czwartek, 29 czerwca 2017

Od Lewisa C.D. Hailey

Wszedłem do gabinetu, gdzie za sporym białym biurkiem siedziała drobna kobieta o blond włosach i sympatycznej twarzy. Podeszła po mnie, podała rękę i poprosiła bym usiadł. Kiedy miała zacząć czytać wyniki, zadzwonił telefon. Przeprosiła mnie ładnie i odebrała. Cholera... Nie wiem ile rozmawiała, ale omiotłem wzrokiem pokój co najmniej milion razy, policzyłem wszystkie przedmioty na biurku, powiedziałem alfabet od przodu i od tyłu. Przeliterowałem imiona i nazwiska osób mi bliskich, zacząłem je literować od tyłu, kiedy kobieta odłożyła telefon.
- Przepraszam, ale to nagła konsultacja. Dziewczyna się przeraziła, bo wyczuła guzka na szyi - pokiwałem głową. Biedna dziewczyna.
- To... Jak moje wyniki? - zapytałem niepewnie.
- Mieliśmy małe problemy z przebadaniem tego płynu, ponieważ był dosyć niespotykany. Widzisz wpływa na niego właściwie wszystko. Jak dbasz o siebie, jakie leki przyjmujesz. Jego konsystencja wskazywałaby raczej na jakąś przewlekłą chorobę, przede wszystkim zakaźną, jednak wykluczyliśmy to, ponieważ w związku z tym wyszłyby jakiś zmiany w...
- Przepraszam - przerwałem jej.
- Tak? - podniosła głowę przenosząc wzrok z papierów na mnie.
- Ja nie chcę pani przerywać, ale za tymi drzwiami, na korytarzu, czeka na mnie wściekła dziewczyna, która jest miłością mojego życia. Niech pani powie mi po prostu czy ja mam tego raka i co mam zrobić, bo ja zaraz umrę ze strachu, nie że go mam, ale ze strachu, że ona zaraz stąd wyjdzie i już nie będę mógł wytłumaczyć, dlaczego jej nic o tym nie powiedziałem. Rozumie pani? - mówiłem bardzo spokojnie.
- Rozumiem - odparła i zajrzała do papierów. - Nie, nie ma pan raka. Przyczyny trzeba szukać w enzymach lub w samych płucach. Zaraz panu napiszę, do kogo pójść. Możliwe, że przy odpowiednich lekach płyn przestanie się zbierać.
- Dziękuję bardzo - wziąłem z jej ręki kartkę. - I niech pani innych też tak nie torturuje, opowiadać o chorobie to pani może po tym, jak powie komuś, czy ma raka czy nie.
- Dziękuję za dobrą radę. Do widzenia.
- Wolałbym nie - zaśmiała się słysząc to. - Do widzenia poza szpitalem.
Niemal pobiegłem z gabinetu. Nie miałem raka! Fala szczęścia zalała mnie tak gwałtownie, że miałem ochotę krzyczeć z radości. Może da się spowolnić zbieranie płynu, a może nawet mnie wyleczyć... Rozejrzałem się po korytarzu i w pierwszej chwili się przeraziłem. Nigdzie jej nie wiedziałem, a wokół mnie stał tłum. Nie chciało mi się wierzyć, że Hailey zostawiłaby mnie tutaj samego, jednak w końcu skierowałem się do wyjścia. Szedłem bardzo powoli przyglądając się wszystkim i wreszcie, kiedy miałem już zwątpić, zobaczyłem ją skuloną, siedzącą w kąciku. Podszedłem do niej, kucnąłem i dłoni gładziłem boki jej ud. Dopiero po jakiejś chwili podniosła na mnie przerażone spojrzenie. Westchnąłem, ponieważ przypomniała mi się płynąca po jej policzku łza.
- Lewis? - zapytała. Starała się ukryć drżenie głosu.
- Hailey... Hailey O'brien - wyszeptałem. - Chodź, idziemy.
- Dokąd?
- Do domu - wziąłem ją za rękę i pomogłem wstać, co zresztą zrobiła niechętnie. Wyprowadziłem ją przed szpital. - Nie mam raka.
- Lewis! - rzuciła mi się na szyję.
- No już... poczekaj chwilkę, najpierw muszę cię przeprosić - odsunąłem ją od siebie, jednak nie zdjąłem dłoni z jej talii. - Ja naprawdę nie chciałem, żebyś się martwiła.
- Jak mi nic nie mówisz, to tym bardziej się martwię, zresztą to chyba naturalny odruch.
- Wiesz jaki jestem, nigdy nie widziałem potrzeby aby dzielić się z kimś moimi problemami.
- Chyba, że to Zain - naburmuszyła się jak małe dziecko.
- Cóż mało się u niego w domu nie udusiłem, to trudno, żebym mu tego nie wyjaśnił... I nie musisz być o niego zazdrosna - zaśmiałem się.
- Ja? Zazdrosna?
- To cholernie pociągające - pochyliłem się i wymruczałem jej to do ucha.
- Co? Nagle siły witalne do pana Draxlera powróciły? - prychnęła.
- A do pani Draxler? - wymruczałem.
- Jak mnie nazwałeś? - zdziwiła się marszcząc brwi.
- Tak, jakbym chciał cię nazywać do końca moich dni.
- Chyba, mi się nie oświadczysz przed szpitalem, co?
- Nie, ale cię na to przygotowuję... bo tylko miłość mojego życia mogła tutaj przylecieć by mnie ratować.
- Głupi jesteś - warknęła.
- Wiesz inteligencja po tatusiu - przewróciłem oczami. - Hailey?
- Tak, jestem wściekła - mruknęła.
- Oj Hailly - jęknąłem i pocałowałem jej szyję. - Hail...
- Przestań - zaczerwieniła się.
- Tak się stęskniłem... bo ta niepewność wydłużała mi ten czas bez ciebie, słońce - wymruczałem.
- Oj jak mi przykro...
- Ja ci to wszystko wynagrodzę, wiesz? - znowu pocałowałem jej szyję.
- Musisz się bardzo postarać - uszczypnęła mnie w bok.
- Kochałaś się kiedyś na plaży? - pokręciła głową. - W Malibu mają piękne plaże...
- To jakaś realna propozycja?
- Bardzo. Równie realna co moja miłość do ciebie - cmoknąłem ją w skroń. - Chodź, pokażę ci dom mojego najmłodszego, jeszcze szczęśliwego dzieciństwa.
- A miałeś takie? - wybuchnąłem śmiechem słysząc to.
- Słodziutka jesteś i właściwie to nie wiem, byłem za mały, żeby cokolwiek z tamtego okresu pamiętać.
Pociągnąłem ją w stronę ulicy i dopiero kiedy na nią wyszliśmy, przekonała się do tego pomysłu, zrównując się ze mną. Spojrzałem na zegarek i ruszyłem biegiem, przerzucając sobie Hailey przez ramię. Zaczęła wrzeszczeć, ale postawiłem ją dopiero na przystanku.
- Zwariowałeś?! - krzyknęła uderzając mnie otwartą dłonią w klatkę piersiową.
- Na twoim punkcie już dawno - przyciągnąłem ją do siebie bez problemu i pocałowałem. Kątem oka zauważyłem jadący tramwaj. - Widzisz, jakbym nie biegł, to byśmy nie zdążyli.
- Znasz cały rozkład komunikacji miejskiej Berlina?
- Nie... jednak spędziłem tu kilka wspaniałych wakacji, więc trochę poznałem to miasto.
Wsiedliśmy do tramwaju, który był pełen ludzi. Oparłem Hailey o barierkę czy boku pojazdu i stanąłem przed nią, położyłem ręce tak, aby odcinać ją od ludzi. Uśmiechnęła się i objęła mnie w pasie, przyciągając do siebie.
- Mój ochroniarz - wymruczała.
- Tak, teraz zaczyna się faza romantyka, więc uważaj - zaśmiałem się.
- Lubię, kiedy jesteś romantyczny - odparła pewnie, a jej dłoń wsunęła się pod moją koszulkę.
- Tak przy ludziach? - szepnąłem.
- Chciałbyś... - mruknęła. - Wciąż jestem zła.
- A jakbym cię ładnie przeprosił? - szepnąłem pochylając się.
- Musiałbyś się bardzo postarać... - szepnęła i wzięła moją twarz w dłonie.
- Wątpisz w to?
- Przekonaj mnie...
- Zrobię to od razu, kiedy znajdziemy się w mieszkaniu...
- A twoje kuzynka i jej dziewczyna?
- Pracują do późnego wieczora na drugą zmianę...
- I twierdzisz, że mnie przekonasz?
- Wiesz ile w mieszkaniu jest miejsc, w których bez problemu mogę cię wziąć?
- To byłby gwałt...
- Wszystkiego trzeba spróbować w życiu...
- Brutalny Lewis? Tego jeszcze nie było...
- Brutalny? Nie sądzę, że jak mnie zobaczysz bez ubrania, to nadal będziesz seks ze mną uważała za gwałt...
- Lewis - pisnęła czerwieniąc się. - Co ty ze mną robisz...
- Chyba raczej, co ja z tobą zrobię później - uśmiechnąłem się.
- Nikt tak nigdy na mnie nie działał...
- Nigdy na nikogo tak nie chciałem działać - wymruczałem, a po chwili wyciągnąłem ją z tramwaju. - Mało brakowało...
- Bo ty myślisz nie wiadomo o czym - prychnęła.
- Jak to nie wiadomo? - moja dłoń z jej ręki przeniosła się na talię, później na udo i do krocza, od razu złapała mnie za rękę i odciągnęła od siebie.
- Ty to nie masz tutaj żadnych oporów widzę...
- Wyjedziemy stąd za kilka dni i nigdy nie wrócimy. Czego mam się bać? - zaśmiałem się.
Spacerem przeszliśmy przed park miejski kierując się na drugą stronę małej zatoczki na rzece. Przycichł tutaj hałas płynący z ulicy, można się było skupić tylko na szumie liści. Wyszliśmy na zewnątrz parku, a ja oparłem się o bramę.
- Coś nie tak? - zapytała Hailey.
- Nie... po prostu, nie wejdę tam. Odwróć się - zrobiła to, przyciągnąłem ją, odparła się o mnie. - Widzisz tą białą kamienicę?
- Widzę...
- Tam mieszkaliśmy, ale teraz tam nie wejdę, ponieważ to grota niedźwiedzia zwanego moją babką, która by mnie najchętniej rozszarpała.
- Aż tak? - zapytała przekręcając głowę w bok.
- Niestety... - mruknąłem. - Chodź, idziemy na gofry.
- Gofry? Przecież ich nie lubisz.
- W Niemczech to co innego - zaśmiałem się.

~*~

Przeszliśmy z pół centrum Berlina, więc musiałem znosić Hailey po schodach w kamienicy. Na szczęście mieszkanie Sophie i Mii nie znajdowało się na najwyższym piętrze. Postawiłem ją obok drzwi, wygrzebałem klucz z kieszeni i zacząłem się siłować z zamkniem, jednak Hail postanowiła mi to utrudnić. Podeszła do mnie, jedną nogę zarzuciła na moje biodra przyklejając się do mnie, jedna jej ręka powędrowała na moje plecy, druga pod koszulkę. Gryzła i całowała moją szyję. Opuszki jej palców na moim torsie wywoływały przyjemne dreszcze. Dopiero po dłuższym czasie poradziłam sobie z tymi cholernymi drzwiami. Objąłem ją jedną ręką i lekko podniosłem, aby przenieść za próg. Zamknąłem drzwi, a kiedy się odwróciłem, ona ku mojemu zaskoczeniu przyparła mnie do tych samych drzwi. Całowała mnie namiętnie, a ja odwzajemniałem każdy z nich, jej rozgrzane dłonie wędrowały po moim ciele, aż jedna dotarła do mojego krocza, delikatnie się spiąłem i złapałem ją za pośladki.
- I kto tu kogo chce zgwałcić? - właściwie to nie zapytałem tylko wyjęczałem pod wpływem jej uścisku.
- A to co za cienki głosik?
- To może mała zamiana ról - szybko przerzuciłem ją przez ramię i wniosłem do pokoju, trzaskając drzwiami. Rzuciłem ją na łóżko.
- Au - jęknęła, ale zamknąłem jej usta pocałunkiem. Mój język wsunął się pomiędzy jej wargi, aby po chwili pieścić jej język. Cicho jęknęła. Bez zbędnych podchodów rozpiąłem jej spodnie i zdjąłem je. Po chwili dołączyła do nich bluzka, a później stanik. Chwicie całowałem jej ciało, lizałem skórę. Jak mi tego brakowało... Zmęczyła mnie ta niepewność, a to dawało ukojenie. W końcu zmusiła mnie do zdjęcia bluzki, a później wzięła się za rozpinanie spodni. Po chwili sam ją wyręczyłem, pozbywając się reszty mojego ubrania i jej majteczek. Wykorzystała tą sytuację i przewróciła mnie na plecy siadając mi na wysokości bioder.
- Ups... chyba to ja mam przewagę - wymruczała.
- Czy ja wiem? - objąłem ją ramieniem i dokonałem niemożliwego, przekręcając ją na plecy tak, aby leżała na mnie, zanim zdążyła zareagować, jedna moja dłoń znalazła się na jej szyi, a druga między jej nogami. Dłonie Hailey znalazły się na moim biodrach, w które zaczęła wbijać palce i przymknąwszy oczy zaczęła głośno jęczeć pod moim dotykiem i pieszczotami.
- No i kto ma przewagę? - wymruczałem i przygryzłem płatek jej ucha.

Hailey, kociaku?
Oj wiem... bardzo dobrze wiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz