sobota, 28 stycznia 2017

Od Allijay CD Shane'a

Na moje policzki wpełzł piekący rumieniec. Wpatrzona w błyszczące, zielone oczy chłopaka nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. W końcu otrząsnęłam się i udzieliłam odpowiedzi.
- Allijay.. Allijay Jewel.. - Powiedziałam wręcz niesłyszalnie. - Chociaż możesz mówić do mnie po prostu Jay.. - Jego szczery uśmiech sprawił, że nie czułam już takiego dyskomfortu. Chłopak po jakimś czasie milczenia delikatnie puścił moją dłoń.
- Piękne imię dla pięknej dziewczyny.. - Stwierdził.
- Nie przesadzaj.. - Zarumieniona odwróciłam na chwilę wzrok. Spowodowane to było tym, że Amor domagał się pieszczot. Pogłaskałam ogiera po pysku. W odpowiedzi zarżał radośnie. Spojrzałam wtedy na Shane’a. Chłopak, wpatrzony w mojego wierzchowca, cofnął się gwałtownie.
- Coś się stało? - Zapytałam lekko zaniepokojona.
- Nie, wszystko w porządku. - Odpowiedział z prawdopodobnie niezniszczalnym uśmiechem. W tym momencie nastąpiła trwająca kilka minut cisza. Mimo tego wciąż patrzyliśmy sobie w oczy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jestem niższa od Shane’a o jakieś dwadzieścia centymetrów. Chłopak musiał się przez to schylać. Po jakimś czasie po moich plecach i ramionach przeszedł dreszcz. Było mi strasznie zimno.
- Shane, wybacz, ale.. Muszę już iść do akademika.. - Powiedziałam z trudem opanowując dygoczącą szczękę.
- Odprowadzę Cię. - Powiedział. Zaśmiałam się delikatnie.
- To miłe z Twojej strony, ale pewnie masz wiele innych zajęć. - Wypowiadając te słowa, wyminęłam chłopaka i ruszyłam w stronę wyjścia. Poczułam lekkie ściśnięcie na ramieniu. Odwróciłam głowę i spojrzałam na blondyna.
- Nalegam. - Powiedział uparcie. Mimo tego, że znałam go zaledwie pół godziny, dobrze wiedziałam, że nie odpuści. Wywróciłam oczami i zgodziłam się. Uradowany chłopak wręcz podskoczył ze szczęścia. Gdy wyszliśmy z budynku, pośliznęłam się na schodach. Byłam przekonana, że zaraz poczuje okropny ból w okolicach pleców, jednak w ostatnim momencie ktoś mnie złapał i podciągnął do góry. Shane wciąż trzymał mnie za dłonie, jakby bał się, że zaraz znów się przewrócę. Wyrwałam się z jego objęć, po czym udałam się do swojego pokoju. Tego dnia kilka rumieńców nawiedziło moją twarz. A to wszystko przez tego chłopaka.. Gdy wreszcie doszliśmy pod drzwi mojego pokoju, spojrzałam na blondyna.
- Zdradzisz mi numer swojego pokoju? - Zapytałam z uśmiechem. Shane powiedział, że mieszka dwa piętra wyżej, w pomieszczeniu ‘’59’’. Podziękowałam za informacje i zniknęłam w swoim królestwie. Kurtkę powiesiłam na wieszaku, sztyblety zajęły zaś miejsce w szafce. Rzuciłam się na łóżko. Princess niestety nie oszczędziła mojej twarzy.
- Princess! Nie! Zostaw! - Zaczęłam bezsensownie machać rękami. Nie zniechęciło to jednak suczki do dalszego obśliniania mojej szyi i twarzy. Gdy udało mi się ją odgonić, pognałam do łazienki. Dokładnie umyłam obojczyk oraz usta. Resztę przetarłam wilgotnym ręcznikiem. Gdy wyszłam z toalety, spojrzałam na sunię. Ta, jakby nigdy nic, gryzła swoją zabawkę. Posłałam jej obrażoną minę. Usiadłam na fotelu, który stał naprzeciw wielkiego okna. Wpatrzona w biały puch znajdujący się na zewnątrz, przypomniałam sobie, że po południu jest obiad. Spojrzałam na zegarek. Była czternasta. Wstałam i podeszłam do biurka, na którym leżały kartki z wszelkimi informacjami. Wyszukałam tej z godzinami posiłków. Miałam dwadzieścia minut. Wyszłam z pomieszczenia, zamknęłam je na klucz i udałam się do pokoju numer 59. Po udręce z wchodzeniem po schodach, wreszcie doszłam. Zapukałam delikatnie. Nie minęło dziesięć sekund, kiedy drzwi zostały otworzone. Blondyn z szerokim uśmiechem opierał się o futrynę.
- Zapraszam. - Gdy weszłam do środka, Shane wskazał na łóżko. Usiadłam na nim, po czym wlepiłam wzrok w siedzącego naprzeciw chłopaka. Jego kot wskoczył na moje kolana. Pogłaskałam zwierzę za uszami, na co zamruczało i zamknęło oczy.
- Za dziesięć minut jest obiad. - Powiedziałam. Zastanawiałam się, czy zadać to pytanie. - Siądziesz ze mną na stołówce? -Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo źle brzmiała ta wypowiedź. Po dłuższym milczeniu blondyna, zawiedziona wlepiłam wzrok w podłogę.
- To było pytanie retoryczne, czyż nie? - Zaśmiał się. - Oczywiście, że z tobą siądę. - Dodał. Usiadł obok mnie, po czym zerknął na zegarek. - Chodź, bo nam najlepsze miejsca zajmą. - Gdy wyszliśmy, Shane zamknął pokój. Zeszliśmy po schodach, następnie weszliśmy na stołówkę. Kilkoro uczniów siedziało już przy stolikach, reszta, tak jak my, stała w kolejce do odbioru tacy z obiadem. W końcu przyszła nasza kolej. Po odbiorze zajęliśmy miejsce przy wolnym stole. Zdziwiłam się, gdy chłopak podsunął mi krzesło i poczekał, aż pierwsza zacznę jeść. To było urocze. Nie często spotyka się mężczyznę z takimi manierami.. Po skończonym posiłku oboje udaliśmy się do swoich pokoi. Zastanawiałam się, co porabia mój misiek. Postanowiłam, że wybiorę się na przejażdżkę. Związałam włosy w warkocza. Założyłam moje ulubione granatowe bryczesy, grubą, szarą bluzę oraz czarną kurtkę. Ubiór dopełniły sztyblety i sztylpy. Już po piętnastu minutach stałam przed wejściem do stajni. Przy okazji zaszłam do siodlarni. Byłam zmuszona do zrobienia trzech kursów, ponieważ nie dałabym sobie rady z przyniesieniem wszystkiego naraz. Najpierw wzięłam torbę ze szczotkami. Położyłam ją w kącie boksu. Czyszczenie przebiegło szybko i sprawnie. Ogier ochoczo podawał nogi, dzięki czemu jego kopyta wręcz lśniły. Potem przyniosłam czaprak i owijki, idealnie pasujące do moich bryczesów, bo w kolorze granatowym. Gdy zaniosłam torbę z rzeczami do czyszczenia Amora, przerzuciłam przez ramię ogłowie, siodło złapałam zaś rękoma. Grand spokojnie stał przy dopinaniu popręgu, gorzej było z ogłowiem. Ogier strasznie wiercił się przy wkładaniu wędzidła. W końcu jednak udało mi się, z czego byłam bardzo zadowolona. Gotowego wierzchowca wyprowadziłam na zewnątrz. Dzisiaj nie mogłam pozwolić sobie na zbyt wiele, ponieważ było strasznie ślisko. Wyregulowałam strzemiona, później zwinnie wskoczyłam na konia. Wygodnie usadowiłam się w siodle. Delikatnie przyłożyłam łydkę. Ruszyliśmy żwawym stępem w stronę jakiegoś lasu.
Shane?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz