Promienie słońca wdzierały się przez okno do pokoju rażąc mnie w twarz.
Przykryłam twarz poduszką z nadzieją że jeszcze zasnę, w końcu jest
niedziela i mam prawo spać do południa. Wierciłam się tak po łóżku że w
końcu z niego spadłam, zabolało nie powiem że nie.
Wstałam i podeszłam do szafy wyciągając z niej czarne jeansy i jakąś
bluzkę, chyba była to bluzka, sama już nie wiem. Przebrałam się i
wyjrzałam przez okno, ludzie chodzili w krótkich spodenkach a ja jeszcze
ubrałam jeansy, czarne.No trudno, nie chce mi się już przebierać.
Zauważyłam że lekko wiele wiatr, jako że bałam się że jak
wyjdę na dwór
to zacznie padać wzięłam ze sobą kurtkę.
Byłam tu nowa więc nie miałam z kim pogadać albo chociaż wymienić zdań.
Zwróciłam uwagę na ładną pogodę i postanowiłam wziąć Theo do lasu nad
jakąś małą rzeczkę. Wzięłam jeszcze dwa jabłka z biurka i telefon.
Wyszłam z pokoju kierując się do wyjścia. Czułam na sobie spojrzenie
niektórych, nie wiem dlaczego, może tak ładnie dziś wyglądam? (dystans)
No dobra, jest prawie 30 stopni a ja idę w kurtce na dwór, ale mi jest zawsze zimno i nic na to nie poradzę.
Po otwarciu drzwi wejściowych uderzyło mnie mocne ciepło, no to chyba
wiem dlaczego się na mnie tak głupio patrzyli. Zdjęłam kurtkę i
przewiązałam ją sobie na biodrach. Skierowałam się w stronę stajni, znów
zapomniałam gdzie jest boks Theo, najwyżej jak go nie znajdę to wrócę
do pokoju i będę jadła lody. Super plan dnia co nie? Nie zdążyłam
pomyśleć jaki smak lodów zjem a już znalazłam się w stajni, po prostu
teleportacja. Może kiedyś coś takiego wymyślę, w następnym wcieleniu.
Zaczęłam rozmyślać i zaczęłam szukać boksu mojego śmierdziela, trudno
nie było, a tak chciałam zjeść te lody. Ledwo co otworzyłam boks to koń
rzucił się na mnie i zaczął mnie wąchać
-No cześć śmierdzielu - Poklepałam go po szyi i wyprowadziłam ze stajni.
Postanowiłam jechać na oklep, nie chciało mi się zakładać mu siodła, w ogóle dziś nie chce mi się nic robić, coś nowego.
Dałam mu jedno jabłko bo widziałam jak patrzył mi się na ręce.
Wskoczyłam na tego wielkoluda i ruszyliśmy wolnym tempem w stronę lasu
~~~~
Po jakiś 20 minutach znaleźliśmy się w lesie, nie wiem jaka droga do
niego prowadziła bo znów myślałam o lodach. Gdy się rozejrzałam
zauważyłam że ten las jest jakiś, taki...słodki? Ptaki śpiewają,
króliczki biegają. Po prostu jak w kopciuszku, niech jeszcze tylko ptaki
ściągną mnie z konia to będzie naprawdę jak w tej bajce.
Strumyka nie było więc jako że ufam mojemu koniu położyłam się na jego
grzbiet i patrzyłam na niebo i chyba jak zawsze próbowałam odgadywać
wzory z chmur. Jadłam jabłko i cicho sobie śpiewałam jakąś tam piosenkę,
moi dawni znajomi mówili mi że śpiewam bardzo ładnie ale ja tak nie
uważam.
Moim zdaniem śpiewam jakby kota ze skóry obdzierali.
Lecz tak patrząc na niebo i widząc jak ptaki przelatują mi nad głową to
nie bałam się tego że ktoś usłyszy mój śpiew tylko że jakiś ptak załatwi
mi sie na głowę. Kiedy ptaki skończyły latać mi nad głową zaczęłam znów
myśleć o lodach, boże one zawsze wrócą do mojej głowy. chyba mój
organizm ich potrzebuje. Kiedy tak sobie leżałam i myślałam o lodach
usłyszałam głośne:
-Hej!!
Tak się wystraszyłam że spadłam z konia, bolało bardziej niż upadek z łóżka.
-Ku**a - Powiedziałam i wstałam otrzepując się, chwyciłam się Theo bo przez chwilę nie czułam nóg
-Bardzo przepraszam - Znów usłyszałam ten głos, czyli nie słyszę jakiś głosów.
Ktoś??
Savannah może? ;p
OdpowiedzUsuń