środa, 21 czerwca 2017

Od Matthew cd. Heather

Jednym ruchem wskoczyłem na grzbiet Hurricane, a ta z miejsca przeszła do galopu.
- Hej, spokojnie - mruknąłem, poprawiając dosiad.
Klacz zwolniła do stępa, co prawda uczyniła to bardzo niechętnie, w końcu jest miłośniczką szybkiej jazdy. Nie mogę się doczekać, aż Morgan University zorganizuje jakiś rajd długodystansowy, by Hurricane mogła pokazać, na co ją stać. Najechaliśmy na ściankę i cały czas utrzymywaliśmy żwawy stęp, a Heather ze swoim koniem szła zaraz przed nami.
Po krótkiej, ale dokładnej rozgrzewce przeszliśmy do energicznego kłusa, a klacz od razu skupiła całą swoją uwagę na przeszkodach, znajdujących się na środku ujeżdżalni. Dałem jej po części wolną rękę i gdy tylko przeszliśmy do galopu, od razu najechała na pierwszą przeszkodę, przeskakując ją z dość dużym zapasem.
- Pięknie - powiedziałem cicho, głaszcząc ją po szyi.
Podczas najazdu na kolejną przeszkodę, klacz zagapiła się na coś, a raczej na kogoś i chwilę przed momentem wybicia się, skręciła w bok, odrzucając głowę w tył. Tym manewrem bez większego problemu, udało jej się, zrzucić mnie ze swojego grzbietu.
- Dzięki Charlotte - zawołałem, unosząc brwi.
- Wybacz, nie sądziłam, że aż tak zareaguje - zaśmiała się, gdy Hurricane pobiegła do niej i zaczęła się przymilać.
Klacz uwielbiała dziewczynę i o dziwo po tak długim czasie wciąż bardzo dobrze ją pamiętała.
Podniosłem się z ziemi i szybko otrzepałem spodnie, podchodząc do klaczy, która dokładnie w tym momencie postanowiła pobawić się w berka.
- Może ci jakoś pomóc? - zaśmiała się Heather, zjeżdżając na środek ujeżdżalni. 
- Nie trzeba, my już chyba zakończymy swoją jazdę, bo ktoś tu już zdążył się za bardzo rozproszyć - jęknąłem, biegając za klaczą, która miała niezłą uciechę z ucieczki. 
Trochę zajęło mi złapanie Hurricane i było to możliwe tylko dlatego, że wodze spadły na ziemię, a klacz wyczuła możliwe zagrożenie i najnormalniej w świecie się zatrzymała.  
- Chyba ktoś tu będzie musiał zrezygnować dzisiaj z przysmaków - westchnąłem, łapiąc za wodze - Może potrzebujesz się porządnie wyszaleć. 
Klacz zarżała radośnie i machnęła głową w górę. 
- Heather, masz ochotę jechać w teren? - spytałem, ponownie wsiadając na grzbiet Hurricane.
- Czemu nie? - Wzruszyła ramionami.
Charlotte otworzyła mam bramkę z ujeżdżalni, a Hurricane żwawym krokiem ruszyła w stronę ścieżki mimo, że kompletnie nie znała tych terenów. 
~~*~~*~~ 
Po powrocie do akademika, zaraz po wyczyszczeniu klaczy poszedłem wziąć prysznic. Hurricane uznała, że galop po błocie jest świetnym pomysłem, jednak nie pomyślała, że może być ślisko i oboje skończymy cali brudni. Heather ze śmiechu o mało nie spadła ze swojego konia, który po krótkiej chwili postanowił zrobić podobny wybryk. 
Gdy już wziąłem prysznic i wrzuciłem brudne ubrania do pralki, postanowiłem pójść na kolację. Oczywiście Shiloh miał wielki problem z tym, że za długo zostawiam go samego, jednak nie mogłem zabrać go ze sobą na stołówkę. 
- Po kolacji pójdziemy pobiegać, okej? - spytałem, drapiąc psa za uchem.
Shiloh zaszczekał radośnie i zajął swoje ulubione miejsce na dywaniku obok mojego łóżka. 
Wyszedłem na korytarz, o mało na kogoś nie wpadając.




Heather?
kompletny brak weny, nie dość, że krótkie, to jeszcze jakość.. 400 słów to moje minimum i wyciągnęłam XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz