Mimo tego, że jeszcze nigdy nie zginął mi ktoś bardzo bliski, w głębi duszy wiedziałam co czuje Shane. Było mi go strasznie żal. Strata matki była dla niego ogromnym ciosem. Stałam tak nie wiedząc co powiedzieć. Gdy blondyn chwycił delikatnie moją dłoń, poczułam ciepło wypełniające mnie od środka. Zarumieniona spojrzałam na jego twarz. Chłopak miał spuszczoną głowę, wzrok prawdopodobnie wlepiony w buty.
- Shane.. Wybacz mi, ja.. Ja nie wiedziałam.. - Zdenerwowana zaczęłam się jąkać. W pewnym momencie emocje wygrały z rozsądkiem, przez co zarzuciłam ręce na ramiona blondyna. Ten odwzajemnił uścisk. Dobrze wiedziałam, że potrzebuje teraz czułości. Uśmiechnęłam się pod nosem czując, że chłopak wtula się we mnie. Przejechałam dłonią po jego włosach. Staliśmy tak kilka minut. Żadna ze stron nie zamierzała przestać. Może to dziwne, ale czułam się wspaniale w objęciach Shane’a. Niestety, zbliżała się piętnasta trzydzieści, a ja musiałam jeszcze oporządzić Amora. Lekko go odepchnęłam, wciąż jednak trzymałam jego ramiona.
- Wiesz.. Jeżeli chcesz, to mogę pomóc ci pozbyć się lęku do koni.. Zdaję dobie sprawę, że to będzie trudne, ale.. Nie chcę, abyś czuł odrazę i ból widząc te zwierzęta.. - Starałam się nawiązać kontakt wzrokowy. Gdy mi się udało, nie widziałam już radosnych iskierek. Oczy jego pełne były smutku, przybrały odcień szarości. Twarz blada, policzki wklęsłe. Całość nie komponowała się zbyt dobrze. Złapałam go za rękę, po czym udaliśmy się do siodlarni. Podałam mu do rąk siodło, przy okazji rzuciłam komentarz.
- Lekcja pierwsza. - Powiedziałam, następnie przerzuciłam przez ramię ogłowie, czaprak i owijki wzięłam w ręce. - Siodłanie i czyszczenie. - Mówiąc to podałam blondynowi torbę ze szczotkami. Idąc zauważyłam, że nogi chłopaka dygoczą. Bałam się, że Shane upadnie. Podeszłam bliżej, aby w ostateczności móc go złapać. Dochodząc do boksów naszych rumaków, mój towarzysz się zatrzymał.
- Shane.. Nie chce cię zmuszać. - Mówiąc to podeszłam i odebrałam mu siodło. O dziwo chłopak nie puścił trzymanej rzeczy. Z trudem przełknął ślinę, po czym wszedł do boksu Granda. Nim ogier zdążył zareagować, złapałam go za kantar.
- Musisz dać mu się obwąchać. - Powiedziałam spokojnym tonem. W żadnym wypadku nie chciałam go stresować. - Jeżeli coś będzie nie tak, mów śmiało. - Posłałam mu ciepły uśmiech, który widocznie do ośmielił. Powoli podprowadziłam Amora w stronę chłopaka. Ten wystawił drgającą rękę. Przerażony zamknął oczy i odwrócił głowę. Ogier obwąchał go bardzo dokładnie, widocznie był zainteresowany nową osobą. Kątem oka zauważyłam wierzchowca Shane’a. Varath przyglądał się zaistniałem sytuacji. Powoli podeszłam do krat dzielących nasze ogiery. Pogłaskałam go po pysku, na co ten zarżał cicho.
- Alli.. Allijay. - Przerażony chłopak zaczął błądzić rękoma w powietrzu. Podeszłam i poklepałam go po ramieniu.
- Brawo. Dałeś radę. -Uśmiechnęłam się delikatnie. Potem podałam Shane’owi niebieskie zgrzebło. Drugie, fioletowe, wzięłam ja. Stanowczymi ruchami zaczęłam czyścić grzbiet Granda. Zdezorientowany blondyn nie wiedział co ze sobą począć. Położyłam dłoń na jego dłoni. Przejechałam kilka razy po szyi, dzięki czemu mój towarzysz w końcu załapał. Radził sobie świetnie.
- Wspaniale. Czyszczenie masz zaliczone. - Podałam mu czysty, granatowy czaprak. Owijki tego samego koloru założyłam sama. Chłopak poradził sobie doskonale. Poprosiłam go, aby przytrzymał chwilę Amora, ponieważ muszę założyć mu siodło. Ten bez wahania złapał ogiera za kantar. Zadowolona z podpięcia popręgu na ostatnią dziurkę, chwyciłam ogłowie. Na szczęście obeszło się bez zadzierania łba.
- Em.. Świetnie sobie poradziłeś, naprawdę. Jestem z ciebie dumna. - Stwierdziłam, gdy skończyłam zapinać skośnik. Shane złapał mnie za dłoń. Zarumieniłam się delikatnie.
- Dziękuję. - Powiedział uśmiechnięty. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Pożegnałam się z nim, po czym udałam na zewnątrz, razem z innymi uczniami z mojej grupy. Tego dnia miałam teren.
- Witajcie. Widzę nowe twarze, tak więc się przedstawię. Nazywam się Liam O’Donnel. Jak się domyślacie, uczę crossu. - Wypowiadając te słowa ukłonił się. Po pięciu minutach ruszyliśmy w stronę lasu.
~*~
Muszę przyznać, że się nieźle zmęczyłam. Amor wyglądał jak jakaś mokra kura. Po raz kolejny byłam zmuszona założyć mu derkę, tym razem fioletową. Gdy odnosiłam sprzęt kątem oka zauważyłam, że Grand i Varath obwąchują się. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Wychodząc ze stajni poczułam nieprzyjemny chłód. Czym prędzej pognałam w stronę akademika. Przy okazji kilka razy się przewróciłam, na oczach innych uczniów wracających do swoich pokoi. Czerwona niczym dojrzały burak czym prędzej udałam się na piętro. Ręce miałam przemarznięte, przez co straciłam w nich czucie. Z trudem włożyłam i przekręciłam kluczyk. Przecisnęłam się przez drzwi, tak, aby moje ukochane psy mi nie nawiały. Przebrałam się w długą, niebieską bluzę z kapturem i czarne legginsy. Bluza była nadzwyczaj urocza, ponieważ na kapturze znajdowały się uszy, a rękawy zakończone były odpinanymi łapkami. Padnięta opadłam na łóżko. Chwyciłam jakąś książkę. Lektura wciągnęła mnie tak bardzo, że straciłam poczucie czasu. Odłożyłam ją dopiero po dziewiętnastej. Zdając sobie sprawę, że Shane pewnie jest już na stołówce, zbiegłam po schodach. Przekraczając próg jadalni przekonałam się, że miałam rację. Chłopak stał w kolejce, kilka osób przede mną. Odebrał jedzenie i usiadł przy naszym stoliku. Po odebraniu tacy spostrzegłam, że Shane rozmawia z jakąś brunetką siedzącą przy stoliku obok. Poczułam jak coś we mnie buzuje. Zaraz, zaraz.. Czyżbym była zazdrosna o Shane’a? Nie miałam czasu na dalsze rozmyślania, ponieważ prowadzące mnie nogi zatrzymały się przy krześle, na którym po chwili siadłam. Owa dziewczyna posłała mi karcące spojrzenie, następnie, lekko naburmuszona, odwróciła się z powrotem. Poczułam się trochę dziwnie.
- Cześć. - Rzekł siedzący naprzeciw chłopak.
- Um.. Hej.. - Odpowiedziałam obojętnym tonem. Spuściłam głowę i wlepiłam wzrok w kanapkę.
- To co? Wpadniesz dzisiaj do mnie? - Zapytał unosząc brwi.
- Okej.. - Odparłam.
- To o dwudziestej u mnie. - Oznajmił. Podczas kolacji brunetka odwróciła się jeszcze kilka razy. W końcu nie wytrzymałam i podirytowana odniosłam tacę. Następnie wbiegłam po schodach. Sama nie wiem dlaczego byłam zła.. Wpadłam do pokoju niczym huragan niszczący wszystko co napotka. Nie byłam zła na blondyna, skądże. To ta bruneta działała mi na nerwy. Zrezygnowana usiadłam na brzegu łóżka. Spojrzałam na zegarek. 19:33.. Westchnęłam. Postanowiłam, że się umyję. A to dlatego, że zapewne usnę u Shane’a. Zrobiłam tak jak powiedziałam. Potem uczesałam włosy w luźnego koka. Poprawiłam delikatny makijaż. Założyłam swoje ukochane kapcie. Wzięłam w rękę paczkę żelków. Nakarmiłam swoje zwierzaki, po czym powolnym krokiem udałam się dwa piętra wyżej. Zastanawiałam się, czy Shane zaprosił tą brunetę. Jeżeli tak, to niech wie, że do niego nie wstąpie..
Shane? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz