niedziela, 4 grudnia 2016

Od Adeline CD. Cole'a

Lekcje upłynęły mi zaskakująco szybko. Może dlatego, że na każdych zajęciach omawialiśmy kwestie organizacyjne, poznawaliśmy siebie nawzajem i nauczycieli. Po lekcjach od razu skierowałam się do swojego mieszkania. Daisy pochłonięta była zabawą jej ulubioną, piszczącą piłką. Napełniłam jej miski wodą i karmą, po czym udałam się do łazienki, by się przebrać i ogarnąć włosy. Jeansy zmieniłam na ciemne bryczesy, koronkową bluzkę na zwykłą koszulkę polo, a włosy splotłam niezdarnie w średniej długości warkocz. Do obiadu zostało mi jeszcze dużo czasu, dlatego postanowiłam wybrać się z Daisy na krótki spacer, nie może cały czas samotnie siedzieć w domu. Wzięłam smycz i przypięłam ją do obroży Daisy. 
~Pół godziny później~
Weszłyśmy do mieszkania głośno oddychając, sapiąc wręcz. Pod koniec spaceru bowiem urządziłyśmy sobie małe wyścigi. Oczywiście Daisy spuszczona ze smyczy dała popis swoich umiejętności, zostawiając mnie daleko w tyle. Nic by się nie stało, gdyby nie mały, czarny kot, który stanął jej na drodze. Na moje nieszczęście miał odwagę trzykrotnie przerastającą jego rozmiary. Więc kiedy Daisy warknęła na niego, prezentując swe uzębienie, on wygiął grzbiet, najeżył się, po czym rozpoczął arię prychnięć i syków.  
Mój golden retriever rozpoczął emocjonujący pościg za denerwującym kociskiem, a ja biegłam za nim. Dogoniłam Daisy dopiero na podjeździe pod stadniną, gdyż zatrzymała się pod jednym z drzew. Kot w ułamku sekundy wdrapał się zgrabnie na niemalże czubek ogromnego dębu. Zdyszana zapięłam ponownie smycz do obroży Daisy i wróciłyśmy. Poprawiłam tylko włosy i wyszłam z mieszkania na obiad. 

Cole? Przepraszam, ale nie miałam weny... ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz