środa, 21 czerwca 2017

Od Lewisa C.D. Hailey

- Zmęczony - mruknąłem, przekręcając się na na drugi bok, plecami do Hailey.
- A co to za obrażanie się? - objęła mnie w pasie i przytuliła do moich pleców. Polizała kawałek mojej skóry wzdłuż kręgosłupa. Po chwili się odsunęła i samymi koniuszkami opuszek, zaczęła krążyć po moich plecach, szukając pod okryciem tuszu blizn. Nienawidzę moich blizn. Są obrzydliwe... Budzą wspomnienia, których nie chcę pamiętać. Odwróciłem się twarzą do niej.
- Nie rusz - szepnąłem. Jej twarz znajdowała się kilka centymetrów od mojej. Dłoń dziewczyny nadal pozostała w tej samej pozycji. Delikatnie zacząłem całować jej palce.
- Lewis... - pokręciłem głową.
- Nadal nie jestem gotowy. Nie wiem czy kiedykolwiek będę - wymamrotałem. - Przepraszam.
- Za co?
- Za wszystko. Czasem jestem trudny, ale ja... ja się staram. Chcę się starać dla ciebie - przyciągnęła moją twarz do swojej i pocałowała.
- Nie masz za co przepraszać... A teraz dobranoc - przyciągnąłem ją do mnie.
- Dobranoc - szepnąłem.
To było takie... nie do opisania. Nigdy tak nie spałem z Amalie. Zawsze albo kończyło się seksem, albo któreś z nas wracało, kiedy drugie zdążyło usnąć. Podciągnąłem się do góry, teraz leżałem na boku, przytulając do siebie Hailey i opierając policzek o jej głowę. Delikatnie gładziła mój bok. Tego też nie lubiłem. Można w sumie stwierdzić, że nie bardzo lubiłem własne ciało. Podobno byłem podobny do ojca. Nienawidziłem tego stwierdzenia. To przystojny mężczyzna, nie o typowej asyryjskiej urodzie, jednak jest rodowitym Niemcem. Miałem jego twarz. Twarz potwora i sadysty. Dlaczego potrafiłem o tym mówić i się pozbierać? Mój psychiatra, kiedy jeszcze do niego chodziłem, stwierdził, że tylko dzięki przekuciu strach w złość. A byłem wiecznie zły. Na cokolwiek. Tego też nienawidziłem. Tak koło się zamyka. Nienawidzę siebie. A Hailey mnie... kocha? To było takie... nie wiedziałem jakie. Miałem tyle dziewczyn, ale nigdy się nie bałem, że którąś skrzywdzę. Po prostu nie. Zależało mi na nich, ale nie tak jak na Hail. Właściwie nie potrafiłem powiedzieć dla czego. A z moją chorobą... Przyjaciołom nie powiedziałem, bo traktowaliby mnie jak jajko, moim dziewczynom bo nie chciałem okazać się słaby, a Hailey... bo ona by się zamartwiała. To nie jest normalne życie. Co ja ci za życie dałem? Nie miałem siły. Nie chciałem myśleć, czuć...

Ani razu się nie obudziłem. Po raz pierwszy od bardzo dawna. Jednak i tak powróciłem do świadomości bardzo wcześnie. Rozejrzałem się za telefonem, który okazał się leżeć na podłodze przy łóżku. Sięgnąłem po niego, jakimś cudem nie obudziłem śpiącej obok dziewczyny. Szybko napisałem wiadomość... bo kogo obchodzi, że jest tak zajebiście rano?

Ja: Zain, potrzebuję pomocy
Mój pan i władca: Obecny! Też masz takiego kaca? Aż spać nie mogę... o co chodzi?
(Nie wiem kiedy dorwał mój telefon, aby zmienić sobie tą nazwę)
Ja: Jak mam jej powiedzieć?
Mój pan i władca: Najlepiej tak prosto z mostu
Ja: No tak. Obudzi się i powiem kochanie mam płyn w płucach w którym się utopie
Mpiw: A nieco ostrożniej się da? Coś, że masz problemy ze zdrowiem i musicie sobie z tym poradzić
Ja: To nie jest takie proste
Mpiw: Jak jej nie powiesz to zacznie mnie torturować. Ja to wiem!
Ja: Uspokój się

Odłożyłem telefon, który wibrował jeszcze jakieś dziesięć razy. Uparte to jak osioł. W końcu przestał, ale za to poruszyła się Hailey. Jednak dopiero po pewnym czasie otworzyła te śliczne oczy, aby na mnie spojrzeć. Jej były ładniejsze od moim. Moje miały kolor lodowców, tak bardzo kontrastowały z moimi włosami, że nawet moi koledzy to zauważali. Podniosła rękę, po czym przyłożyła dłoń do mojego policzka. Kciukiem gładziła moje usta. Wiedziała, że coś jest nie tak. Zresztą po kimś kto cieszy się jak dziecko, widać, kiedy się zmartwi. Nawet największy idiota to zauważy, a co dopiero taka inteligentna ślicznotka.
- Dzień dobry, piękny - szepnęła bardzo cichutko.
- Nie wiem czy dobry, ale miło cię widzieć, słodziaku - uśmiechnąłem się, odpowiadając równie cicho.
- Czeka nas chyba niemiła rozmowa, co?
- Trochę - odparłem wzdychając.
- To mów, tylko szczerze. Mamy sobie ufać.
- Ufam ci, jak nikomu na świecie - pocałowałem ją w czoło.
- Więc co się dzieje?
- Muszę... - wstrzymałem na chwilę oddech i zamknąłem oczy. - Muszę wyjechać do Niemiec.
- Co? - pisnęła.
- Tylko na trochę, kilka dni - zacząłem tłumaczyć. - Mam mały problem, ale to nie zajmie dużo czasu.
- Zaraz zakończenie roku, pojadę z tobą.
- Rozmawiałem z dyrektorem i z twoimi rodzicami.
- Z moimi rodzicami? O czym? Jestem dorosła.
- Dawno cię nie widzieli, martwią się o ciebie...
- Ale Lewis... - zaczęła. Zmarszczyła czoło, szukała jakiekolwiek punktu zaczepienia, jednak decyzja została podjęta wczoraj. I właśnie tą decyzję zapijałem, bo nie chciałem uwierzyć, że robię nam to.
- Hailey... Jadę pojutrze. Sam.

Hailey?
Decyzja to decyzja...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz