodnie wlepiając moje wielkie ślepia w towarzysza naprzeciwko.
- Uwierz, że tak, Niall jestem.
- Marie.


Niall?
Przepraszam za długość i jakość, jest prawie pierwsza w nocy XD


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz