wtorek, 31 stycznia 2017

Od Charlotte CD Nialla

Dziś w nocy nie mogłam zasnąć. Mimo, że czułam zmęczenie, natłok myśli w mojej głowie nie pozwalał mi na odpoczynek. Zamiast uporządkować się w składne i uporządkowane linie, wolały skołtunić się, nie pozwalając mi tym samym na skupieniu się na jednej ze spraw. Kiedy tylko próbowałam pomyśleć o jednej rzeczy, od razu rozpraszała mnie inne, ściągając na siebie moją uwagę. Nienawidzę takich chwil.
Westchnęłam cicho, siadając. W całym akademiku panowała cisza, nie słychać było żadnych szmerów. Najwidoczniej nikt nie miał problemów z bezsennością, toteż zostałam w tym bagnie sama. Kiedy tylko o tym pomyślałam, w głowie usłyszałam głos Nialla.
"Jeżeli coś by było nie tak, albo chciałabyś pogadać, wygadać się, czy coś w tym stylu to zawsze chętnie do usług"
Wiedziałam, że mówił szczerze. Tylko, że ja nie byłam gotowa na opowiedzenie komukolwiek, przez co kiedyś przeszłam. Na zaufanie było zbyt wcześnie. To było ponad moje siły, musiałabym zdjąć z siebie zewnętrzną powłokę, nad której pojawieniem się pracowałam tyle czasu. Nie chciałam pokazać po sobie słabości, nie potrzebowałam czyjegoś współczucia. Większość ludzi na widok łez nie umiała sobie poradzić z osobą płaczącą. Zwyczajne poklepywanie zazwyczaj nie przynosiło rezultatów. Niewielu wiedziało jak powinni zareagować.
Nie mając nic lepszego do roboty, podeszłam do okna. Parapet był idealnym miejscem do siedzenia, dlatego nie namyślając się dłużej, posadziłam na nim tyłek. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że dziś na niebie świeci mnóstwo gwiazd. Tysiące maleńkich, błyszczących punkcików rozświetlało nieboskłon, a księżyc był ledwo widoczny. Cieniutki obręb półkola jaśniał delikatnie pośród reszty błyszczących kropek. Oparłam głowę o szybę, a kiedy po moim policzku spłynęłam łza, nie wykonałam żadnego ruchu, żeby ją zetrzeć.
Dopiero rano dotarło do mnie, że musiałam wtedy zasnąć. Obudziłam się dość gwałtownie, przekonana, że muszę iść na lekcje i z pewnością już jestem spóźniona. Chwyciłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz z nadzieją, że nie było jeszcze pierwszej lekcji i ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, że jest dziś wolne. Najchętniej wróciłabym do łóżka, ale wiedziałam, że i tak nie potrafiłabym zasnąć. Dlatego właśnie zdecydowałam, że wybiorę się pobiegać. Wyprowadzając uprzednio Jeffreya na siusiu, po kilku minutach biegłam już w stronę lasu.
Muzyka płynąca ze słuchawek pozwalała mi się odprężyć i skupić na parciu naprzód. Ranne, zimowe powietrze było rześkie i czyste, a ziemia twarda. Idealne warunki do sportu.
Zerknąwszy na ekran telefonu, uświadomiłam sobie, że jestem około sześciu kilometrów od stadniny, a do śniadania zostało zaledwie pół godziny. Wiedziałam, że będę musiała się postarać, żeby załapać się na jedzenie. Płuca mnie paliły, jakby płonął w nich żywy ogień, a mięśnie nóg bolały jak cholera, ale na miejsce dobiegłam pięć minut przed ósmą. W pokoju wzięłam szybki prysznic i zmieniłam ubrania, a następnie udałam się na stołówkę.
- Dzień dobry - obróciłam się, słysząc głos Nialla i o mały włos moje śniadanie nie wylądowało na jego bluzce. - Spokojnie, to tylko ja.
- Tym bardziej wolę trzymać się na dystans - mrugnęłam do niego, robiąc krok w tył.

Niall?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz